Nieoczywiste i niedocenione: Linkin Park

Dodano: 10.07.2025
Linkin Park to – obok Limp Bizkit – największa gwiazda znienawidzonego przez metalowców nu metalu. W dyskografii tej grupy można jednak znaleźć wiele niedocenionych numerów, które zdecydowanie zasługują, by dać im jeszcze jedną szansę.

Linkin Park – zespół, którego każdy słuchał, ale się wstydził

Początek lat dwutysięcznych nie był czasem szczególnie łaskawym dla metalu przez duże „M”. I to nawet jeżeli mówimy o gigantach sceny. Metallica przeżywała wtedy kryzys, który niemal zakończył się jej rozpadem, Megadeth niby próbowało wrócić do ciężkiego grania, ale występowało w o wiele mniejszych obiektach niż kilka lat wcześniej (w 2001 r. grupa dała koncert w warszawskiej Stodole). Nie wspominając już o Anthrax, który był po serii chłodno przyjętych albumów (którym swoją drogą też warto dać drugą szansę, ale to temat na inny tekst). Może i Slayer nadal cieszył się szacunkiem ortodoksów, ale i tu dało się słyszeć stękania na eksperymenty na „Diabolus in Musica”, a potem „God Hates Us All”.

W tym czasie na szerokie wody wypływały jednak zespoły takie jak Rammstein, wspomniane Limp Bizkit, P.O.D., System of a Down czy bohaterowie tego tekstu – Linkin Park. Wszystkie one nagrały wiele hitów, które zapadały w pamięć i nie chciały się z niej ulotnić. Tyle że jak na dobre przeboje przystało, wszystkie te kompozycje były wręcz obrzydliwie melodyjne. A to jeden z grzechów głównych prawdziwego metalu! Efekt był taki, że niemal wszyscy choćby Linkin Park słuchali, ale nie szczególnie się tym faktem chwalili.

W związku z tym, że grupa Mike’a Shinody powróciła jakiś czas temu na scenę, postanowiłem wrócić do jej dyskografii i sprawdzić, które jej utwory nie zostały przez fanów tak docenione jak powinny.

Easier to Run

Zaczynamy od razu od drugiej płyty, „Meteora”. Debiut Linkin Park, „Hybrid Theory”, jest kultowy i zawiera same hity, które każdy obecny 30-parolatek zna na pamięć. Trudno mówić tu o zapomnieniu czy niedocenieniu. Na „dwójce” znajduje się jednak „Easier to Run”, numer, który z tylko znanych zespołowi powodów nie został jednym z singli i nie nakręcono do niego klipu. Nie wspominając od stałym włączeniu go do setlisty koncertowej.

Całość zaczyna się jak klasyczna ballada Linkin Park, by szybko przejść w mocniejszy akcent i wykrzykiwanie wersów przez Chestera Benningtona. Następnie ponownie wracamy do balladowego śpiewu. Najwspanialszym momentem jest tu jednak bridge i samo zakończenie.

Lost

To sprawa jeszcze ciekawsza – „Lost” poznaliśmy dopiero przy wydaniu reedycji „Meteora”. Dlaczego ten utwór nie trafił na CD już w 2003 roku? Muzycznie przypomina „Easier to Run” – może dlatego zespół wolał schować go do archiwum. Tyle że potencjał obu piosenek nie został w pełni wykorzystany.

No More Sorrow

Tak, wiem, po „Meteora” dla wielu Linkin Park się skończył. Muzycy nie kryli zresztą, że „Minutes to Midnight” miało w założeniu być odejściem od stylu z pierwszych dwóch płyt. I ta wolta sprawiła, że grupa zyskała rzesze nowych fanów, ale też straciła tych, którzy polubili się z nią wcześniej.

„No More Sorrow” udowadnia, że Linkin Park nadal potrafił wtedy jeszcze zagrać coś mocniejszego, a Chester wydrzeć jak na debiucie.

Blackout

O ile „Minutes to Midnight” było albumem rockowym z zbyt dużą ilością cukru i nastoletniej melancholii, tak „A Thousand Suns” okazało się wydawnictwem ciekawszym, choć zarazem kolejnym krokiem w stronę elektroniki. Mniej tu rocka, nie mówiąc o metalu, ale można znaleźć tu ciekawe eksperymenty, jakie popełniał wtedy zespół.

„Blackout” zaczyna się jak utwór Depeche Mode, by po chwili przejść w coś, co mogłoby się znaleźć na jakimś późniejszym wydawnictwie Nine Inch Nails. Gdzieś po drodze ktoś wpadł na pomysł, że fajnie byłoby w końcu podłączyć gitarę do pieca i pobawić miksem wokalu. Cały ten chaos przechodzi w typowe dla Linkin Park melodyjne zakończenie. Numer dla fanów zwrotów akcji.

I’ll Be Gone

„Living Thinks” to ogólnie chyba jedno z dwóch najbardziej niedocenionych wydawnictw Linkin Park. Zawiera parę przebojów, które jednak nie trafiły na swój czas. Takie „I’ll Be Gone”, gdyby znalazło się na ostatniej płycie, mogłoby być jednym z singli. Zawiera wszystko, co sprawiło, że zespół osiągnął tak wielki sukces: melodie, przejmujący wokal Benningtona i mocniejszy podkład muzyczny. Grupa nie wykorzystała potencjału tej kompozycji.

Victimized

To także powrót do stylu, który zrobił z Linkin Park królów nu metalu. Zresztą scream Chestera w tym numerze pokazuje, że świetnie odnalazłby się o wiele mocniejszym repertuarze niż ten, które komponował Mike Shinoda.

Keys to the Kingdom

Wspomniałem przed chwilą o najbardziej niedocenionych albumach formacji. „Hunting Party” znajduje się na szczycie takiej listy.

Grupa powróciła tutaj do metalu, a otwierające album „Keys…” jest najlepszym przykładem tego, że panowie byli gdzieś w głębi serca metalowcami. I ponownie: jak to możliwe, że ten numer nie stał się jednym z hymnów zespołu?! Przecież choćby sama wokaliza pod koniec aż prosi się o zaśpiewanie jej przez tłum.

Ledwo skończy się „Keys…” Linkin Park serwuje nam „All for Nothing”, kolejny niedoszły przebój, który zapewne we wczesnych latach dwutysięcznych śpiewaliby niemal wszyscy. „Hunting Party” wyszła i za późno, i za wcześnie – pewne odrodzenie nu metalu miało miejsce blisko dekadę później.

Until It’s Gone

To taka odpowiedź na „Somewhere I Belong”, która – tak, powtórzę to – została wydana po prostu za późno.

Rebellion

Na „Hunting…”, o czym nie wspomniałem, pojawiło się paru gości, a jednym z nich był Daron Malakian z System of a Down. I słychać to od pierwszego uderzenia w strunę. Tak brzmiałby wspólny projekt Linkin Park z Ormianami. Refren mógłby jeszcze w duecie z Chesterem zaśpiewać Serj Tankian…

Talking to Myself

Stężenie metalu na całym „Hunting…” było jednak chyba zbyt duże i muzycy na kolejnej płycie, „One More Light”, wrócili do eksperymentów z elektroniką. Właściwie otrzymaliśmy album popowy. I tu jednak znalazły się po prostu dobre piosenki. Wystarczy wymienić singlowe „Heavy” i właśnie „Talking to Myself”. Próżno szukać tu metalu, może muśnięcia rocka. Melodia i wokal Chestera pokazują jednak, jaki potencjał miał Linkin Park. Szkoda, że grupa z wiadomych powodów zamilkła potem na lata.

Jacek Walewski

zdj. materiały zespołu

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas