Jesteś raczej artystą czy rzemieślnikiem?
Druga opcja, bo przedstawiam sztukę, której sam nie rozumiem. Jedyne, co mogę w tym temacie robić, to oczywiście dalej doskonalić swoje umiejętności razem z resztą moich kompanów na pokładzie.
Nie uważasz, że trudność w zrozumieniu własnych działań przechyla je raczej w kierunku sztuki?
Wydaje mi się, że elementem artyzmu w naszym zespole jest akurat wspomniane rozwijanie umiejętności, przy czym rutynowe rzeźbienie tych samych numerów od paru lat to już czyste rzemiosło.
Ale jednak sam wspominasz o elemencie niespodzianki.
Niby tak, ale niespodzianka nie objawia się tu jako wyższa forma muzycznego oświecenia, tylko wypadkowa naszego stylu pracy. Numery Hermopolis powstają najczęściej jako wynik wielogodzinnych improwizacji, a jak to z improwizacjami bywa, nie wszystko możesz przewidzieć. Przepadam za tym. Jestem przedstawicielem chaotycznego nurtu w muzyce, a porządkowanie pomysłów i nadawanie im grzecznych form nigdy nie należało do moich ulubionych zajęć. Wolę za każdym razem zagrać coś inaczej, czasami nawet się pomylić lub wywalić na jakimś dźwięku, ale nadając w ten sposób jakiejś wyjątkowości własnym kompozycjom.
Gdyby proces komponowania był dla ciebie prosty, uznałbyś, że zmierzasz w złym kierunku?
Niekoniecznie, bo ostatecznie wszystko rozbija się o poziom danej kompozycji. Nigdy nie zamykam się na dany koncept, jeśli widzę w nim coś potencjalnie interesującego.
Zacząłem od tego wątku, bo grasz w Hermopolis i Moonstone, a więc dwóch składach z okolic psychodelizującego stoneru – chyba przyznasz, że trzeba twórczej wyobraźni, by w tej wąskiej szufladzie odnaleźć tak różne od siebie światy.
W pewnym sensie tak, ale z drugiej strony postrzegam swoją twórczość jako szersze, można by powiedzieć kwantowe doświadczenie. Nie chodzi nawet o samo granie. Mówiąc najprościej: pewne wizje, które mnie nachodzą, chcą wyrażać się w takiej, a nie innej muzyce. Nie zamierzam z tym specjalnie walczyć.
Ponadto praca nad obydwoma zespołami przebiega nieco inaczej. W Moonstone od początku chodzi o realizację wspólnych pomysłów i pracę u podstaw, przy czym Hermopolis jest mniej oczywiste i składa się głównie z tego, co sam stworzę.
Zawsze przyjmujesz głosy – że tak powiem – bytów innych niż ty sam jako coś słusznego?
Nagrałem w życiu kilka płyt na tzw. setkę i co prawda nie każdą wydałem (śmiech), ale cały proces dostarczył mi tylu niecodziennych doświadczeń, że pewnie do końca życia ich nie zapomnę. Ktoś w tym zobaczy grubą nadinterpretacje własnych przeżyć, ktoś wolę bogów i kontekst sakralny. Właśnie dlatego nie zamykam się na nic. Przy kooperacji z prastarymi bytami czasami pojawiają się bardziej ryzykowne momenty, które oczywiście mogą obrócić się w katastrofę, a podczas kalibracji własnego bytu – te bezpieczniejsze. Korzystam z obu.
Hermopolis to zespół z zauważalnym walorem edukacyjnym, bo opowiadacie o starożytnym Egipcie, całą tę otoczkę traktując maksymalnie serio i pieczołowicie. Musicie uważać, by koncept nie przyćmił muzyki?
Bardzo ciekawe pytanie, bo konceptualna strona Hermopolis nie narodziła się jako pierwsza, a została niejako dobudowana do gotowych już numerów. Niemniej, już na etapie wymyślania historii, ustaliłem sobie, że nie zamierzam robić z tego żadnej formy gimmicku. Będąc bardziej dosadnym: nie chciałem iść w stronę jakieś Batushki czy czegokolwiek, gdzie wizerunek przesłania piosenki. Idąc dalej, chodzi po prostu o najbardziej starożytne traktowanie świata.
Czyli?
Chodzi o to, że sposób myślenia ludzi o świecie i życiowych zachciankach był kiedyś zupełnie inny, nie wszystko było ułożone w zgodzie z bardzo jasnymi regułami, co oczywiście obaj wiemy. Gdybyś w pradawnych czasach wszedł w kontakt z naturą, najpewniej utraciłbyś własną tożsamość, co jest moim zdaniem niesamowicie fascynujące. Tak można skrótowo określić koncept Hermopolis – jeszcze nigdy wcześniej nie miałem okazji tego zwerbalizować, więc wielkie dzięki za stworzenie okazji ku temu (śmiech).
Jak rozumiem, chciałbyś żyć w świecie, który jest mniej usystematyzowany niż obecnie?
Myślę, że tak, bo zwłaszcza dzisiaj w muzyce dużo rzeczy podlega konkretnym schematom. Mniej jest miejsca na przeżycia wręcz transcendentne, bo rynek skonstruowany jest tak, że musisz pasować do jakiegoś sposobu działania. Albo rzucasz wszystko i grasz aż do utraty sił, albo robisz to połowicznie, łącząc karierę z innymi zajęciami. W Hermopolis porzucam ten mental. Poruszam się po własnej przestrzeni i tak naprawdę nie muszę zastanawiać się nad zbyt wieloma sprawami. Daje mi to ogrom swobody, której pożądam jako twórca.
Można powiedzieć, że starożytność pod pewnymi względami góruje nad współczesnością?
Któregoś razu naszła mnie rozkmina, że ludzie z czasów starożytnych wcale nie byli głupi. Co prawda żyli na niższym poziomie, bo absolutnie wszystkie dziedziny, w jakich rozwijał się człowiek, funkcjonowały na znacznie słabszych obrotach, ale nie ograniczało ich to możliwości intelektualnych. Ponadto, jak sam wiesz, gdy zamykamy oczy, widzimy różne rzeczy, wyobraźnia pozwala ujrzeć mikro- czy makrokosmos i pewnie sam kiedyś tego doświadczyłeś, jak wszyscy zresztą. Mówię o tym, ponieważ uważam, że nasi przodkowie mogli widzieć mniej więcej to samo. Spoglądanie w głąb siebie wcale nie uległo aż tak kolosalnym zmianom na przestrzeni tysięcy lat.
Ale czy istnieje możliwość, że którakolwiek z ludzkich wizji kosmosu – czy to starożytna, czy to teraźniejsza – może kompletnie rozmijać się z prawdą?
To złożona kwestia, bo właściwie trudno ją dokładnie przeanalizować. Musisz pamiętać, że jako ludzie tak czy siak mamy dosyć ograniczoną wizję kosmosu, a nawet najbardziej wybujała wyobraźnia nie pomoże w jego całkowitym ogarnięciu. Wszystkie koncepcje wyglądają od siebie odmiennie, a więc sposoby tłumaczenia wszechświata są zróżnicowane. Kiedy już otworzysz bramy do własnej świadomości, możesz w niej grzebać właściwie bez końca, bo nie ma tam żadnych limitów ani niczego podobnego.
Do czego zmierzasz?
Do tego, że mimo upływających lat nasze wizje poniekąd dyktuje ten sam mikrokosmos, który pozostaje czymś stałym i na iluś poziomach nietkniętych. Pewne rzeczy dodajesz, pewne odejmujesz, a jeszcze inne są czymś niezmiennym.
Na poziomie wyobraźni wszyscy jesteśmy tacy sami?
Chyba tak. Oczywiście nie udaję, że na przestrzeni tysięcy lat nie doszło do żadnych zmian mikroewolucyjnych, bo to byłoby głupie. Tak samo zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo mądrzejsi i bardziej uzdolnieni jesteśmy jako gatunek, niż kiedyś. Bo jednak osoby z czasów starożytnych miały dużo do powiedzenia w kwestiach intelektualnych, aczkolwiek niektóre – że tak to ujmę – motoryczne sprawy mogłyby ich przerosnąć. Ot, żeby rzucić przykładem, jazda na rowerze.
Wracając do wyobraźni: jak wspomniałem, wydaje mi się, że prześladują nas podobne obrazy i dzieje się to niezależnie od ery, w której przyszło nam żyć. Każdy ma w sobie genom dziedziczony po iluś pokoleniach wstecz, dlatego kumulujemy w sobie tyle informacji, że w życiu ich nie zbadamy. Osobiście mocno mnie fascynuje perspektywa nieskończonych badań oraz przemian metafizycznych. To jak próbować grać w unisono z nieprzewidywalnością.
Ale co to znaczy?
Wydaje mi się, że ludzie od najstarszych czasów dosyć świadomie badali siebie zarówno pod kątem wymiaru transcendencyjnego, jak i fizycznego. Mogło się to różnić jedynie współczynnikiem wydajności.
Miasto Hermopolis to górny Egipt, a zespół Hermopolis to górny Śląsk – z jednej strony misterne i tajemnicze konstrukcje, a z drugiej kominy, hałdy i zanieczyszczone powietrze. Czy w tak odmiennych światach można odnaleźć punkt wspólny?
Bardzo doceniam tę grę słów, tym bardziej że właściwie dosyć dobrze oddaje esencję obu wymienionych miejsc. Niemniej, miasto Hermopolis nie istniało wyłącznie w górnym, ale także i w dolnym Egipcie. Ponadto Grecy mieli również swoją świątynię Hermesa, która była czymś zupełnie innym, ale po procesie hellenizacji za czasów Aleksandra Wielkiego, każda z trzech lokacji zaczęła łączyć się w jeden świat. Podobnie jest w naszym zespole, nie podajemy konkretnego miasta bo operujemy trójkątem mocy całego regionu. Wierzymy że wiele lat temu, właśnie w Mieście Ośmiu Bogów, ktoś potrafił zdefiniować Wieczność i ujął to w formie dostępnej dla następnych pokoleń. My praktycznie robimy to samo.
Co do czasów obecnych i hałd czy burz węglowych – nie myślałem wcześniej o tej analogii. Lubię miejsce, w którym mieszkam, ale przy zakładaniu Hermopolis na pewno nie stanowiło ono pierwotnego źródła inspiracji.
Myślisz, że kilka tysięcy lat temu mogło istnieć na świecie bardziej atrakcyjne miejsce od Egiptu?
Nie wiem, ale myślę, że Egipt jednak z łatwością wysuwa się na prowadzenie. Wystarczy pomyśleć, jak atrakcyjnie wyglądał wówczas Nil, zwłaszcza jeśli porównać go z tym, co dzieje się dziś. Ale gdybym mógł to sprawdzić empirycznie, to i tak raczej bym wybrał prastare słowiańskie lasy zamiast doliny Wiecznej Rzeki.
Łukasz Brzozowski
zdj. The Buried Herald