Imperial Triumphant – „Goldstar”: Mniej chaosu w Nowym Jorku

Dodano: 28.02.2025
Gdy Imperial Triumphant wydawali „Vile Luxury”, ich połączenie utkanego dysonansami black/death metalu, rozstrajającego jazzu i osadzenie tego w niepokojącym blichtrze Nowego Jorku, było niespotykane. Od premiery krążka minęło siedem lat, Amerykanie wydali po drodze jeszcze dwa kolejne i stali się całkiem przewidywalni. Czy „Goldstar” zmienia tę tendencję?

Taka przewidywalność to nic złego. Nie dostrzegam czegokolwiek gorszącego w tym, że przy konsumpcji kolejnych płyt nowojorczyków od razu wiemy, co na nich dostaniemy. Problem leży gdzie indziej. Albo może nie problem, a drobna niedogodność. Otóż o ile na „Alphaville” Imperial Triumphant nawet zwiększyli poziom niepokoju, choroby i szaleństwa, o tyle na „Spirit of Ecstasy” wszystkie ich przymioty jakby nieco straciły na sile. Jasne, wciąż było to szalenie wymagające, dziwne, zagmatwane rytmicznie, ale jakby poniżej możliwości. Na „Goldstar” dochodzi do pewnego zmodyfikowania formuły na korzyść trio. Oczywiście fundamenty – czyli Nowy Jork odmieniany przez wszystkie przypadki, dysonanse oraz miksowanie dziwacznego metalu ekstremalnego z równie dziwacznym jazzem – są na swoim miejscu. Rzecz w tym, że tkanka zespołu stała się, jak na ich standardy, nieco prostsza, nieco bardziej skomasowana.

Tu do głowy przychodzi chociażby singlowe „Lexington Delirium” z gościnnym udziałem Tomasa Haake z Meshuggah. Riffy wciąż wędrują w paru kierunkach jednocześnie, Steve Blanco uskutecznia basowe pochody zagrane wbrew perkusji i gitarze, ale słyszę w tym większą… piosenkowosć? Nie żartuję, wiodąca melodia utworu prowadzona przez pierwsze półtorej minuty – początkowo wyciszona, z czasem narastająca i podjęta przez cały zespół – to coś, co bez problemu zanucicie. Pierwsza połowa „Hotel Sphinx” brzmi przy tym mniej więcej tak, gdyby Immolation całe życie szkolili się w jak najlepszym graniu jazzu. „Eye of Mars”, od którego przygoda się zaczyna, nęci riffami bliskimi Portal, a wieńczący przygodę „Industry of Misery”, mimo ciągłego rozpadu w dysonanse, to przede wszystkim dobrze sklejony mariaż riffów dużo bardziej czytelnych niż na przykład na „Spirit of Ecstasy”. Doceniam wybranie przejrzystości zamiast jeszcze większej abstrakcji, ale niech fani najbardziej brawurowego podejścia tercetu się nie lękają – „Rot Moderne” w pełni je uwypukla.

„Goldstar” to dla Imperial Triumphant pewna korekta dobrze obranego kursu. Taka, dzięki której ich rozstrajające opowieści o mieście, które nigdy nie śpi, wybrzmiewają jeszcze mocniej. Polecam zweryfikować na własną rękę już w marcu.

Łukasz Brzozowski

(Century Media, 2025)

zdj. Alex Krauss

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas