Co lubisz bardziej: stary metal czy stary punk?
Z pewnością stary metal, choć trochę się to przeplatało. Zaczynałem, jak każdy, od Metalliki i tego typu rzeczy, ale gdy już wszedłem w ekstremę, najbardziej podobały mi się momenty z d-beatem, albo ewentualnie “disko”, jak w tytułowym z “Under a Funeral Moon” Darkthrone, tak to wtedy nazywałem. Z punku znałem wtedy tyle co “Spytaj milicjanta” i “Dzieciaki atakujące policję”.
Czyli w waszym przypadku zainteresowanie punkiem wywiodło się z metalu?
Jak najbardziej, a konkretniej z coveru “Possibilities of Life’s Destruction” Carpathian Forest (w oryginale Discharge – przyp.red.).
Był to zapalnik, który poskutkował założeniem Wielkiego Mroku?
Niekoniecznie. To, o czym teraz opowiadam, to raczej wspominki z dawnych czasów, gdy dopiero poznawałem cięższą muzykę. Przytoczony cover był jednym z pierwszych punkowych numerów, jakie kiedykolwiek usłyszałem, ale reszta chłopaków z kapeli przebyła nieco inną drogę. Na przykład Czacha (ex-garowy Black Host) jest wielkim fanem Led Zeppelin i uderzał w klasyczny black bardziej od strony pierwszej fali gatunku i speed/black/thrashu, więc jak widzisz nie ma tu jednej zasady co do każdego z nas. Podsumowując: metal odgrywał u mnie kluczową rolę, a do punku doszedłem znacznie później, ale, jak wiadomo, całe życie na d-beacie. Bardzo lubię tę muzykę, a im więcej d-beatu, tym fajniejszy metal.
Jesteśmy w podobnym wieku i tak jak ty polubiłem punk później niż metal, bo początkowo wydawał mi się zbyt miałki i niedostatecznie ciężki. Miałeś tak samo?
Muszę tutaj zaznaczyć, że nie nazwałbym siebie punkowcem, nie śledzę punkowych nowości, nie mam jakiejś dużej wiedzy nt. gatunku. Najzwyczajniej w świecie w którymś momencie zacząłem poznawać więcej muzyki niż wcześniej. Gdy wypuściliśmy pierwsze wideo przed dwoma laty, masa ludzi pisała wiadomości w stylu: “stary, ale punkowo, normalnie brzmicie jak Siekiera”, ale nie byłem nigdy związany z tą sceną. Znałem “Hear Nothing, See Nothing, Say Nothing” Discharge, trochę Siekiery czy kilka kawałków z debiutu Post Regimentu. Kapele takie, jak Świat Czarownic poznałem dopiero z komentarzy na YouTube pod naszymi numerami, “Moskwę” Moskwy polecił mi nasz pierwszy perkusista, DaveCrush, jak już odszedł z zespołu, a na przykład Armii posłuchałem de facto, gdy nagrania audiowideo były gotowe do publikacji. W moim życiu pojawiały się raczej pojedyncze punkowe strzały, a nie totalne wchodzenie w ten nurt.
Dopytuję o stary metal i punk, ponieważ słyszałem, że motywacją do założenia Wielkiego Mroku było połączenie tych dwóch światów. Nagrane do tej pory numery są pełną realizacją tej wizji?
Wszystko to działo się dłużej, niż zakładałem. W związku z tym, kiedy już wypuszczamy dany materiał, te numery są dla nas w pewnym sensie przestarzałe, bo ogrywamy je przez tyle czasu, że w momencie premiery myślimy tak naprawdę o kolejnych pomysłach. Do tego nie planowaliśmy niczego w sensie terminów – wszystko dzieje się raczej samoistnie. Na przykład nasza pierwsza EP-ka, “Mòr Fhuar”, jest materiałem stricte blackmetalowym (choć pojawia się tam sporo d-beatu), a “Polskie party” brzmi inaczej, bo tak to wyszło. Nie zamierzaliśmy niczego wywracać ani definiować na nowo.
To skąd ta zmiana?
Najprościej mówiąc: kawałki z “Polskiego party” musiały zostać zaśpiewane, aby wybrzmiały dobrze, dlatego pozmienialiśmy trochę rzeczy nawet na etapie nagrań. Nie chcieliśmy niczego ze sobą łączyć, tylko grać po swojemu pewien zamysł, który rodził się w trakcie. Chodzi o wolną duszę muzyki, nic więcej.
Lubisz te chwile, gdy sam nie wiesz, dokąd zaprowadzą cię twoje pomysły?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ciężko jest mi wskazać takie momenty. Kiedy robię dany utwór, mam w głowie pomysł, konwencję, która jednocześnie cały czas się tworzy, chłopaki też mają swoje pomysły, więc to wszystko konfrontujemy na próbach. Ostatecznie możemy skończyć z czymś innym od pierwotnego zamysłu. Myślę, że jak wydamy kolejne numery, również okażą się one zaskakujące, ale nie był to cel. Bez rewolucji na siłę, po prostu. To mój black.
Gdy wypuściliście singla “Zasłony tajemnic” na początku 2022 r. w polskim metalowym podziemiu zrobiło się o was głośno, ale przez krótki moment. Czujesz, że mogliście jakoś zdyskontować ten hype?
Kiedyś wydawało mi się, że trzeba coś nagrać, wypuścić piętnaście kaset i wtedy to jest prawdziwe. Coś z tego mi zostało, bo odrzuca mnie słowo “zdyskontować” w kontekście muzyki. Nie lubię myśleć o robieniu jej dla hype’u czy – jak powiedziałeś – dyskontowania jakiegoś szumu (od tego są hity radiowe i nowy hip-hop). Jest też jeszcze jedna rzecz, bo nie nazwałbym “Zasłon tajemnic” singlem.
To czym byś to nazwał?
To trochę zawiła historia. Jak może wiesz, “Polskie party” ukazało się wyłącznie cyfrowo z racji na pewne niedogodności związane z wkładką do materiału. Co prawda jestem w kontakcie z tłocznią i materiał najpewniej już niedługo wyjdzie w wersji fizycznej, ale miało to się stać wcześniej.
O co chodzi z wkładką?
O to, że mieliśmy już kilka wersji i żadna nie okazała się dostatecznie zadowalająca. Jej obecny wariant – czwarty z kolei – jest git, ale wcześniejsze layouty miały jakieś mankamenty i w dodatku za każdy z nich odpowiadała inna osoba, więc to również skutkowało odsuwaniem się wszystkiego w czasie. Co więcej, chcę wydawać się sam, w pełni niezależnie, a to dla mnie nie najłatwiejsze zadanie, jak się okazało. Oczywiście zastanawiam się, czy dobrze robię. Pojawiają się wątpliwości. Próbuję konfrontować własne podejście z innymi pomysłami znajomych kapel, lecz na razie jest tak, jak jest.
Wydawanie się samemu działa raczej na korzyść młodych kapel metalowych.
Też tak uważam, ale chciałbym jeszcze wrócić do tego singlowego nazewnictwa. Jak wspomniałem, nie chcieliśmy wydawać niczego w formie singli, tylko puścić wszystkie wideoklipy razem z premierą “Polskiego party” na fizyku. Sam pomysł, żeby coś takiego zrobić w 2Kołach zarzucił Piącha i zaczęła się burza mózgów. Zorganizowałem kamerę VHS od kolegi (pozdro, Maras) i dymiarkę (prawie Antari M10). Czacha miał w pracy kumpla, który jest zajarany filmami od strony operatorskiej. Blady z 2Kół zaoferował się do pomocy z nagraniem audio, niezbyt liczne grono ludzi z bliskiego otoczenia też chciało nam w tym pomóc. Uważam, że zrobiliśmy zajebistą robotę i w tym miejscu oklaski dla wspomnianego operatora, Myszkina (Slower Trip), z którym długie godziny dłubaliśmy we dwóch nad materiałem z trzech kamer. Jest oldschoolowo, jest fajnie, jest Motörhead i nie ma komputerowego plastiku, z którym kojarzy mi się poprzednia dekada metalowych teledysków.
Co cię najbardziej wkurza w metalu?
Uderzyłeś mnie tym pytaniem, nie zastanawiałem się nad tym. Kiedyś bardzo wkurzali mnie scenowi statusowicze i ich akolici, podniecanie się tym, że ktoś jest bardziej znany czy tam ważny, a ktoś mniej. Kawałek “Klnę” powstał w części przeciw czemuś takiemu. Ale gdybym miał stwierdzić, co wkurza mnie teraz? Nie wiem, musiałbym się zastanowić.
To może inaczej: dlaczego dziś nic cię już nie wkurza w metalu?
W którymś momencie dotarło do mnie, że tak jest w każdej grupie i stwierdziłem, że tak wygląda świat, więc z czym tu walczyć. Albo z drugiej strony – może mój status urósł, dlatego już tego nie dostrzegam.
Poważnie?
Gdy przez lata graliśmy na salce, to wiedziałem, co tworzę i wydawało mi się, że wszyscy wiedzą – przynajmniej wśród moich bliższych czy dalszych znajomych. Z kolei, gdy wypuściliśmy pierwsze wideo i zrobiło się o nas ciut głośniej, pojawiło się sporo osób będących pod wrażeniem naszej muzyki. Ktoś mówił: “nie wiedziałem, że Ty grasz”. Skąd mieli wiedzieć skoro nie było tego? “Dopóki w głowie nikt nic nie powie” (cytat z “Klnę” – przyp.red.).
Poruszyłem wątek wkurzających rzeczy w metalu, bo Wielki Mrok czy Ifryt to zespoły, które ewidentnie kochają oldschoolowy metal, a jednocześnie nie grają pod publiczkę i patrzą na zasady z przymrużeniem oka. Lubicie wnerwiać ortodoksów?
Zupełnie nie. Nie zamierzam wypowiadać się za Ifryta, ale osobiście nie próbuję nikogo wnerwiać. Gdy wchodziłem w metal, wręcz pociągał mnie elitaryzm stojący za tą sceną. Wkurzało mnie pajacowanie typu chodzenie w corpse paintach na koncerty, bo black metal wydawał mi się czymś bardziej niebezpiecznym i poważnym. Średnio mnie obchodzi jakiekolwiek przełamywanie konwenansów czy inne rzeczy w tym stylu.
Ale wiesz, że wśród niektórych elitarnych wojowników Wielki Mrok jest postrzegany w kategoriach pajacowania?
Świat i ludzie, nie mam z tym problemu. Jeśli chcą tak myśleć, to kto im zabroni? Sądzę, że chciałem przekazać siebie i swoje emocje za pomocą muzyki. Ogólnie sztuka, jako najlepszy nośnik transferu emocji, a jeżeli z kimś to zarezonuje, to już nie jesteś tak całkiem sam.
Jakie emocje przekazuje ci się najlepiej za sprawą Wielkiego Mroku?
Przede wszystkim wielki mrok w duszy, wielki mrok w sercu! Ale no: cierpienie, niezrozumienie, frustracja, gniew – myślę, że to tam jest, w tym wszystkim.
Tytuł waszej ostatniej EP-ki, “Polskie party”, to oczywiście hołd złożony wielkiemu przebojowi Longa & Juniora. Kogo uhonorujecie w przyszłości – Tomka Chica? A może bohaterów filmu “Symetria”?
Widzę, że świat naszych inside joke’ów nie jest ci obcy, ale dementuję jakoby Long & Junior mieli z tym coś wspólnego. Choć znam ten “hit”, to poznałem go w momencie wyszukiwania frazy “polskie party” długo po premierze.
Zupełnie nie jest mi obcy, bo mój wygląda bardzo podobnie.
Dobra, to zedrzyjmy tę zasłonę tajemnicy. “Polskie party” odnosi się do stanu duszy. Po części źródło inspiracji do nadania takiego tytułu stanowił filmik z YouTube’a, na którym polskie patusy bawią się w najlepsze w UK, demolując mieszkanie. Ale nie chcieliśmy składać hołdu żulom z internetu. Powiedzmy, że ta płyta to podsumowanie rzeczy, jakich doświadczałem intensywnie wewnętrznie na etapie nastoletnim. Z jednej strony polska romantyczna dusza, z drugiej strony patologiczne picie alkoholu przez kilka lat od 14. roku życia. Polskie party to zmieszanie patologii z etosem polskiego romantyzmu. Te rzeczy w przeszłości siedziały głęboko we mnie.
Łukasz Brzozowski
zdj. Damian Dragański