Co przychodzi ci do głowy jako pierwsze, gdy myślisz o Kurhanie?
Dobre pytanie, bo zmusza do myślenia. Pierwsze do głowy na hasło Kurhan przyszło mi granie, potem metal, ale żeby z tego jakieś zdanie złożyć to średnio.
To sugestia, że traktujesz zespół z lekkim dystansem?
Absolutnie nie, jest dokładnie odwrotnie – zespół to dla mnie tak ważna część życia, że nie potrafię na szybko oddzielić go i streścić w jednej myśli.
Zapytałem, bo zastanawiam się, dlaczego nie macie mobilizacji, by docisnąć działania promocyjno-wydawnicze i iść za ciosem. Wasze dwa albumy dzieli siedmioletni odstęp, więc czy “Wieża” ma być czymś w rodzaju odrodzenia, czy planujecie podchodzić do zespołu tak samo, jak przedtem?
Nie, to kontynuacja, każde nasze kolejne wydawnictwo jest krokiem, dla którego punkt wyjścia stanowi poprzednik. Część numerów z “Wieży” powstała zanim ukazał się “Głód”, a numer tytułowy zaczęliśmy grać na koncertach jakoś w 2013 roku. Słowem: trwa u nas ogrywanie się z materiałem, trwa realizacja, no i mieliśmy za każdym razem jakiś tam poślizg z wydaniem. “Wieża” pojawiła się w wersji fizycznej jakieś półtora roku po ukończeniu przez Nihila masteringu.
Działania promocyjne mnie brzydzą. Jak widzę kolegów srających na socialach co dziesięć minut postami o swoich nowych wspaniałych płytach, to czuję mdłości. Pół biedy, kiedy jakoś tam trafiają mi w gust, ale wiadomo, nie zawsze tak jest. Wiem, że przy natłoku nowych materiałów trzeba się nakrzyczeć, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale w Kurhanie negujemy, że cokolwiek trzeba, bo nie mamy celów sprzedażowych ani potrzeby rozpychania się łokciami – łokciami to prędzej rozpycha się nasza muza.
Ale może intensywna promocja w mediach społecznościowych nie jest wynikiem tego, że coś trzeba? Może chodzi o dumę wynikającą z nagrania czegoś nowego? Trudno o prostszą metodę wyrażenia tej radości niż za pośrednictwem Facebooka czy Instagrama.
Nie wiem, ta duża intensywność postów i innych takich po prostu mi śmierdzi, wykracza daleko poza mieszczącą się w dobrym smaku hubris.
Od którego momentu dochodzi do przekroczenia granicy dobrego smaku?
Nie wiem, czy to na tyle istotne, by się nad tym rozdrabniać, szczególnie że to tylko moje subiektywne odczucie. Gdy z przysłowiowej lodówki wyskakuje mi okładka czy promocyjne foty danej kapeli, ich działanie budzi efekt odwrotny od zamierzonego.
Jak można przeczytać na Bandcampie, powstaliście po to, by wyrażać gniew i zdegustowanie światem – niedługo miną pełne dwie dekady od momentu założenia Kurhanu, ale czy poziom rozczarowania otaczającą rzeczywistością wzrósł? W końcu jesteście starsi, na niektóre rzeczy pewnie wolicie machnąć ręką.
Na miejsce tych generatorów wkurwu, które możemy już olać, pojawiają się kolejne. Nie wiem, jak chłopaki, mam nadzieję i życzę im, by byli spokojniejsi niż lata temu, ale mnie ruszają otaczające rzeczy chyba nawet bardziej niż kiedyś. Odnoszę też wrażenie, że wspomniany gniew jest bardziej sprecyzowany i uzasadniony. Jak to w życiu, staram się skupiać na pozytywach, lecz negatywy same skupiają uwagę na sobie. Na szczęście Kurhan to nasz kanał ekspresji i używamy go do wyrzucania z siebie emocji.
Nie martwi cię, że w związku z kondycją świata powodów do gniewu jest coraz więcej?
Nie.
Jak po tylu latach pluć jadem w piosenkach i wciąż wypadać przekonująco? Czas spędzony w metalowym środowisku i powielanych w nim klisz mogą być dodatkową przeszkodą, ale jednak “Wieża” jest – jak zauważyłeś – bardziej gorzkim materiałem niż “Głód” czy poprzedzające go demówki.
Dlatego, w powiązaniu z poprzednim pytaniem, wydaje mi się, że nie ma u nas problemu z autentycznością. Oczywiście odbiorca oceni to indywidualnie, ale naprawdę nie wydaje mi się, by zespołowe pokładu wkurwu miały szansę się wyczerpać. Ludzka natura i otaczająca nas rzeczywistość jest taka, że zawsze będzie budzić także frustrację, rozczarowanie i wściekłość – obok uczuć pozytywnych oczywiście, którymi dzielimy się z bliskimi. Faktycznie, jak stwierdziłeś, demóweczki były bardziej stoickie, czego w sumie zazdroszczę sobie z przeszłości.
Zazdrość wynika z tego, że w przeszłości byłeś spokojniejszy?
Tak. Raz, że mniej rzeczy mnie dotyczyło i dwa, że polityka – w której nie lubię się babrać – nastrajała nie aż tak pesymistycznie, jak obecnie. Przynajmniej mnie, czyli człowieka obrzydzonego kleptokracją i totalitaryzmami.
Ale kleptokracja i totalitaryzm są z nami od zawsze.
Nie wydaje mi się, a gdybym miał się zgodzić, to tylko zaznaczając, że to zjawiska, które występują w jakiś spektrum intensywności. Dziś są one dalece bardziej posunięte niż tych dziewiętnaście czy dwadzieścia lat temu, gdy tworzyliśmy zespół.
“Wieża” jest bezpardonowa, momentami chaotyczna, ale czy utrzymywanie pewnego poziomu chropowatości w utworach przychodzi łatwo? Nigdy nie mieliście typowych dla black/deathmetalowców pokus, by wzbogacić muzykę wątpliwymi techniczno-atmosferycznymi?
Nigdy nie chcieliśmy stosować wątpliwych rozwiązań, ale czasem stosowaliśmy dość ryzykowne. Czasem też – na przykład na “Celu” – mieliśmy numery zrobione ciut powyżej naszych możliwości, które jakoś tam dowieźliśmy przy nagraniu. Nie wiem czy dobrze w ogóle rozumiem pytanie, bo właśnie przyszły mi do głowy co najmniej dwa fragmenty “Wieży” do niego pasujące. Jeden jest atmosferyczny, a drugi techniczny, więc pewnie ktoś mógłby odebrać je jako wątpliwe urozmaicacze. Jednak nie aspirujemy do grania wariacji nt. Von, a numery upiększone różnymi smaczkami chyba nam wychodzą, więc to najpewniej kwestia gustu odbiorcy, co jest na miejscu, a co niby nie.
Pomyślne wdrażanie ryzykownych rozwiązań przynosi większą satysfakcję?
Granie dwuriffowych numerów pod Von czy kanadyjskie Slaughter również daje mnóstwo frajdy, ale tak – przy rozwiązaniach mało typowych dochodzi jeszcze wrażenie, że jednak się jakąś swoją mikrocegiełkę dokłada do tej budy zwanej muzyką metalową.
Za chwilę ruszacie w Polskę z In Twilight’s Embrace i Odium Humani Generis. Nie jest tajemnicą, że proponujecie znacznie bardziej szorstkie piosenki niż wasi koledzy. Myślisz, że dzięki temu kontrastowi Kurhan wybrzmi na żywo jeszcze intensywniej niż kiedykolwiek?
Zapewne będzie tak, jak mówisz. Mamy bardziej tradycyjnie metalową estetykę niż koledzy, gramy szybciej, ciężej i intensywniej. Cóż, można więc chyba powiedzieć, że na koncertach będzie dla każdego coś niemiłego.
Dawno temu byłeś basistą w inauguracyjnym składzie Gruzji, po czym odszedłeś z zespołu dosłownie na moment przed wybuchem największego hype’u, który utrzymuje się po dziś dzień. Gdybanie jest mało potrzebnym zajęciem, ale zdarza ci się żałować tej decyzji?
Nigdy, bo absolutnie nie mam czego żałować – pomogłem chłopakom na dwóch gigach, było miło, wspominam to jako fajne doświadczenie, ale jednak tylko w charakterze pomocnika. Przekaz Gruzji nie trafia do mnie w całym zakresie, więc nie byłbym szczery grając z nimi na stałe.
Jakie konkretnie części ich przekazu gryzą się z twoim podejściem?
Za dużo w tym show jak na mój gust, ale już jako odbiorca nie mam problemu ani z tym boysbandowym wizerunkiem, ani z tekstami, które nie do końca mnie przekonują. Tu akurat mi nie dogodzisz, bo liryki zawsze wolę, gdy są zrobione po mojemu, mówiąc dyplomatycznie. Jednocześnie chcę dodać, że niektóre fragmenty mają całkiem dobre.
Niemniej, wychodząc na scenę firmuję słowa swoją twarzą, więc satysfakcjonujące w 100% będzie dla mnie tylko granie z Kurhanem. Nadal się oczywiście z chłopakami z Gruzji mniej lub bardziej kolegujemy.
Gruzję wciąż wpycha się do szufladki blackmetalowej, ale czy słusznie?
Według mnie absolutnie niesłusznie. Jestem sobie w stanie ułożyć w głowie linię obrony dla takiego stanowiska, tylko że jej nie przyjmuję.
W pewnym momencie za dystrybucję “Wieży” odpowiadała oficyna wydawnicza Gruft Prodüktion, dowodzona przez Tomasza “Mephisto” Kruszyńskiego – jak oceniasz współpracę z nim? Czy spędziliście długie godziny na analizie pierwszych demówek Necrophobic?
Tomasz Maria Mephisto Kruszyński – jako reprezentant sił Podziemia – zgodził się wziąć pod swoje skrzydła karton z CD-kami “Wieży”, więc jeśli robicie zakupy w Gruft, możecie dorzucić do przysłowiowego koszyka m.in. nasz album. Jeśli szczęście dopisze, może uda się z Tomkiem zamienić dwa słowa na temat wyższości demówek nad pełnymi płytami i to nawet, gdy rzeczone płyty są świetne.
Niestety, zobaczę się z nim dopiero na nadchodzących koncertach, ponieważ z tego co wiem, to wybiera się na sztukę w Poznaniu, którą gramy ze Zmyrną i suwerenami ziem wielkopolskich – Moloch Letalis, podczas gdy Odium Humani Generis i In Twilight’s Embrace zaprezentują się na Nextfest. Czy się na to spotkanie cieszę? Cytując samego zainteresowanego: Jestem w takim wieku, że trudno się z czegokolwiek cieszyć. Ale tak.
Łukasz Brzozowski
zdj. Aleksandra Burska