Można powiedzieć, że żyjemy w totalitarnych czasach?
To lekka przesada. Oczywiście, dzisiejsze czasy nie są super, ale nie wrzucałbym całego świata do rzeczywistości, z którą zmaga się jednak mniejsza niż większa jego część. Chyba znacznie bezpieczniej będzie stwierdzić, że żyjemy w mroczniejszych czasach.
Mroczniejszych od czego?
Chociażby od tego, co działo się mniej więcej dekadę temu. Nie chcę brzmieć jak stary człowiek, który narzeka, że wszystko wyglądało dobrze, gdy był młody. Po prostu w ciągu ostatnich paru lat świat drastycznie zmierza w dość niepokojącym kierunku, a końca tej wędrówki nie widać. To mnie martwi. Jako Polak najpewniej doskonale znasz sytuację rosyjsko-ukraińską – taki konflikt w obecnej rzeczywistości jest czymś niesamowicie dołującym. Kiedy ostatnio doszło do sytuacji w tym stylu? Za czasów II wojny światowej?
Z drugiej strony do głosu coraz wyraźniej dochodzą populiści i skrajnie prawicowe partie, które potrafią omamić naprawdę sporo ludzi, sprzedając im prymitywne komunikaty, rodzące wyłącznie nienawiść. Do kompletu mamy też autorytarnych liderów… Sporo tego. Niemniej, ponownie odpowiadając na pierwsze pytanie, nie wszyscy funkcjonujemy w ramach totalitarnego ustroju, ale powoli zaczynamy się do niego zbliżać. Mimo wszystko liczę, że to minie, a demokracja zwycięży.
Dobrze, że wspominasz o wojnie na Ukrainie, bo mimo że zbrodnicze działania Rosji nie ustają, sporo osób chyba o tym zapomniało, nawet w Polsce.
Rozumiem rozgoryczenie tym faktem, ale niestety tacy jesteśmy jako ludzie. Nawet jeśli za naszymi plecami dochodzi do potwornych zdarzeń, po jakimś czasie budujemy w sobie coś na wzór pancerza ochronnego. Dzięki niemu przechodzimy ze wszystkim do porządku dziennego, nawet jeśli mowa o tak skrajnych przypadkach jak wojna na Ukrainie. Przykre, lecz prawdziwe. Ponadto niektórym chyba trudno wyjść z własnej strefy komfortu.
Co to znaczy?
Człowiek szybko się nudzi, więc jeśli coś nie dostarcza mu pożądanych emocji, odwraca się od tego. Znam masę osób, które nie chcą słuchać o sytuacji na Ukrainie, bo po co, bo i tak nie możemy nic z tym zrobić… Trochę ignoranckie podejście, staram się go unikać, aczkolwiek rozumiem je. W żadnym wypadku nie usprawiedliwiam, ale rozumiem.
Trywializacja tak poważnej sytuacji to coś, czego chciałby Putin.
Z ust mi to wyjąłeś. Dokładnie taki jest jego cel – aby ludzie myśleli, że może po prostu już tak musi być i jedyne, co nam pozostało, to machnąć ręką albo iść do KFC czy cokolwiek w tym stylu. (śmiech) Ale właśnie dlatego poruszamy trudne zagadnienia w tekstach Soen. Nie pozwalamy sobie na obojętność i chcemy pamiętać, że dosłownie obok nas dochodzi do katastrofalnych wydarzeń. Dzięki temu pozostajemy przytomni, nie myślimy o niebieskich migdałach.
Słuchaczom zdarza się na to narzekać?
Nie wiem, czy narzekanie to odpowiednie słowo, ale już wielokrotnie pytano nas, dlaczego w ogóle piszemy o tych ciężkich tematach, dlaczego nie chcemy sobie pozwolić na coś lżejszego. Moja odpowiedź brzmi: nie dawałoby nam to satysfakcji. W tekstach chcemy zawierać to, co oferuje rzeczywistość, a nie uciekać od niej. Nie olewamy poważnych spraw, dlatego wolimy jakoś o nich opowiadać.
Trudno unikać moralizatorstwa z takim podejściem?
W żadnym wypadku – jesteśmy muzykami, nie politykami. Nie podsuwamy nikomu gotowych odpowiedzi albo wygenerowanych na kolanie przepisów na życie. Poruszamy konkretne zagadnienia, wystawiamy je na światło dzienne, ale nie przyjmujemy taktyki w stylu: Teraz zachowaj się w taki sposób, bo jeśli zachowasz się w inny, to będziesz zły. Najzwyczajniej w świecie chcemy przekazać, że warto mieć oczy otwarte i interesować się tym, co nas otacza.
Wystartowałem z tą tematyką, bo w wysoce politycznym numerze tytułowym z “Memorial” śpiewasz: “Ugryź się w język, służ swemu liderowi” – to obraz bezrefleksyjności w obecnych czasach?
Bezrefleksyjności? Niekoniecznie. Za pomocą tego tekstu próbujemy przekazać to, o czym przed chwilą rozmawialiśmy – miej oczy szeroko otwarte, myśl za siebie i nie podążaj ślepo za innymi. Może wyda ci się to zabawne, ale gdy sądzono Adolfa Eichmanna albo innych nazistowskich dygnitarzy, wszyscy z miejsca odpowiadali, że tylko wypełniali rozkazy. Nie dajmy się doprowadzić do punktu, gdzie ślepo wykonujemy cudze polecenia, nawet nie do końca wiedząc, dlaczego je wykonujemy. Oczywiście podany przeze mnie przykład jest maksymalnie jaskrawy, ale może to nawet lepiej, bo potrafi uzmysłowić, że maksymalnie bierna postawa nie przynosi niczego dobrego.
Rozumiem cię, ale wiele osób wierzy, że jeśli dostaje się jakieś polecenie z góry, to jego realizacja z automatu jest czymś dobrym. Sam tak miewam.
Racja, ale właśnie dlatego warto mieć jakąś elementarną wiedzę o świecie i naszej roli w nim. W ten sposób umiesz rozróżniać dobre rzeczy od złych. Wiesz, kiedy możesz coś zrobić, a kiedy wcisnąć hamulec i się z tego wycofać. Jeśli przestajesz uczyć się nowych rzeczy na etapie liceum czy jeszcze wcześniej, to wiadomo, że nie będziesz sobie zawracać głowy wieloma sytuacjami. Szukasz prostych rozwiązań, nawet jeśli problem ma kilka warstw. Tutaj wracamy do autorytarnych liderów: tacy rządzący oczekują od ciebie zerojedynkowego postrzegania świata – ta strona jest dobra, a ta już zła. Nie ma niczego pomiędzy. Może właśnie dlatego prawicowi politycy są obecnie na topie? Podsuwają pod nos proste hasełka i zwalniają od myślenia, usypiają czujność.
Lirycznie “Memorial” jest nakierowana na dzisiejsze społeczeństwo. Nie boicie się, że stawiane przez was diagnozy w tekstach mogą ulec dezaktualizacji po premierze albumu?
Nie, ponieważ nie stawiamy diagnoz, nie mówimy o dobrych czy złych poglądach. Do tego poruszamy w tekstach wątki, do których, owszem, można się odnieść, żyjąc w dzisiejszych czasach, ale w jakichkolwiek innych również. Przecież wezwanie do bycia bystrym i chodzenia własnymi ścieżkami pozostaje aktualne zarówno w 1993, jak i 2023 roku, mimo że przez te trzydzieści lat świat zmienił się nie do poznania.
Wszystko, o czym opowiadamy, ma swoje odbicie w naszym położeniu na dany moment, aczkolwiek zawsze staramy się być w tym uniwersalni. Nie chcemy, by ktoś przeczytał któryś z tekstów Soen za ileś lat i uznał go za coś niezrozumiałego. Chodzi nam o podstawowe wartości oraz zasady, według których staramy się żyć tak naprawdę od kilku pokoleń wstecz. Dlatego też nie jestem niczym zmartwiony. Wiem, że robimy odpowiednie rzeczy, słuchacze chyba również wiedzą, więc ostatecznie nikt nie pozostaje stratny. (śmiech)
Branie na tapet ponadczasowych tematów to dla was bufor bezpieczeństwa?
W jakiś sposób tak, ale powiedziałbym też, że chodzi o rozsądek. Gdybyśmy wnikliwie analizowali różne rzeczy towarzyszące nam obecnie – czy to w kwestiach rządów, czy dzisiejszego społeczeństwa – zostalibyśmy skategoryzowani jako zespół polityczny, czego wolelibyśmy uniknąć.
Nie chcecie być postrzegani jako reprezentanci którejś opcji światopoglądowej?
Dokładnie tak, dlatego piszemy w taki, a nie inny sposób. Do tego chciałbym dodać kolejną rzecz: owszem, gramy metal progresywny, ale nie oznacza to, że musimy wymyślać niestworzone historyjki o smokach, przemierzaniu baśniowych krain i innych tego typu rzeczach. Nie ma nic złego w tej konwencji, żeby było jasne, lecz nie wiem, czy pasowałaby ona do naszej muzyki. Jesteśmy jednak dość nastrojową kapelą, często stawiającą na maksimum powagi, więc nie chcemy tego rozwadniać.
To oczywiste, że w Soen wyraźnie słychać elementy metalu progresywnego, ale czy czujecie się częścią tej sceny?
Jak najbardziej! Jesteśmy reprezentantami klasycznego metalu w progresywnym światku. Wiele kapel z tych okolic, co zrozumiałe, eksploruje wątki mocno artystyczne – dużo solówek, zagmatwana rytmika, bardzo rozbudowane numery… Osobiście uwielbiam każdy z tych elementów, ale w Soen świetnie robi nam wysunięcie piosenkowego formatu na front. Jasne, nie gramy prostych utworów, ale lubimy docisnąć charakterystycznym riffem i refrenem, który zapamiętasz jeszcze długo po odsłuchu dowolnego kawałka. Kiedy inni robią się delikatniejsi i subtelni, my jesteśmy ich przeciwwagą. Balans zostaje zachowany, każdy fan nurtu znajduje coś dla siebie – świetny układ, jeśli mam być szczery. Mamy ciastko i zjadamy ciastko.
Pewnie pomaga to wam w znalezieniu nowych fanów.
Zgadza się, ponieważ nie jesteśmy przytwierdzeni do wyłącznie jednego grona odbiorców. Sprawdzamy się świetnie w każdych warunkach. Jakiś czas temu graliśmy na niemieckim festiwalu Baden in Blut, który opiera się głównie na kapelach uprawiających ekstremalne formy metalu, ale i tak dobrze się na nim odnaleźliśmy. Nie przyjmowano nas jak jakichś dziwolągów, tylko jak swoich. To bardzo krzepiące.
Zachowanie tego balansu nigdy nie było problematyczne?
Zupełnie nie, bo w równym stopniu kochamy metal i muzykę progresywną, dlatego z obu nurtów bierzemy elementy, które lubimy najbardziej, a na ich podstawie tworzymy muzykę Soen.
Ale czy kiedykolwiek uważaliście się za metalowców?
Nie wiem, czy jestem stuprocentowym metalowcem, ale każdy z nas uwielbia metal, wszyscy zaczynaliśmy od metalu i jest to po dziś dzień bardzo istotna część muzycznego DNA Soen. Bez tej muzyki robilibyśmy dziś coś zupełnie innego. Spójrz choćby na Martina (Lópeza, perkusistę i założyciela Soen – przyp.red.) – chłop zagrał na przynajmniej kilku metalowych płytach, które dziś postrzega się jako kultowe!
Na początku tego roku zaśpiewałeś gościnnie w numerze “Impermanence” Katatonii. Ty i Jonas (Renkse – wokalista zespołu, przyp. red.) macie bardzo podobne głosy – jak pracowaliście nad tym, by nie brzmieć identycznie?
Bardzo dobre pytanie, sam nie znam odpowiedzi! (śmiech) To prawda, mamy podobne głosy, bo obaj jesteśmy ze Sztokholmu co wiąże się z konkretnym akcentem, sposobem mówienia… Do tego dochodzą zbliżone inspiracje, więc faktycznie wiele nas łączy, ale mam wrażenie, że całkiem nieźle uzupełniamy się w tym numerze. Mimo wszystko układamy melodie wokalu trochę inaczej od siebie, więc raczej można rozróżnić, który z nas śpiewa w danym momencie kawałka. Świetna piosenka swoją drogą, ta wiodąca melodia gitary w niej jest wspaniała.
Łukasz Brzozowski
zdj. Jeremy Saffer (1) i materiały zespołu (2)