Turnstile – „Never Enough”: Pierwszy upadek Chrystusa

Dodano: 12.06.2025
Dzięki dwóm pierwszym płytom Turnstile weszli do współczesnego kanonu hardcore’a. Po trzeciej przeszli przez drzwi mainstreamu. Na „Never Enough” wywinęli orła.

„Glow On” był sporym wydarzeniem w świecie muzyki gitarowej i punktem zwrotnym dla wystrzału popularności teraźniejszej sceny hc. Co prawda wraz z triumfem grupy, a przede wszystkim bardzo mocno rozciągniętymi widełkami stylistycznymi, gatunkowi puryści zaczęli zastanawiać się, czy Turnstile w ogóle można nazywać jeszcze zespołem hardcore’owym, ale to detal. Z reguły po tak ogromnym sukcesie, po nagłym zdobyciu legionu fanów artyści decydują się na jedno z dwóch rozwiązań – obranie zupełnie nowej drogi lub próbę odtworzenia tego samego, ale w nowych szatach. Brendan Yates wraz z załogą zdecydowali się na drugą z opcji i, jak to często w takich przypadkach bywa, nie powtórzyli wielkiego osiągnięcia, lecz obniżyli loty. Na „Never Enough” – idąc śladem tych odważniejszych pomysłów z poprzednika – Amerykanie jeszcze mocniej zbliżyli się do alternatywnego rocka rodem z lat 90., coraz wyraźniej oddalając się od rdzenia hc. Pomysł brzmi nie najgorzej, przy czym jego egzekucja pozostawia nieco do życzenia.

Lampką ostrzegawczą był już inauguracyjny singiel tytułowy. Wszystko zaczynało się bardzo obiecująco, bo od eteryczno-synthpopowej melodii z wokalem Yatesa w centrum, ale gdy weszły gitary, napięcie opadło. Zespół zupełnie nagle przedstawił riff brzmiący jak autoplagiat „Mystery” bez choćby zbliżonego poziomu werwy czy energii. I tak przez cały numer. Podobny problem mam z dużą częścią reszty materiału. To fachowo skomponowane i przygotowane z pietyzmem piosenki, ale jakby będące efektem recyklingu, jakby usilnie nadganiające za wielkością „Glow On”, lecz w odessanej z wigoru formie. Oczywiście zdarzają się w tym gąszczu momenty świetne. Z miejsca zakochałem się w „I Care”, który w pierwszej połowie lat 90. szalałby na listach przebojów w jednym rzędzie z Jane’s Addiction, Pixies czy Faith No More. Bardzo dobrze sprawdza się też naładowany słoneczną intensywnością, chyba najbardziej hardcore’owy z zestawu „Sunshower”. Niestety równie wielkich momentów jakoś tutaj brakuje. Sześciominutowy „Look Out For Me” w żywszych sekcjach brzmi jak cień dawnej intensywności formacji, a dwa rzucone na koniec utwory sprawiają wrażenie zapychaczy, byleby tylko dobić do tych 45 minut…

„Never Enough” to – używając biblijnej nomenklatury – pierwszy upadek Chrystusa. Czy na kolejnych krążkach Turnstile przejdą swoją drogę krzyżową, czy może w blasku wrócą do złotej formy? Kwestia pozostaje otwarta. Osobiście wierzę, że im się uda, że to tylko lekki falstart.

Łukasz Brzozowski

(Roadrunner, 2025)

zdj. Atiba Jefferson

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas