Nie ma aż tak wielu japońskich zespołów z pogranicza muzyki rockowej, które zrobiły zawrotną karierę na Zachodzie. Nestorzy gatunku z X Japan wciąż cieszą się powszechnym szacunkiem, ale nie aż tak dużą rozpoznawalnością, jak chociażby nieco młodsi muzycy Dir en Grey albo The GazettE. Ani jedni, ani drudzy nie mogą się w dodatku pochwalić zapełnianiem hal na ponad tysiąc osób w niemal każdym miejscu, w jakim się pojawią – ten sukces należy do rozchwytywanego przez media Babymetal. Zespołu, który choć przykuwa uwagę silnymi kontrastami, został skompletowany i wymyślony przez nadal tworzącą jego wizerunek agencję artystyczną. Jeżeli komuś konwencja łączenia cukru ze smołą odpowiada, ale chciały czegoś bardziej osobistego, alternatywę może znaleźć właśnie w powoli rosnącym na kolejną gwiazdę Kraju Kwitnącej Wiśni Hanabie.
Wykreowany przez tokijski zespój harajuku-core od kawaii metalu spod znaku Babymetal różni przede wszystkim lepsze zrównoważenie wizualnego przepychu z autorską, samodzielnie komponowaną muzyką. Wokalistka Yukina, gitarzystka Matsuri, basistka Hettsu i od kilku lat perkusistka Chika to przede wszystkim przyjaciółki, które testują swoje pomysły w sali prób i komponują muzykę bez czynnego udziału producentów, managementu oraz speców od marketingu. Inaczej pisząc, funkcjonują po prostu tak, jak zespół rockowy funkcjonować powinien, a nie jak laboratoryjnie opracowany produkt. Może atrakcyjny i fascynujący, ale stworzony przede wszystkim po to, by zarabiał.
Zalążki Hanabie. sięgają gimnazjum, kiedy Yukina postanowiła założyć cover band ukochanego Maximum the Hormone – zespołu, który w łączeniu skrajności i silnych kontrastach przecierał szlaki całej japońskiej scenie muzycznej. Naturalnym kolejnym krokiem było zrezygnowanie z cudzego repertuaru i rozpoczęcie prac nad własnym, a także regularne koncertowanie w klubach w całym Tokio. Jak to często bywa, w pierwszym sukcesie pomogło znalezienie się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie – podczas ogólnokrajowego konkursu dla zespołów School Out zespół przykuł uwagę perkusisty metalcore’owego Crystal Lake, który użyczył mu studia do nagrania pierwszych utworów.
Stabilny wzrost zainteresowania Hanabie. gwałtownie przyspieszył w styczniu 2023 roku, gdy do internetu trafił utwór „お先に失礼します”(w języku angielskim „Pardon Me, I Have To Go Now”) i z miejsca stał się hitem, co otworzyło grupie drogę do występów na całym globie, w tym w Polsce – na Mystic Festivalu, Pol’and’Rocku czy podczas jesiennych koncertów klubowych (14 listopada w stołecznej Progresji, 15 listopada w gdańskim B90 i 16 listopada w krakowskim Kwadracie). Przy tej okazji wszystkie członkinie Hanabie dały się namówić na zamienienie kilku zdań.
Muzyka Hanabie cechuje się wyraźnymi kontrastami – w jednej chwili gracie bardzo ciężko, w drugiej lekko i chwytliwie. To odzwierciedla wasze osobowości i gusta?
Matsuri: Taki sposób grania rzeczywiście odzwierciedla zarówno nasze gusta, jak i osobowości. Chociaż wszystkie cztery żywimy wielką miłość do ciężkiej muzyki, każda z nas ma zupełnie inne korzenie. Nasz obecny styl został ukształtowany przez chęć uchwycenia ich wszystkich i zawarcia w naszej wspólnej muzyce każdego z naszych ulubionych brzmień.
W pojedynczym utworze potraficie zabrzmieć jednocześnie jak Maximum the Hormone, Coldrain, Shiina Ringo i Kyary Pamyu Pamyu. Z kim czułybyście się bardziej komfortowo na jednej scenie – z rockowymi czy popowymi artystami?
Chika: Jedną z naszych mocnych stron jest to, że tworzymy muzykę, która pasuje do różnych gatunków. Uwielbiamy i muzykę popową, i muzykę rockową, niemniej to właśnie wtedy, gdy dzielimy scenę z artystami z drugiej z tych kategorii, czuję się tak, jakby ktoś nagle nacisnął przełącznik i gram zdecydowanie bardziej agresywnie.
Jakie albumy miały kluczowe znaczenie w formowaniu się waszego brzmienia?
Matsuri: Dla mnie był to „Bu-Ikikaesu” Maximum the Hormone. Po raz pierwszy usłyszałam go, gdy byłam jeszcze w podstawówce. Puścił mi go tata. Już jako dziecko czułam, jak prąd przeszywa całe moje ciało, kiedy słyszę te utwory i zastanawiałam się: „Co to jest?!”. Dzięki tamtemu doświadczeniu zaczęłam wciągać się w ciężką muzykę.
Wasz wygląd na pewno jest bardziej niezwykły dla zachodniej publiczności niż dla japońskiej, ale czy fanów macie więcej u siebie, czy za granicą?
Hettsu: Nasza muzyka i wszystko, co robimy w sferze wizualnej łączą wiele elementów kultury japońskiej z licznymi wpływami kultury zagranicznej. Dla odbiorców z Zachodu jest to prawdopodobnie bardziej wyjątkowe niż dla osób stąd, dlatego obecnie rzeczywiście mamy więcej fanów za granicą. Czujemy przy tym jednak, że japońscy fani również doceniają wyjątkowość naszego podejścia do tworzenia zespołu.
Jesteście pierwszym japońskim zespołem od czasu X Japan, który wystąpił na głównej scenie Lollapaloozy. Macie nadzieję, że uchylicie dzięki temu furtkę dla innych grup z waszego kraju?
Chika: Jesteśmy bardzo dumne z występu na głównej scenie Lollapaloozy. Kochamy Japonię, więc z radością zobaczyłybyśmy więcej japońskich zespołów wzbudzających podobny entuzjazm za granicą. Mamy nadzieję, że Hanabie. będzie postrzegane jako taki zespół, jakim inne japońskie grupy będą chciały się stać.
Dekadę temu bariera językowa mogła być jeszcze problemem w dotarciu do szerszego grona odbiorców na Zachodzie, ale dzisiaj publiczność jest znacznie bardziej otwarta na śpiewanie w innych językach niż angielski. Może wręcz teksty w języku japońskim pomogły wam, bo ludzie chcą dzisiaj czegoś innego niż mainstreamowa muzyka?
Yukina: Z początku miałam obawy związane z barierą językową, ale szybko się okazało, że niepotrzebnie, bo publiczność nauczyła się śpiewać teksty po japońsku razem z nami i wiwatowała, kiedy mówiłyśmy po japońsku. Nawet jeżeli to było zaledwie zwykłe: „Dziękuję”. Uświadomiło mi to, że bycie sobą i śpiewanie po japońsku jest w porządku. Czułam się wdzięczna i szczęśliwa, że publiczność zaakceptowała nas takimi, jakie jesteśmy.
Wszystkie wasze albumy, EP-ki i single ukazały się z okładkami silnie zainspirowanymi mangą i anime. Jakie są wasze ulubione tytuły?
Hettsu: Dla mnie są to „Sword Art Online”, „One Piece”, „Pretty Cure”, „Cardcaptor Sakura” i „Fullmetal Alchemist”.
Nagrałyście czołówki do dwóch serii anime – „Momentary Lily” i „Araiguma Calcal-dan”. W Japonii to znaczy więcej niż tylko użyczenie utworu na rzecz serialu, to istotny sposób promowania muzyki. Jak ważne było to dla was przeżycie?
Yukina: Już w dzieciństwie anime było mi bardzo bliskie. Zetknęłam się z nim jeszcze przed odkryciem, jak to jest grać w zespole i zawsze uwielbiałam związaną z tym kulturę. Tworzenie utworów do anime jest ekscytujące i pomaga nam poszerzać rozpoznawalność zespołu. Dzięki temu docieramy do osób, które mogą nas jeszcze nie znać. Poza tym jest coś innego w tworzeniu muzyki do anime niż w tworzeniu tylko dla siebie i daje nam to wiele frajdy, kiedy możemy wyjść poza zwyczajny sposób komponowania.
Niedawno BBC opublikowało artykuł zatytułowany: „Jak japońskie utwory z anime stały się nową muzyczną obsesją pokolenia Z”. Co w muzyce z anime tak bardzo pociąga młodych ludzi z całego globu?
Hettsu: Dla osób pochodzących z Japonii – ze mną włącznie – anime od najmłodszych lat jest po prostu częścią codziennego życia, więc muzyka z anime jest w nas głęboko zakorzeniona. A ponieważ muzykę do anime tworzą osoby, które uwielbiają oglądać te seriale i wychowały się na nich, wkładają w każdy utwór tak wiele pasji, że zarażają nią ludzi na całym świecie. Dzięki temu ta miłość rozprzestrzenia się bez granic.
Słucham japońskiego rocka mniej więcej od początku tego stulecia i mam wrażenie, że w ostatnich latach jest w nim coraz więcej elementów zachodnich. Nie obawiacie się, że utraci swój odrębny charakter?
Matsuri: Nie wydaje mi się, żeby japoński rock utracił swój charakter, ale na pewno zagraniczne zespoły zyskały w międzyczasie bardzo dużą popularność w Japonii. W latach 90. były to chociażby Green Day i Nirvana, a w dwutysięcznych między innymi Limp Bizkit. Wiele nowych zespołów powstawało tutaj pod wpływem fascynacji właśnie zagranicznymi grupami, a to, jak poszczególni artyści odbierają muzykę i jakiej słuchają zawsze wyznacza kierunek, w którym zmierzają. W Hanabie. naszą wizją od początku było łączenie ciężkiej muzyki z esencją tego, czym jest Japonia, bo po prostu jesteśmy japońskim zespołem i zależy nam na tym. To z kolei w naturalny sposób nadało naszym utworom niepowtarzalny klimat japońskiego rocka.
Nie jesteście jednym z tych zespołów, które wytwórnia wymyśliła na zamówienie, tylko przyjaciółkami grającymi to, co naprawdę leży im na sercach. Łatwiej jest dzięki temu zaistnieć czy przeciwnie – może to być utrudnieniem?
Yukina: Myślę, że to zaleta. Kiedy byłyśmy nastolatkami, bywały takie momenty, że było nam trudno, ale już to przezwyciężyłyśmy. Poza tym, że gramy razem w zespole, jesteśmy dla siebie również jak siostry, rodzina, najlepsze przyjaciółki czy koleżanki. Bliska przyjaźń pozwala nam otwarcie rozmawiać o wielu rzeczach i naprawdę uwielbiam, kiedy spędzamy razem czas.
Jarosław Kowal
zdj. materiały zespołu