„Hardcore’owcy grający smutną muzykę” – wywiad z Hangman’s Chair

Dodano: 11.02.2025
Na „Saddiction” (premiera w ten piątek) Hangman’s Chair niezmiennie opisują ścieżki samotności, depresji i wynikającej z tego apatii. W poniższej rozmowie opowiada nam o nich Julien Chanut, lider grupy, ale rozmawiamy także o scenie hardcore i o tym, co Hangman’s Chair zmienił w jego życiu.

Myślisz, że można uzależnić się od smutku?

Tak, sam jestem uzależniony od smutnej muzyki, smutnych filmów i smutnych ludzi. Nic na to nie poradzę.

Wiem, że wasz poprzedni album, „A Loner”, był bardzo mocno zainspirowany czasem pandemii i związaną z tym samotnością w codziennym życiu. Co było głównym paliwem dla „Saddiction”?

„A Loner” również było zainspirowane depresją oraz potrzeba izolacji od świata w tym ciężkim okresie. „Saddiction” stanowi kontynuację tego wątku, a konkretniej tego, co dzieje się po depresji. Myślisz, że to koniec, ale czy tak naprawdę jesteś uleczony? Mam wrażenie, że gdy raz otworzysz te drzwi, to już zawsze pozostaną uchylone. Wszystko sprowadza się wiec do akceptacji takiego stanu rzeczy i wyrobienia w sobie pewnej odporności.

Paryż to nieodłączna część Hangman’s Chair – praktycznie od samego początku istnienia zespołu podkreślacie wasza głęboką więź z tym miejscem, powszechnie kojarzonym jako stolica kochanków, sztuki i historii. Wy pokazujecie jednak ciemniejszą stronę Paryża. Jak wygląda to miasto widziane twoimi oczami?

Używanie odniesień do Francji i Paryża zawsze było dla nas bardzo ważne i oczywiste. To miasto miało na nas olbrzymi wpływ, jest zawsze przy nas. Czasami desperacko poszukujesz czegoś, co cię natchnie, a tymczasem stoi to przed twoimi oczami. Zespołowa inspiracja Paryżem wynika z codziennego życia. Niekoniecznie kocham to miejsce, ale nie odczuwam też do niego nienawiści. Tutaj mieszkam, znam jego ścieżki i czuję się jak w domu. Myślę też, że coraz więcej osób dostrzega Paryż takim, jakim jest naprawdę. To zdecydowanie nie to, co widzisz w filmach, żaden tam romantyczny obraz wykreowany w zbiorowej wyobraźni.

Gdy rozmawialiśmy ostatnio w Gdańsku, wspomniałeś, że następny album zaskoczy wiele osób, że pojawią się odczuwalne inspiracje shoegaze’owe. Czy, teraz gdy płyta jest już nagrana, myślisz, że rzeczywiście okaże się niespodzianką dla słuchaczy?

Za każdym razem, gdy zaczynam komponować muzykę, muszę najpierw zaskoczyć sam siebie. Poszukuję nowych i interesujących bodźców. Następnie muszę zaskoczyć resztę zespołu, zaproponować im coś, czego się nie spodziewają – może to być inne niż zwykle brzmienie albo konkretny riff. Tak było od zawsze. Podczas pracy nad „Saddiction” użyłem przykładowo nowego instrumentu – Bass VI. To coś pomiędzy gitarą i gitarą basową. Można dzięki niemu uzyskać dużo niższe dźwięki, nieco inaczej niż w typowej gitarze. Czasami ciężko odróżnić Bass VI od basu. Każdy z naszych krążków miał w sobie element nowego instrumentu albo innych akcesoriów, których używam. To bardzo wzmacnia moją kreatywność i pomaga spojrzeć na muzykę z innego punktu widzenia.

Mój kolega powiedział po waszym koncercie, że nie ma nic lepszego niż hardcore’owcy grający smutna muzykę. Jak wiadomo, wywodzicie się z tej sceny. Myślisz, że ma to wpływ na twórczość Hangman’s Chair?

Zabawne. (śmiech) Hardcore’owcy grający smutna muzykę – podoba mi się! Cóż, hardcore kojarzy mi się z młodością, z takimi pionierami gatunku jak Negative Approach, nowojorskim hc typu Merauder, Neglec czy też Starkweather lub Section8. Myślę, że w niektórych riffach Hangman’s Chair znajdziesz właśnie takie inspiracje. Moim zdaniem jesteśmy zespołem hardcore’owym

Jestem fanem Hangman’s Chair od momentu wydania waszego trzeciego albumu, „Hope///Dope///Rope”. Mam wrażenie, że zdefiniował on wasze brzmienie i estetykę, zgodzisz się z tym?

Tak, „Hope///Dope///Rope” był dla nas punktem zwrotnym. Wtedy odkryliśmy naszą tożsamość. Możesz równie dobrze traktować go jako nasz debiut. To, co czyni ten album wyjątkowym, to fakt, że byliśmy o włos od rozpadu i razem z Mehdim stwierdziliśmy, że chcemy jeszcze nagrać ten ostatni materiał. Może właśnie te emocje znalazły odbicie na „Hope///Dope///Rope”.

Pozwól, że spytam o Arkangel – legendę sceny hardcore, w której udzielasz się razem z Clementem (Haviciem, basistą – red.). Wiem, że koncertujecie – a co z nową muzyką? Jaki jest obecnie status Arkangel?

Arkangel jak najbardziej działa, ale rzeczywiście – skupiamy się głownie na koncertach. Niedawno odbyliśmy trasę w Chile, to było niesamowite! Bomby dymne w młynie pod sceną, szaleństwo! Ci ludzie są prawdziwymi pasjonatami! Pozdrowienia dla załóg la Choice oraz Todo a Nada. W marcu z kolei będziemy koncertować w Wielkiej Brytanii, a latem 2025 – w Azji. I rzeczywiście, pracujemy nad nowym materiałem, ale nie mamy jeszcze żadnych sprecyzowanych terminów jeśli chodzi o nagrania.

Co z perspektywy czasu odbierasz jako najistotniejsze w Hangman’s Chair?

Najważniejsze jest chyba to, że zespół założony dwadzieścia lat temu jako projekt na boku stał się punktem odniesienia do wszystkiego w moim życiu.

Ostatnie pytanie – w kontrze do smutku – słyszałeś ostatnio jakiś dobry dowcip?

Wystarczy sprawdzić wiadomości, to najlepszy dowcip.

Adam Borys

zdj. Andy Julia

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas