Wszyscy wiemy, że Immolation to jedna z kluczowych nazw amerykańskiego death metalu. Gdy myślicie o tych istotnych składach, które zapisały się w pamięci słuchaczy, a jednocześnie dotarły dalej niż bycie kultowo-obskurną rzeczą dla garstki maniaków, nowojorski kwartet prędko wpada wam do głowy. Nie ma też wątpliwości, że np. „Dawn of Possession”, a już zwłaszcza „Here in After” są wiekopomnymi klasykami metalu śmierci, które zasługują na hołubienie w jednym rzędzie z Death, Morbid Angel czy Autopsy. Ale Amerykanie uderzyli czymś jeszcze grubszym i właściwie przebijającym poprzedników – następców również. „Close to a World Below” to po prostu monolit. Pomnik trwalszy niż ze spiżu.
PIEKIELNA MAGMA DO KWADRATU
Co widzimy na okładce „Close to a World Below”? Same okrucieństwa: ogień, dużo ognia, piekielne kreatury w udręczonych pozach, Chrystusa płonącego na krzyżu… Czy wspomniałem o ogniu? Ktoś powiedziałby, że taki obrazek – mimo przekonującego wykonania – jest wręcz karykaturalny, skoro rozmawiamy o metalu śmierci. Błąd – trudno o coś ilustrującego zawartość krążka w lepszy sposób. Aura czwartego albumu nowojorczyków jest nieprzyjemna, dusząca i budząca niepokój. Bo tu nie chodzi wyłącznie o perkusyjne młynki czy wygrywane bez ustanku, upstrzone dysonansami riffy. Jasne, stanowią one niezbędny element całej układanki, ale nie najważniejszy. Atmosfera zgarnia wszystko. To niesamowite, że przy tak intensywnych, często niespecjalnie chwytliwych deathmetalowych patentach słuchacz jest w stanie paść w objęcia tego bluźnierczego klimatu. Słuchacie tego i czujecie się, jakbyście sami byli tym biednym Jezusem, którego czekają potworne męki. Mało który album w historii death metalu – bez jednoczesnego ciągu na przerysowaną brutalność – uderza tak osaczającą energią. Duża sztuka.
CO TU SIĘ DZIEJE MUZYCZNIE?!
Wiadomo, death metal w wykonaniu Immolation zawsze był intensywny, gęsty i nastawiony na atak. Tu nie chodziło o przeboje – mimo że zespół paru się doczekał – a o zalanie słuchacza wszystkim, co najsroższe. „Close to a World Below” nie jest więc specjalnym wyjątkiem od reguły, ale odnoszę wrażenie, że właśnie na czwartym albumie amerykańska formacja osiągnęła szczyt w szczuciu swoimi piekielnymi wyziewami. Najlepsze w tym materiale są te chwile, gdy macie nieodparte wrażenie, że Immolation dosłownie za chwilę wylecą z toru – że te zmiany tempa i karkołomna robota sekcji rytmicznej dobijają do poziomu przekraczającego faktyczne umiejętności muzyków. Ale zupełnie tak nie jest. Robert Vigna to do bólu sprawny kompozytor, który doskonale wie, co robi. Będący jednym z evergreenów formacji „Father, You’re Not a Father” to jedno, ale już na przykład wieńczący wszystko monolityczny utwór tytułowy… Czy mowa o najlepszej piosence, jaką ten zespół napisał? Możliwe, bo to najlepszy muzyczny ekwiwalent wylewania lawy na twarz. Jest tu w pełni kontrolowany chaos, techniczne zdolności służące podkreśleniu całej wścieklizny, a nie popisom, a do tego oczywiście death metal gęsty od siarki i samych złych emocji.
PIEKŁO NIE TYLKO W PIOSENKACH, ALE I W TEKSTACH
Bez przerwy, właściwie od debiutu aż do czasów „Unholy Cult”, Immolation nie byli specjalnie wielowarstwowi tematycznie, jeśli o teksty chodzi. Taka prawda, że nie musieli, bo idealnie sprawdzali się w swojej formule. Miało być zło w każdej formie, antychrześcijański przekaz i ateizm wyniesiony na piedestał. Ale zupełnie jak z muzyczną formułą, mimo braku wielkich zmian, „Close to a World Below” ukazuje Immolation w szczytowym momencie. Mam wrażenie, że właśnie na tej płycie Amerykanie nie tylko rzucają w słuchacza wszelkimi piekielnościami, ale także dbają o linijki wrzynające się w głowę. Tutaj jako przykład może posłużyć już otwierający, wybitny „Higher Coward” z fragmentem: How can you glorify and praise / One so weak, imperfect and insane – Immolation w pigułce. A jednocześnie nie wszystko jest tak oczywiste. Tak tłumaczył to Robert Vigna w wywiadzie na łamach Chronicles of Chaos parę tygodni przed premierą wydawnictwa: – Na przykład „Lost Passion” opowiada o naiwnej duszy wierzącej w Chrystusa i Boga, dla której skończyło się to zawodem, a cały włożony w to wysiłek i czas okazały się bez znaczenia. Jednocześnie utwór może odzwierciedlać wszystko, od relacji z kimś lub typem osoby, po inny rodzaj rzeczy, które bezgranicznie podziwiasz – tłumaczy artysta. I nie ma co, ten przekaz działa bez zarzutu.
Jak wspomniałem, uważam, że „Close to a World Below” jest absolutnym szczytem twórczości Immolation. Ale Amerykanie nigdy nie zeszli poniżej dobrego poziomu, nie splamili się czymś żałosnym czy nawet średnim. Na przykład ich ostatni album, „Acts of God”, to deathmetalowe crème de la crème na poziomie nieosiągalnym dla wielu weteranów o podobnym stażu. Za to szacunek. No i jeszcze koncerty – Immolation mordują na żywo. Nie wierzycie? W takim razie zapraszamy na ich nieświęty recital w gdańskim B90, gdzie razem z nimi piekło na ziemi wyrządzą Marduk oraz Mayhem. Nie chcecie tego przegapić.