Dokładnie tak – większy poziom siarki na tegorocznym dziele muzycznych i życiowych partnerów z Bremy nie jest drugą częścią „Death by Burning” czy „Ode to the Flame”. Na wspomnianym we wstępie poprzedniku Niemcy dopuścili do sludge’owo-black’n’rollowej tkanki wyraźnie zauważalny element grunge’owy. Na papierze brzmiało to świetnie, ale w praktyce marazm wyjęty z rzeczonego gatunku zamulił muzykę Mantar i odebrał jej łobuzerski sznyt, z którego słynie. W przypadku „Post Apocalyptic Depression” formacja wciąż korzysta z alt-rockowych elementów, lecz tym razem są one znacznie bliższe jej esencjonalnemu brzmieniu – kąsają, emanują wściekłością i złośliwością. Jestem zadowolony z takiego obrotu spraw, bo panowie nie kombinują, tylko strzelają sierpa za sierpem.

Piąty krążek Mantar to pełny powrót ulicznego, zawadiackiego sznytu, za który ich znamy i kochamy. Jak zostało powiedziane, grupa nie rezygnuje z alt-rockowego sztafażu. „Absolute Ghost” spokojnie mogłoby robić za deskorolkowy hit ze złotej epoki MTV – tuż obok Quicksand czy nawet Unsane – a „Two Choices of Eternity” to wręcz idealne stężenie przebojowej energii hardcore’a w guście Refused. Oprócz tego dostajemy oczywiście same delicje, czyli oczywiście kilotony gruzu. „Principle of Command” na wejściu hipnotyzuje blackmetalowym tremolo, a później uderza sludge’owymi ciężarami, a na przykład „Pit of Guilt” to podobnie sludge’owa jazda, lecz szybsza, jeszcze bardziej niegrzeczna i brudna. Gdybym już miał się czegoś czepiać, to selekcji materiału. „Post Apocalyptic Depression” jest zbiorem bardzo dobrych numerów, lecz do tego stopnia jednostajnych, że chciałoby się uszczuplić całość o dwie czy trzy piosenki. Ale to już detal. Tegoroczne dzieło Niemców dostarcza wystarczająco wiele wrażeń. Nic tylko lecieć w miasto i szukać guza.
Chuligan wrócił na osiedle. Już nie zaznacie bezpieczeństwa, bo Mantar wyrwał się z letargu widocznego na „Pain Is Forever and This Is the End”. „Post Apocalyptic Depression” dowodzi, że macie się czego bać, bo jak łobuz będzie w bojowym nastroju, nikt z nim nie wygra.
Łukasz Brzozowski
(Metal Blade, 2025)
zdj. Sonja Schuringa