Dystopijny krajobraz Cattle Decapitation to jednak rzecz daleka od jednorodności. Grupa z powodzeniem kontynuuje wędrówkę zapoczątkowaną już na “Monolith of Inhumanity”. Jest więc brutalna do granic możliwości, choć nie tylko brutalność jej w głowie. Wszelkie przyspieszenia – od miarowo wystrzeliwanych blastów po nieustannie gęste partie podwójnej stopy czy zapamiętale kostkowanie riffy – uderzają z podwójną siłą, ponieważ zespół ma w rękawie szeroką gamę innych kompozytorskich akcentów. Oprócz temp odrzutowych, oprócz grindowych wystrzałów bez miejsca na oddech pojawiają się też zejścia w metalcore’owy kłus dopasowany do koncertowego headbangingu, szczątki melodii w wiodących zagrywkach gitary, a wisienką na torcie pozostają wokale. Travis Ryan nieco rzadziej niż przy poprzednim “Death Atlas” pozwala sobie na gardłowe ekwilibrystyki, co z pewnością przysłużyło się spójności materiału, choć wciąż korzysta z zakresu środków odbiegającego od klasycznie śmierćmetalowego kanonu. To już nie jest zwykły growling, tylko całkiem udana próba pożarcia słuchacza żywcem. Piosenkarz z powodzeniem ryczy, skrzeczy, mlaska i kłapie, pozwalając sobie też na okazjonalne przebłyski czegoś, co chciałoby się nazwać śpiewem, ale nie – tu bym przesadził. To raczej humanoidalne wrzaski niż atakowanie wyższych rejestrów przy jednoczesnej dbałości o ckliwość i ładne harmonie.
Czy w związku z tym “Terrasite” pozostaje wyłącznie krewną jej paru poprzedniczek? Nie do końca. Cattle Decapitation wciąż utrzymują się w ryzach deathgrindu, lecz coraz chętniej wplatają wzbogacają go o struktury cechujące inne nurty. Jest w tym znacznie więcej przestrzeni niż na “Death Atlas”, nie wspominając już o jeszcze wcześniejszych krążkach. Bo zawodnicy z San Diego na swój sposób modyfikują szkielety piosenek, nadając im więcej przestrzeni. Nie chodzi tu w żadnym wypadku o post-metalowe tremola czy ugrzecznienie formy, lecz o lekkie zwolnienie, a może nawet i wycofanie się z wyścigu zbrojeń. W takich kawałkach jak “The Storm Upstairs” czy “A Photic Doom” zauważalne jest odmienne podejście do śmierćmetalowej materii. Josh Elmore i koledzy nie boją się średnich temp, które spokojnie sprawdziłyby się w nowoczesnym thrash metalu, przy czym w drugim ze wspomnianych numerów chętnie sięgają po do przegięcia ciężki i wyciskany riff po riffie breakdown – czy tylko ja odczytuję to jako rozwiązanie ze szkoły deathcore’owej? Z drugiej strony fani ordynarnego mordobicia nie muszą się niczego obawiać. W kategorii bezpardonowego torpedowania wszystkiego w zasięgu wzroku “Terrasite” oferuje dużo dobrego. Za przykład może posłużyć ściśnieniowany od góry do dołu, naładowany w dużej mierze karkołomnymi młynkami sekcji rytmicznej “…and the World Will Go on Without You”. W podobnej konwencji utrzymana jest zresztą “Solastagia”, choć w drugiej połowie – mimo osiągnięcia najwyższej temperatury – dryfuje blisko rejonów melodyjnego death metalu z tą zamaszystą partią gitary na drugim planie. Pomost między rzezią niewiniątek a bardziej stonowanym songwritingiem? Na to wychodzi.
“Terrasite” znajduje Cattle Decapitation w bardzo dobrym momencie. Grupa ma w pełni wyrazisty styl, na który pracowała latami, a jednocześnie nie pozostaje w żaden sposób zniewolona, stale dorzucając nowe klocki do układanki. Poskutkowało to najciekawszymi kompozycjami od długiego czasu. Oby tak dalej.
Łukasz Brzozowski
(Metal Blade, 2023)
zdj. Alex Solca