„Inspiruje nas eksplorowanie własnych możliwości” – wywiad z Ulcerate

Dodano: 12.06.2024
Premiera najnowszego albumu Ulcerate, „Cutting the Throat of God”, już za dwa dni, więc czy mogła być lepsza okazja, by porozmawiać z liderem grupy, Jamiem Saintem Meratem? Oczywiście, że nie. Zapraszamy do lektury poniższego wywiadu, z którego dowiecie się co nieco o sraniu na media społecznościowe, uderzaniu prosto w serce i intensywności.

Powiedziałbyś, że Ulcerate to zespół, który bazuje na określonym spektrum tematycznym?

Uważam, że grając to, co gramy, jesteśmy w jakiś sposób ograniczeni tematycznie, więc musimy trzymać się konkretnych wątków, aby brzmieć spójnie i aby treść nie rozjeżdżała się z jakąkolwiek inną materią. Chcemy tworzyć jedną konsekwentną całość i nie wychodzić poza pewne spektrum.

Ciekawi mnie to, ponieważ na „Cutting the Throat of God” poruszacie wątek – jak mówi wasz wydawca – „nieodwracalnego zejścia w ciemność”. Ale czy nie jest tak, że cały czas tkwicie w tej ciemności?

Nie uważam, że „Cutting the Throat of God” mówi o „nieodwracalnym zejściu w ciemność”. To chyba nieco myląca teza, jeśli mam być szczery. Albo inaczej – wspomniana przez ciebie rzecz stanowi produkt uboczny wynikający z tego materiału, a nie jego główny cel i chciałbym to wyraźnie zaznaczyć. Nasz najnowszy album opowiada o swego rodzaju czyśćcu, w którym ląduje się po bardzo widocznym naruszeniu wewnętrznych zasad moralności. Kiedy pewna granica została przekroczona (niezależnie od tego, czy wydarzyło się to dobrowolnie czy jako konieczność), człowiek przeżywa wyrzuty sumienia, strach i przede wszystkim wrażenie braku możliwości powrotu do uprzedniego stanu ducha. Jak przejawia się wspomniane naruszanie moralności? Na wiele sposobów. Od skłamania komuś bliskiemu aż po najobrzydliwsze, socjopatyczne formy przemocy. Natomiast wracając do drugiej części twojego pytania: czy cały czas tkwimy w ciemności? Trudno mi to jednoznacznie ocenić, choć twoja teza jest ciekawa. Na czysto ludzkim, pozamuzycznym poletku mamy się raczej dobrze, lecz dobrze wiemy, że owa ciemność stanowi nieodłączną część życia każdego z nas, więc dlaczego by o tym nie opowiadać? Zupełnie nie jarałoby mnie tworzenie bezsensownych tekstów, których wydźwięk kompletnie zrujnowałby naszą muzykę.

Często mówi się o was w kategoriach przesuwania granic death metalu, ale czy sami czujecie, że dzięki UIcerate nurt nie wpada w stagnację?

Obawiam się, że nie da się odpowiedzieć na to pytanie. Czy Ulcerate faktycznie odpowiada za brak stagnacji w obrębie death metalu? Cóż, nie zamierzam poddawać tego jakiejś wielkiej analizie – może dorzucamy jakąś niewielką cegiełkę od siebie, ale to chyba tyle. Z drugiej strony… W obecnym wcieleniu death metalu nie widzę praktycznie niczego, co by mnie ekscytowało, więc kto wie. Mimo tego w ogóle nie rajcuje nas babranie się w gatunkowych tagach i uzależnianie od nich swojej twórczości, zawsze szliśmy w swoim kierunku. Nasz cel to uzyskanie odpowiedniej ekspresji i sposobów komunikacji, a nie szafowanie różnymi terminami. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że jeśli i my, i death metal nie będziemy się powtarzali, nikt nie będzie stał w miejscu. Tak wygląda moja perspektywa.

Mówicie, że muzyka innych artystów nie wpływa na waszą twórczość, więc w takim razie skąd bierzecie impuls do tworzenia?

Ulcerate istnieje od blisko 24 lat, więc samo granie w zespole stanowi ogromną część naszego jestestwa. Czym się inspirujemy? Przede wszystkim eksplorowaniem własnych możliwości i tego, co możemy zrobić z instrumentami jako twórcy. Mamy dość konkretny reżim ćwiczeniowy i nie lenimy się, dlatego też mamy ciągły dostęp do świeżych pomysłów, nie przestajemy się napędzać. Ilekroć zaczynamy pracować nad premierowym materiałem, zadajemy sobie następujące pytanie: „co powinniśmy przekazać tym razem?”. Kiedy już ustalimy odpowiedź, komponując nowe utwory, faktycznie robimy coś innego niż w przeszłości. Chcemy zachować adrenalinę i niekończącą się ekscytację na punkcie naszej własnej muzyki. W związku z tym potencjalne wpływy z zewnątrz niespecjalnie nas kształtują. Oczywiście na poziomie podświadomym możemy się inspirować cudzą twórczością, aczkolwiek nigdy nie robimy tego intencjonalnie.

Na poprzednim albumie, „Stare Into Death and Be Still”, brzmieliście nieco bardziej melodyjnie, a „Cutting…” wydaje się być ewolucją tego kierunku. Co robicie, aby taka zmiana nie zmniejszyła poziomu intensywności waszej twórczości?

A jak definiujemy intensywność? To dość szerokie pojęcie. Niektóre z najbardziej intensywnych utworów, jakie kiedykolwiek powstały, bazują w stu procentach na melodiach, bez potrzeby agresywnej i wściekłej formy ekspresji czy czegokolwiek takiego. W naszym przypadku wygląda to tak, że chcemy położyć większy nacisk na potężną i głębszą ekspresję zamiast operować wyłącznie na bazie chaosu. Wracając więc do sedna: powiedziałbym, że nasze dwa ostatnie albumy brzmią intensywniej od poprzedników – uderzają bardziej we flaki i w serce, a niekoniecznie w mózg.

Jesteście dosyć osobnym zespołem na scenie ekstremalnej, ale czy mimo tego potrafiłbyś wskazać skład, z którym czujecie twórczą więź na jakimkolwiek poziomie?

Jasne, jeśli ograniczyć się nawet do metalu ekstremalnego, znalazłoby się trochę takich kapel. Gdybym miał je wymienić, byłyby to: Drastus, Kriegsmaschine, Ascension, Deathspell Omega, Gorguts, Immolation, Hangman’s Chair, Mortuus, The Ruins of Beverast, Mgła, Teitanblood, Antaeus, Medico Peste, Dead Congregation, Aosoth oraz Martyrdöd.

W jednej z rozmów wspomniałeś, że innowacja na siłę bywa irytująca w kontekście muzyki metalowej, ale czy nie jest tak, że bez innowacji metal stałby w miejscu?

Nigdy nie powiedziałem, że w metalu nie powinno być innowacji – to błędne myślenie. Ale twoje pierwsze stwierdzenie jest jak najbardziej zgodne z prawdą. Innowacja dla samej innowacji i wymuszona awangardowość bywają jak najbardziej irytujące, jeśli nie stoi za nimi żaden głębszy cel. W każdym kreatywnym medium istnieje spektrum innowacji – od całkowitego konserwatyzmu po dziką awangardę.  Oba końce tego spektrum mogą dawać w kość z dokładnie przeciwnych powodów, dlatego staramy się dążyć do idealnej równowagi. Jest coś wyjątkowo satysfakcjonującego, gdy można powiedzieć, że zespół przesuwa granice, ale jednocześnie oddaje hołd tradycjom stylu.  Nie jestem w stanie ocenić, czy nam się to udaje, czy nie, ale z pewnością robimy, co w naszej mocy, by tak było.

Ulcerate nie próbuje brylować w mediach społecznościowych ani spoufalać się z fanami – czujesz, że gdybyście zaczęli to robić, zespół straciłby na sile?

Żebyś, kurwa, wiedział! Bardzo doceniam użycie słowa „brylowanie” w tym kontekście. (śmiech) Media społecznościowe to jeden wielki rak – krótko i na temat. Niestety, postrzegamy je jako zło konieczne, jeśli chodzi o komunikację z naszymi słuchaczami. Korzystamy więc z nich w celu przekazywania nowych informacji z naszego obozu i to tyle. Gdy widzę, jak wiele „zaangażowania” wkładają niektóre zespoły w ten aspekt działalności, chce mi się rzygać, serio. Totalnie śliskie gówno, które ma znacznie więcej wspólnego z marketingiem, a nie muzyką. Nie chcemy być tego częścią.

Człowiek od zawsze wydaje się być głównym wątkiem płyt Ulcerate, ale czy z biegiem czasu nie tracicie fascynacji na tym punkcie?

Cóż, piszemy o tym, o czym mamy jakieś pojęcie… O ile nie poruszasz w tekstach totalnej fantazji, to prawie zawsze opowiadasz o kondycji człowieka w ten czy inny sposób. Nie zastanawiamy się nad tym za bardzo, tylko idziemy przed siebie. Kierujemy się intuicją. Ostatnie dwa albumy z pewnością wyznaczyły istotną zmianę naszego kierunku. Stawiamy na znacznie większy poziom introspekcji, bez włączania do głosu osób trzecich. Działa i rezonuje to znacznie mocniej naszym zdaniem.

Jak bardzo zmieniło się wasze postrzeganie Ulcerate na przestrzeni blisko ćwierć wieku kariery pod tym szyldem?

Czujemy, że cały czas się rozwijamy w bardzo satysfakcjonującym dla nas kierunku. Obecnie zespół jest dla nas znacznie ważniejszy niż kiedykolwiek wcześniej – wcześniej oczywiście też był bardzo ważny, lecz teraz wkładamy to jeszcze więcej siebie. Mamy więcej czynników zewnętrznych do analizy, podejmujemy przemyślane decyzje na polu koncertowania czy komponowania i nie poddajemy się przypadkowi. Życie jest krótkie, więc nie możemy podchodzić do tematu lekkomyślnie. Czy jest to warte ogromnych ilości wysiłku i czasu, jakie wkładamy w Ulcerate? Jak najbardziej tak!

Jeśli dobrze pamiętam, pokochałeś perkusję za sprawą Phila Collinsa. Powiedziałbyś, że jego styl gry i charakterystyczne beaty wciąż budzą w tobie podziw?

Oczywiście, w tym temacie nic się u mnie nie zmieniło – to czysta nostalgia!

Czy Ulcerate – czyli zespół stawiający na bardzo konsekwentny rozwój stylistyczny – byłby w stanie nagrać płytę drastycznie odmienną od poprzedniczek?

To bardzo interesujące pytanie i kwestia, nad którą niejednokrotnie się zastanawialiśmy. Właśnie dlatego udzielamy się też w innych projektach – niektóre poszły już w świat, a inne nie. Z pewnością jesteśmy do tego zdolni, po prostu musimy być ostrożni. Niezamierzony błąd w działaniach z naszej strony mógłby naprawdę rzucić negatywne światło na to, co robimy i robiliśmy. Chyba wszyscy wiemy, jak to bywa w przypadku dużych nazw, które docierają do pewnego punktu w karierze, a następnie srają na swoich fanów. Należy więc postępować rozważnie.

Uważasz, że „Cutting the Throat of God” można nazwać esencjonalnym punktem waszej dyskografii czy jeszcze za mało czasu minęło, by nad tym rozmyślać?

Mam nadzieję, że tak jest, ale niestety nie my powinniśmy to oceniać. Czas pokaże. 

Co jeszcze zostało wam do osiągnięcia na poziomie artystycznym?

Jeśli wciąż będziemy mieć pomysły na nowy materiał oraz ekscytujące nas sonicznie rzeczy, nie zaprzestaniemy tworzenia muzyki. Nic prostszego.

Łukasz Brzozowski

zdj. materiały zespołu

Bilety na polskie koncerty Ulcerate kupicie TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas