W momencie narodzin Skeletal Remains ponad wszystko kochali amerykańską odnogę śmierć metalu. Teraz również poszliby za nią w ogień. Jedyna różnica polega na tym, że w przypadku “Fragments of the Ageless” grupa bierze na tapet dokonania innych tytanów nurtu z USA niż przedtem. Przy debiucie czy “Condemned to Misery” byli zapatrzeni w Obituary na poziomie jaskiniowych przyspieszeń, lubili tranzycyjne wcielenie Death ze “Spiritual Healing” w kontekście złożoności riffów, a na dokładkę proponowali akcent europejski w postaci nawiązań do drugiego albumu Pestilence. Z biegiem czasu panowie przerzucili się na siedmiostrunowe gitary, ewidentnie spędzili więcej czasu na pielęgnowaniu umiejętności technicznych, a ich tegoroczne dzieło to najlepszy tego przykład. Może nie spodziewajcie się progresywno-zagmatwanego kombinowania, ale swobody i otrzaskania z gatunkowymi wykładniami już owszem. “Fragments of the Ageless” ukazuje Skeletal Remains jako zgrany skład, który nawet w pozornie prostych momentach potrafi zaimplementować odrobinę finezji. Gdy w “Cybernetic Harvest” świdrujący, wściekle kostkowany riff ma bardzo sprawne podparcie w postaci stale upiększanych perkusyjnych przejść, wiadomo, że ktoś tutaj dobrze wie, co robi.
Wspomniawszy o finezji parę linijek wyżej, nie miałem na myśli wyłącznie rosnącego zakresu umiejętności instrumentalnych, ale przede wszystkim lekkość, z jaką Skeletal Remains przechodzą z jednej twarzy death metalu do drugiej. Udowadnia to choćby otwierający “Relentless Appetite” (nie bez kozery wytypowany na singla), który jest właściwie pamiątkową pocztówką dla każdego, kto rozkochiwał się we florydzkim brzmieniu lat 90. Jest tu zajadłość Monstrosity, przedwieczna energia łamana na agresję w typie Morbid Angel z ery Steva Tuckera, a nawet odrobina gitarowego czary-mary z okolic debiutu Disincarnate… Amerykanie mają świadomość, że rewolucjonistami nie zostaną, więc skupiają się na tym, co potrafią najlepiej, czyli najbardziej żelaznej egzekucji riffów, a tych dostajemy multum. Zespół potrafi wrzucić kilka źródeł inspiracji w struktury jednego utworu, przez co intensywność zmian tempa czy tematów jest – jak na nich – zatrważająca. To duży postęp, nawet w kontekście poprzedniego “The Entombment of Chaos”, gdzie utwory, mimo podobnego nerwu, nie były aż tak zróżnicowane. Właśnie z tego powodu raduję się, gdy w piosenkach pokroju “Verminous Embodiment” znajduje się przestrzeń na klasyczny death metal naładowany szałem w guście wczesnego Deicide, a obok tego zupełnie naturalnie pojawia się brutaliza godna Cannibal Corpse. Żeby jednak nie było tak słodko – jest coś, co momentami ciągnie “Fragments of the Ageless” w dół: solówki. W pełni rozumiem, że pokusa jest ogromna, ale gdy palcołomne popisy gitarzystów rozciągają się czasami do minuty, a końca samozachwytu nie widać, dobre wrażenie bywa zachwiane. Na szczęście to jedyny istotniejszy defekt krążka – przez większość czasu rządzi dobra rzeźnia.
“Fragments of the Ageless” jest jak najbardziej udanym ochłapem death metalu w na wskroś amerykańskim stylu. Jeśli serce bije wam mocniej przy dokonaniach florydzkich klasyków z ostatniej dekady ubiegłego wieku, spędzicie z tym albumem wiele miłych chwil.
Łukasz Brzozowski
(Century Media Records, 2024)
zdj. Allen Falcon