Suffocation – najlepsze, najbardziej bezlitosne

Dodano: 15.07.2025
Dyskografia Suffocation to morze deathmetalowych ciosów tak silnych, że z miejsca traci się część uzębienia. A gdyby tak wybrać po jednym najlepszym z każdej płyty?

Suffocation stawia się właściwie w jednym rzędzie z najważniejszymi deathmetalowymi składami – i słusznie. Nowojorczycy nie dość, że prawie w pojedynkę wymyślili brutalny death metal, to jeszcze go opatentowali i opakowali w hity. U nich nigdy nie chodziło o samo mordobicie, bo na pierwszą pozycję wysuwał i wciąż wysuwa się songwriting. 

„Catatonia” („Human Waste”)

Uwielbiam EP-kę „Human Waste”, bo jest całkiem nietypowym materiałem na tle reszty dyskografii zespołu. Tutaj Terrance Hobbs i załoga nie mieli jeszcze wykrystalizowanego stylu. Wszystko kipiało, buzowało i buczało zatopione w pogłosach. „Catatonia” to świetny tego przykład. Nie znajdziecie tu ultraciasnego brzmienia, za to rozbujane oldschoolowe riffy czy niemal thrashowe zrywy agresji już owszem. No i to solo w drugiej połowie… Cymes.

„Effigy of the Forgotten” („Effigy of the Forgotten”)

Gdy zastanawiamy się, jaki jest ten najlepszy materiał Suffocation, z reguły orbitujemy gdzieś między debiutem a „Pierced from Within”. Oba materiały stanowią piękną kompilację wszystkiego, co najlepsze w tym zespole, ale jeśli wolicie nowojorczyków w dzikszej odsłonie, to polecamy „jedynkę”. Utwór tytułowy mówi wiele – zaczyna się od wręcz prymitywnego blastu, a potem dostajemy nawałnicę riffów, rozpędzonej perkusji, aż do kompletu dobija cudowne zwolnienie w wybitnie headbangerskiej manierze. Samo dobre.

„Marital Declimation” („Breeding the Spawn”)

„Breeding the Spawn” ma w sercach wielu deathmetalowych maniaków podobny status co chociażby „Stillborn” Malevolent Creation – czyli bardzo fajnej płyty skopanej dziwną produkcją. I tutaj moja uwaga: uwielbiam to suche, muliste brzmienie. Jeśli coś dodaje deathmetalowi surowizny, to właśnie taki gruz. A sam numer – jeden z lepszych w historii grupy. Od chaotycznego perkusyjnego kartofliska w intro aż po uderzający w skroń breakdown w końcówce… Nic tylko poddać się tym strzałom.

„Suspended in Tribulation” („Pierced from Within”)

Czy „Pierced from Within” to ten najwybitniejszy materiał Suffocation? Grupa ewidentnie odnalazła na nim siebie. Wokale Franka Mullena nie były już tylko buczeniem ze studzienki kanalizacyjnej, ale przeszywającym flaki growlem prosto z trzewi. Najcięższe riffy brzmiały jeszcze ciężej – techniczne fragmenty zagrano z jeszcze większą finezją, a okazjonalne melodyjne wstawki dodatkowo urozmaicają to przerażające uniwersum widoczne na okładce. Wymieniam te składowe, bo „Suspended in Tribulation” zawiera je wszystkie. Te rwane riffy-głazy są absolutnie niesamowite, a przecież oprócz nich mamy liczne zmiany tempa, basowe pochody, blastowe gradobicie i inne smakowite obrzydliwości.

„Funeral Inception” („Despise the Sun”)

Wspomniałem, że fani Suffocation kochają przede wszystkim „Pierced from Within” i „Effigy of the Forgotten”, ale na śmierć zapomniałem o „Despise the Sun”. Niby tylko EP-ka, a siecze lepiej niż większość deathmetalowych pełniaków. To taki materiał, który brzmi trochę jak „Effigy…”, ale nagrane przez dojrzalszy i bardziej bezlitosny skład. „Funeral Inception” jest więc moim ulubionym otwieraczem w historii Suffocation. Może nie będę się specjalnie rozpisywał – jeśli nie znacie tego numeru, przewińcie go po prostu do 2:16, a potem obserwujcie, jak topi wam się skóra na twarzach.

„Demise of the Clone” („Souls to Deny”)

Nie będę ukrywał, że przez lata moim głównym skojarzeniem z „Souls to Deny” była okładka podobna do „Where Ironcrosses Grow” Dismember wydanego zresztą również w 2004 roku. Było to krzywdzące, ponieważ pierwszy z poeraktywacyjnych krążków Suffocation to deathmetalowy festiwal zła i szału. Grupa nie próbowała emulować samej siebie, a zamiast tego dorzuciła sporo nowości. Przecież te riffy na wejście to prawie że dysonanse godne Gorguts z „Obscury”, a im dalej w las, tym więcej fajnego – genialna krótka melodia prowadząca, riffy jak cegły (jak to u nich) i generalnie masa kombinowania w połączeniu z brutalizą.

„Regret” („Suffocation”)

Eponimiczny album Suffocation jest jednym z tych bardziej niedocenianych. To znaczy – nikt nie mówi, że to jakaś tam wtopa, ale ot, fajny materiał, nic więcej. Osobiście uważam, że to jedna z najbardziej chwytliwych płyt nowojorczyków, na której mistrzowsko połączono brutalno-techniczną mielonkę z motywami, które może niekoniecznie zanucicie, ale i tak zostaną wam w głowie. „Regret” uderza świetnymi kołowrotkowymi riffami, które mimo całej intensywności są jak na standardy tego składu bardzo melodyjne. Dojrzała rzecz.

„Dismal Dream” („Blood Oath”)

Skoro na wcześniejszej lokacie mieliśmy zaskakująco melodyjny numer, to czas na jakiś agresywny strzał. „Dismal Dream” zdecydowanie pasuje do tej kategorii. Już same riffy są tutaj w absolutnej topce najbrutalniejszych rzeczy, które zrobiło Suffocation, a jednocześnie nawet mimo obezwładniającego ciężaru nie brakuje w tym wszystkim melodii. 

„As Grace Descends” („Pinnacle of Bedlam”)

Mimo, hm, dyskusyjnej okładki zdobiącej wydawnictwo „Pinnacle of Bedlam” to silny punkt w historii Suffocation. Wielu fanów uważa, ten materiał za najlepsze, co grupa zrobiła po reaktywacji i mimo że sam się z tym nie zgadzam, w zupełności rozumiem takie głosy. Jest tu ciężar i jest naprawdę spore nagromadzenie hitów. Singlowe „As Grace Descends” to chyba mój faworyt. Część tych riffów to wręcz melodyjny death metal, ale przyspieszony, nakoksowany i zagrany ze znacznie większym impetem – na uwagę zasługuje też świetna neoklasyczna solówka w punkcie kulminacyjnym.

„Clarity Through Deprivation” („…Of the Dark Light”)

Będę kompletnie szczery – „…Of the Dark Light” jest moim zdaniem najsłabszym albumem Suffocation. I nawet nie chodzi o to, że dominuje na nim słabizna. Po prostu w wielu momentach brzmi zwyczajnie nieźle lub średnio, ale zaczyna się wręcz wybitnie. Startujemy absolutną riffowo-blastową burzą, by z czasem wpaść w absolutnie zabójczy breakdown i zabójczą solówkę brzmiącą jak zmutowany Slayer. O to chodzi.

„Delusions of Mortality” („Hymns from the Apocrypha”)

„Hymns from the Apocrypha” to płyta będąca w moich oczach bardzo konkretnym powrotem Suffocation do formy. Songwriting jest na najwyższym poziomie, a czysta i klarowna produkcja tylko wzmaga poziom ciężaru, zamiast generować tony plastiku. Singlowe „Delusions of Mortality” to bardzo mocny punkt krążka. Sorry, ale ten człapiący riff w ślamazarnym tempie dosłownie zabija. A potem mamy już sprint, świetne solówkowe impresje i pyk – koniec. Starsi panowie wiedzą, jak to się robi.

Suffocation świetnie brzmi na płytach, ale ta bestia budzi się do życia na 200% przy występach. Razem z rodzimym Vaderem jest to absolutnie najlepszy koncertowy deathmetalowy skład z tej starej szkoły gatunku. I nawet nie zamierzam z tym dyskutować, bo to prawda objawiona śmiercionośnego metalu. Wy też nie dyskutujcie, tylko kupujcie bilety na koncert grupy, który odbędzie się 13 sierpnia w krakowskim Hype Parku. Bilety kupicie TUTAJ

Łukasz Brzozowski

zdj. materiały zespołu

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas