„Jesteśmy fińscy pod każdym względem” – wywiad z Insomnium

Dodano: 08.06.2024
Chcecie dowiedzieć się, dlaczego bycie Finem jest takie fajne? W takim razie przeczytajcie naszą treściwą rozmowę z Markusem Vanhala, którego złapaliśmy parę godzin przed występem Insomnium na tegorocznej odsłonie Mystic Festival.

Jak wspominasz bycie fińskim metalowcem w latach 90.?

W latach 90. metal nie był w Finlandii zbyt popularny i czasami zdarza mi się za tym tęsknić.

Skąd ta tęsknota?

Stąd, że z racji podziemności tej muzyki czułem się trochę jak członek tajemnego kręgu, który dostępuje czegoś wyjątkowego i niezwykłego. Wówczas mało kto słuchał metalu, a że o powszechnym dostępie do internetu można było tylko pomarzyć, wszyscy jak szaleni zajmowali się tape-tradingiem. Lubiłem ten vibe. Od wielkiego dzwonu na mieście pojawił się ktoś w jakiejś deathmetalowej koszulce, co urastało do rangi wielkiego wydarzenia – dziś już raczej się tak nie dzieje. 

Co było punktem zwrotnym, dzięki któremu metal w Finlandii stał się czymś powszechnym?

Trudno powiedzieć, ale było parę czynników. Na pewno wzrost popularności takich kapel jak Stratovarius, Amorphis, Children of Bodom, Sentenced lub Impaled Nazarene zrobił swoje. Dzięki nim z dnia na dzień metal w Finlandii stał się bardzo modny. 

Słyszałem, że w latach 90. metal był u was tak niszowym zjawiskiem, że trudno było organizować koncerty – nie mówiąc już o zapraszaniu kapel ze świata.

Uważam, że to lekka przesada. Owszem, zagraniczne zespoły raczej do nas nie przyjeżdżały, ale na poziomie lokalnym nie można było narzekać na brak wydarzeń. 

Jak rozumiemy lokalność w tym przypadku?

Wszystkie występy odbywały się w centrach kultury albo klubach dla dzieciaków – nic profesjonalnego czy z jakąś wielką produkcją.

Olli-Pekka Laine z Amorphis mówił mi, że to dzięki obsesji na punkcie HIM metal stał się mainstreamowym zjawiskiem w Finlandii.

Tak, to duża zasługa, a w dodatku wszystko wydarzyło się tak szybko, w ciągu ledwie kilku lat! Niemniej ważniejsze dla mnie zawsze było Amorphis. Jeśli dobrze pamiętam, zagrali trasę po Europie jeszcze zanim HIM wydali pierwszy album. W każdym razie nikomu nie ujmuję, ich rajd po sławę był doprawdy imponujący, a do tego otworzył młodym fińskim zespołom mnóstwo nowych drzwi. 

Scenersi byli o to zazdrośni? Wiem, że Sentenced lubili dogryzać HIM w różnych sytuacjach.

Nie wiem, czy była jakakolwiek większa zazdrość, na pewno nie z mojej strony. Oczywiście funkcjonowała jakaś zdrowa rywalizacja między tymi największymi kapelami, ale to chyba tyle. Ville Valo czy Alexi Laiho z Children of Bodom byli po prostu zwyczajnymi kolesiami, którym się udało, więc bardzo fajnie. Scena tylko na tym zyskała, na pewno nie straciła. W pewnym momencie nawet niezbyt duże składy potrafiły ugrać naprawdę niezłe rzeczy na na rynku europejskim, co pokazuje, że siła sukcesów jednego czy dwóch zespołów potrafi dźwignąć wszystkich obok nich. 

Obecnie metal wciąż uchodzi za jeden z popularniejszych gatunków muzycznych w Finlandii – jak myślisz, dlaczego tak jest?

Masz rację, metal jest rzeczywiście popularny w naszym kraju. Ostatnie trzy albumy Insomnium wspięły się na pierwsze miejsca list sprzedażowych w Finlandii, więc z pewnością nie mamy na co narzekać. To dziwne, ale bardzo fajne, choć ostatnio nieco inne nurty podbijają serca słuchaczy. 

Na przykład jakie?

Ostatnimi czasy najwięcej szumu robi fiński hip-hop. Metal znalazł się poniekąd na bocznym torze, bo najbardziej mainstreamowy czas dla gatunku to przedział między 2005 a 2010 rokiem. Kiedy Lordi wygrało Eurowizję, wszyscy zwariowali. 

Fiński język nie brzmi na stworzony do hip-hopu.

To prawda, choć chciałbym też powiedzieć, że nie mam nic przeciwko tym artystom. Nie jestem fanem ich muzyki – moim zdaniem brzmi chujowo – ale jeśli ludzie to lubią, to bardzo fajnie. 

Insomnium to wręcz esencjonalnie fiński zespół, bo jednak nie ma nic bardziej fińskiego od połączenia zimowej melancholii z ekstremalnym metalem. Też tak uważasz?

Myślę, że może tak być. Jednocześnie balansowanie tych dwóch rzeczy wydaje mi się zupełnie naturalne. Nie potrafilibyśmy zrezygnować z żadnej z nich. W dodatku jesteśmy fińscy także pod każdym innym względem, chyba nie potrafimy inaczej – czy to tekstowo, czy wizerunkowo, czy nawet w teledyskach.

Wydaje ci się, że bez tego zaplecza Insomnium w ogóle miałoby sens? 

Nie, mamy to w genach i, jak już wspominałem, nie umiemy działać inaczej, to proste jak drut. Nie wyobrażam sobie, byśmy mieli nałożyć sombrero i udawać zespół z Meksyku albo grać coś w stylu zawadiackiego, ulicznego rap metalu jak Body Count. Wolimy być sobą. Gangsterami raczej nie zostaniemy – wszyscy wiedzieliby, że to fałszywka.

Skoro tak, to co takiego ma w sobie Finlandia, że poświęciliście jej całą twórczość?

Wydaje mi się, że to jedyne w swoim rodzaju państwo, po prostu. Nie żeby inne państwa nie były jedyne w swoim rodzaju, każdy kraj ma w sobie coś wyjątkowego. Po prostu fińska aura od zawsze mnie rozbraja. Gdy jako młody metalowiec wędrowałem po lasach i słuchałem Sentenced, czułem się fenomenalnie. Kiedy robię to teraz, również jest świetnie – tego najzwyczajniej w świecie nie da się opisać słowami. Dzięki temu czuje się bardzo silny i spełniony, a o to chyba chodzi, czyż nie?

Jaka jest najlepsza sceneria do słuchania Insomnium?

Wydaje mi się, że letni wieczór nad morzem byłby w sam raz!

Łukasz Brzozowski

zdj. Terhi Ylimainen

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas