„Deep Shadows and Brilliant Highlights”, czyli kryzys w idealnym świecie HIM

Dodano: 24.07.2024
Co zrobić, gdy stajesz się gwiazdą rocka? Gdy czujesz, że nic cię nie powstrzyma? Najlepiej iść za ciosem, by wspiąć się jeszcze wyżej i pokonać kolejne stopnie w rajdzie po sławę. Rzecz w tym, że na schodach czasami można się potknąć. Z pewnością do podobnego wniosku doszedł Ville Valo, kiedy HIM nagrywał „Deep Shadows and Brilliant Highlights” – album, który dał artyście do zrozumienia, że w rockowym raju nie zawsze świeci słońce.

Już od premiery debiutanckiego „Greatest Lovesongs vol. 666” HIM wskakuje na gwiazdorską karuzelę. W Finlandii pokochano ich od wejścia, a w Niemczech i innych zakątkach Europy niedługo później. Romantyczny, inspirowany Type O Negative metal gotycki jest wówczas na fali, ale mroczny kwintet z Helsinek nie próbuje wyłącznie powielić tego, co w przeszłości robił Peter Steele. Inspiracje grupy sięgają bardzo szeroko – jak określa sam Ville Valo, od Depeche Mode po Black Sabbath – a przebojowy potencjał wraz ze ślicznym chłopcem za mikrofonem pchają Finów wyjątkowo daleko. Szybko okazuje się, że miejsce, do którego formacja dociera na pierwszej płycie, okazuje się praktycznie niczym w porównaniu do tego, co dzieje się z nią ledwie parę lat później. HIM właściwie od kopa stają się pierwszorzędnymi gwiazdami rocka.

ŻYLETKOWY ROMANS Z MAINSTREAMEM

24 stycznia 2000 roku ukazuje się „Razorblade Romance” – przełomowy album dla Ville Valo i jego załogi. Płyta staje się kasowym hitem dzięki takim singlom jak „Gone with the Sin”, „Right Here in My Arms” czy przede wszystkim „Join Me in Death”. Ten ostatni utwór jako jedyny ukazuje się przed premierą krążka i podbija szczyty europejskich list przebojów. W dużej mierze odpowiada za to umieszczenie go w ścieżce dźwiękowej kinowego hitu „Trzynaste piętro”. Ale nie każdy spodziewał się, że piosenka odniesie aż taki sukces – do tej pory można usłyszeć ją w losowych rozgłośniach radiowych głównego nurtu. Ville Valo pytany po latach o rzeczony utwór, odpowiada następująco: Producenci „Trzynastego piętra” zwrócili się do nas z prośbą o użyczenie jakiejś piosenki na potrzeby filmu. Jedynym gotowym nowym numerem, jaki mieliśmy na stanie, było „Join Me in Death” – wyjaśnia muzyk. – Nasza wytwórnia nie znosiła tego kawałka i zapewniała nas, że nikomu się nie spodoba, ale po wszystkim udawali ekspertów, którzy od początku byli przekonani o jego potencjale. Sam zespół, mimo rosnącej rozpoznawalności, ledwo wiąże koniec z końcem. – Któregoś dnia zadzwonili do nas szefowie wytwórni podczas wielkiej imprezy, by poinformować, że „Join Me in Death” dotarło na szczyt listy przebojów w Niemczech – opowiada Valo. Mige (basista – red.) i ja siedzieliśmy wówczas w barze i piliśmy piwo na spółkę, bo na więcej nie mieliśmy pieniędzy, a przez telefon słyszeliśmy odpalane szampany i ogólną balangę. Pieniądze jednak nie są już problemem. „Razorblade Romance” katapultuje HIM na rockowe szczyty – jeszcze większa przebojowość niż na debiucie oraz kasowy przebój w rękawie dają im popularność, o jakiej nawet nie marzyli. Ville Valo staje się idolem nastolatek, a grupa trafia na okładki magazynów typu Bravo. Oczywiście idzie to w parze z coraz większą produkcją koncertową i wręcz histerycznym uwielbieniem. Finowie są na szczycie.

KOLEJNY DZIEŃ W RAJU

Wszystko układa się wręcz mistrzowsko. HIM koncertuje, „Razorblade Romance” rozchodzi się jak ciepłe bułeczki, a główny kompozytor i frontman grupy, Ville Valo, mierzy się ze wszystkimi stronami sławy. Z reguły jest miło – nawet przy chwilach niezręczności – ale dochodzi też do niepokojących sytuacji. – Któregoś razu siedzieliśmy z Migem w hotelowym lobby, aż tu nagle jakaś dziewczyna zaszła mnie od tyłu i odcięła mi pęk włosów – opowiada z uśmiechem wokalista. – Teraz brzmi to zabawnie, ale wtedy czułem przerażenie. Odwróciłem się i zobaczyłem tylko odcięte włosy oraz ją z nożyczkami w ręku, podśmiechującą się maniakalnie. No cóż, takie koszty bycia celebrytą, prawda? Europa zostaje podbita przez fińskich kolegów ze szkolnej ławy, lepiej być już nie może. Co teraz? Trzeba iść jeszcze dalej i nie zwalniać tempa. Dlatego HIM intensywnie pracuje nad materiałem, który ma zasilić ich następny album, „Deep Shadows and Brilliant Highlights”. Mimo wyczerpującej trasy promującej „Razorblade Romance”, formacja kończy pracę nad nowymi demówkami już pod koniec 2000 roku, nawet mimo przetasowań w składzie. Juska odchodzi z zespołu i zostaje zastąpiony przez Burtona na stanowisku klawiszowca. Teraz pozostaje tylko wejść do studia, nagrać swoje i tyle. To jednak nie takie proste.

GDZIE KUCHAREK SZEŚĆ, TAM NIE MA CO JEŚĆ

Okazuje się, że nagranie „Deep Shadows and Brilliant Highlights” wcale nie jest przejażdżką po parku. Zespół zdążył nagrać demówki z T.T. Oksalą za heblami i planował jedynie lekko dopracować je w studiu nagraniowym, a następnie puścić płytę w świat. Ówczesna wytwórnia, w której wydawali się Finowie, ma jednak inny pomysł. Pierwszy zgrzyt to producent. BMG uznało, że skoro HIM podbijają świat, muszą współpracować z kimś znacznie bardziej uznanym. Padło na Kevina Shirleya, którego pomysły uświetniły wielkie hity Bon Jovi, Aerosmith czy Led Zeppelin. Grupa nie jest z tego faktu specjalnie zadowolona, choć Valo przyznaje, że niektóre koncepcje Shirleya wzbogaciły część piosenek. Mimo to, prace nad następcą „Razorblade Romance” przebiegają w bólach. Nikt nie spodziewał się, że „Razorblade Romance” odniesie aż taki sukces – wspomina Valo. – Właśnie z tego powodu przy nagrywaniu „Deep Shadows and Brilliant Highlights” w studiu kręciło się mnóstwo A&R-owców i innych osób, które miały bardzo dużo do powiedzenia i poprawienia – wzdycha artysta. Nadmierna ingerencja osób trzecich w przygotowane utwory skutkuje znaczną ich modyfikacją, ale niekoniecznie w taki sposób, w jaki życzą sobie tego artyści. Napięcia wewnątrz grupy narastają, a zbliżająca się premiera albumu oraz trasa koncertowa nie wzbudzają ekscytacji, lecz irytację.

OKRES FRUSTRACJI

„Deep Shadows and Brilliant Highlights” wychodzi 27 sierpnia 2001 roku, ledwie kilkanaście miesięcy po „Razorblade Romance”. Mimo dobrych wyników sprzedażowych fani i recenzenci zwracają uwagę na nadmiernie wypolerowaną produkcję oraz ugrzecznione utwory. O ile sam Ville Valo – jak zawsze odpowiedzialny za skomponowanie całego materiału – nie kryje rozczarowania zawartością krążka, o tyle początkowo robi dobrą minę do złej gry. Zapytany o brak ciężkich gitar niedługo po premierze płyty, odpowiada następująco: Też nie wiem, dlaczego tak jest. Może z wiekiem stajemy się lżejsi. Spróbowaliśmy różnych opcji, ale ta wydała się najbardziej naturalna. Jednak im dalej w las, tym bardziej muzyk mówi to, co uważa. Podczas kultowego w kręgach fanów grupy koncertu zagranego na festiwalu Rock Am Ring w 2001 roku frontman zapowiada premierowe wówczas piosenki na różne sposoby. Raczej niezbyt przychylne. Ten numer nazywa się „In Joy and Sorrow”. Opowiada o radości i smutku – tak określa singlowe „In Joy and Sorrow”. Przepraszamy, ale mamy dla was jeszcze jeden nowy kawałek, który jest zrzynką z „Poison Girl” i „Razorblade Kiss” – w ten sposób prezentuje „Heartache Every Moment”. Nie brzmi to najcudowniej. Ledwie parę lat później artysta bez ogródek przyzna, że wszystko dookoła „Deep Shadows and Brilliant Highlights” wprawiało go w nerwicę. – Pierwszy raz w życiu czułem się zniechęcony nagrywaniem albumu – zaznacza. – Pod koniec miałem wszystko gdzieś. Chciałem jak najszybszego ukazania się materiału, by nie musieć już o nim myśleć. Wzmiankowana trasa koncertowa również nie dostarcza radości. Po jej zakończeniu zespół prawie się rozpada i ostatecznie udaje się na dłuższe wakacje, by odpocząć i przemyśleć wiele spraw.  

PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY W USA

Mimo ogólnego rozczarowania, za premierą „Deep Shadows and Brilliant Highlights” czai się bardzo ważna dla HIM rzecz, czyli pierwsze oznaki rozpoznawalności w USA. Być może płyta zajmuje dopiero 190. lokatę na liście Billboard 200, lecz ziarno zostaje zasiane, a później – jak wiadomo – grupa wyrabia sobie gwiazdorski status również w Stanach Zjednoczonych. Kto wie, czy w ogóle by do tego doszło, gdyby nie młoda gwiazda deskorolki powiązana z uniwersum „Jackass”, a mianowicie Bam Margera. Amerykański skater jest wręcz zakochany w HIM i zaprasza ich na pierwszy amerykański koncert. To zdecydowanie pozytywna rzecz. Poza tym plusów jest jeszcze parę. W ich skład wchodzą m.in. pierwszy wyprzedany koncert w Wielkiej Brytanii oraz zdobyte po drodze nagrody: Emma Awards oraz VIVA Comet Awards (wręczona osobiście przez wielkiego idola zespołu, Iggy’ego Popa). Niezłe domknięcie tak problematycznego okresu. Po wyciągniętych wnioskach i zasłużonej przerwie w szeregach zespołu robi się tylko lepiej. HIM przestaje ufać wszystkim pomysłom podrzucanym przez producentów, a dosłownie chwilę później zabiera się do nagrywek „Love Metal” – kolejnego przełomowego krążka w swojej dyskografii, kochanego przez fanów i recenzentów. Mimo turbulencji, w królestwie Finów znów świeci słońce…

POST FACTUM

Z perspektywy czasu bez większego ociągania się można przyznać, że „Deep Shadows and Brilliant Highlights” to dobra płyta. Owszem, lżejsza i znacznie bardziej ugrzeczniona, ale wciąż obfitująca w świetne utwory. Począwszy od lekko ironicznego „Pretending”, z wrzynającym się w czaszkę refrenem, aż po „Don’t Close Your Heart” krzyżujące gotycką melancholię z testosteronowym pulsem hard rocka. Sam zespół po latach spogląda na album z nieco większą łaskawością, traktując go jako cenną naukę w kontekście obchodzenia się z wieloma sprawami. – Po „Razorblade Romance” odnieśliśmy sukces i zacząłem uznawać to wszystko za coś oczywistego, wykazywałem mniej zaangażowania – wspomina Ville Valo. – Mogliśmy spędzić więcej czasu przy pracy nad „Deep Shadows and Brilliant Highlights”, ale to istotne, że wyszło jak wyszło. Ten album był dla nas jak kac następujący po ogromnej ekscytacji. Trzeba jednak powiedzieć, że można przeżyć znacznie gorszego kaca. Grunt, by go zwalczyć i iść dalej, nie zwracając uwagi na niedogodności. Tak właśnie było z HIM. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, gdy sztandar love metalu cały czas trzepocze z dumą i gracją.

Łukasz Brzozowski

Wznowioną wersję „Deep Shadows and Brilliant Highlights” możecie kupić TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas