Altari – “Kröflueldar”: Black metal odarty z prostych skojarzeń

Dodano: 25.04.2023
Co roku ukazuje się kilka płyt, na których blackmetalowa esencja wytrąca się nie przez riffy podkradzione klasykom czy nawałnicę blastów. Mowa o atmosferze wciągającej jak czarna dziura, nawet jeśli muzyka niekoniecznie spełnia wytyczne gatunku. Debiut Altari jest jednym z takich materiałów.

Już w kwestii inspiracji zespół wymyka się łatwym skojarzeniom. Na charakter “Kröflueldar” wpłynęły klasyki od sasa do lasa – Interpol i Craft; This Mortal Coil i Deathspell Omega; Blue Öyster Cult i Judas Priest. Oczywiście black metal czerpiący ze źródeł oddalonych od gatunkowego matecznika to nic nowego, lecz znalezienie wspólnego mianownika między tak rozstrzelonymi emocjonalnie grupami sytuuje Islandczyków gdzieś indziej niż wielu kolegów po fachu. To nie jest typowy awangardowy/eksperymentalny/jakitamsobiechcecie potworek, który skacząc z punktu A do punktu B, zawojuje scenę na sezon czy dwa. Altari wcale nie potrzebują oddzielać grubą kreską zagrywek podpatrzonych z różnych stron, bo zamiast dzielić piosenki na części, łączą wszystkie pomysły razem i mieszają je w kotle, póki nie osiągną absolutu. Właśnie dlatego ich tegoroczne wydawnictwo zawiera multum odmiennych elementów, z pozoru sprawiających wrażenie puzzli powciskanych w losowe miejsca. Niemniej, gdy już dojdzie do przegryzienia się z tymi wątkami, całość nabiera sensu. Każda niedbale zaproponowana melodia zazębia się z miniaturowym solo. Szczątkowy zarys riffu przeradza się w psychodelicznego snuja prowadzącego dialog z gitarą rytmiczną. Post-punkowa melodia bez pardonu przerywa blackmetalowo nawiedzoną partię prowadzącą. 

Największą zaletą Altari wcale nie jest poziom nerda przekraczający skalę czy zróżnicowanie na wielu płaszczyznach. Te elementy w znaczącym stopniu kreują twórczy krajobraz grupy, gwarantując wiele nieoczekiwanych zmian tematów i dowodząc szerokiej wyobraźni muzyków, ale jest w tym coś jeszcze. Chodzi o improwizację rozumianą jako swobodne podejście do materii piosenek. Islandczycy – nawet bardziej niż Morbus Chron z etapu “Sweven” lub Tribulation z “The Formulas of Death” – odrzucają bazę utworu opartą na powracającym schemacie zwrotek oraz refrenów. Te numery żyją własnym życiem i meandrują bez ustalonego celu, a jednocześnie ani na moment nie odlatują w monotonię bliską dronom czy dark ambientowi. Szkieletem całości pozostaje silnie zaakcentowana warstwa melodyczna, ale to, gdzie dana melodia zmierza, pozostaje tajemnicą właściwie do ostatnich sekund. Autorzy “Kröflueldar” potrafią rozpocząć konkretny patent, następnie znienacka obrać inny kierunek i dopiero pod koniec wrócić do tematu zaproponowanego na wejściu. W “Djáknahrollur” startują z riffem podpartym tremolową ścieżką w stylu Svartidauði, by potem obrać kurs na zalatującego gotykiem death rocka, a następnie powtórzyć początkową sekwencję od nowa. Sytuacja wygląda jeszcze ciekawiej w “Vitisviiltur”. Tutaj rozmyte plamy gitar budują napięcie przez sześć minut i gdy słuchaczowi już wydaje się, że eksplozja to kwestia chwili, kawałek zostaje bezceremonialnie zakończony. 

Altari, będąc wyjątkowo plastycznym tworem, nie gubią blackmetalowej aury. “Kröflueldar” to płyta tajemnicza, wsysająca w otchłań, a jednocześnie stuprocentowo autorska i osobliwa w skali nurtu. Nie pomylicie tego z niczym innym. Prawda, że trudno o lepszą wizytówkę?

Łukasz Brzozowski

(Svart Records, 2023)

zdj. materiały promocyjne zespołu

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas