Misguided – “Condemnation”: Death metal bez oglądania się za siebie

Dodano: 13.04.2023
Krzyżówka deathmetalowej dziczy z bezkompromisowością hardcore punku zatacza coraz szersze kręgi, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w naszym kraju przelatuje pod radarem. Na szczęście debiutancki album Misguided zmienia dotychczasowe status quo, bez kompleksów rozpychając się na rodzimej scenie metalu śmierci.

Mimo krótkiego stażu toruńsko-gdyński ansambl to żadne żółtodzioby, które dopiero co wydostały się z garażu. Członkowie składu przez lata zbierali szlify choćby w Suicidebycop czy Exist, a w 2021 roku przedstawili się światu za sprawą EP-ki “Misguided”. Wspominam o procentującym doświadczeniu, bo “Condemnation” znajduje zespół w intrygującym momencie, gdy młodzieńczy głód grania metalu intensywnego i wściekłego spaja się z coraz dojrzalszymi strukturami i akcentami zaczerpniętymi z innych nurtów. Nie oznacza to w żadnym wypadku quasi-progresywnych struktur czy dopieszczonych solówek, a raczej sumę wszystkich inspiracji z okolic metalu ekstremalnego, które zgrabnie przeszczepiono na zespołowy grunt. Już przy wspomnianym mini-albumie Misguided dosyć wyraźnie oddzieliło się od ultrablastowej szamotaniny spod znaku większości polskich składów śmierćmetalowych – zacząwszy na Azarath, a skończywszy na Vaderze. Grupa w poszukiwaniach własnego destylatu metalu śmierci lokowała się znacznie bliżej takich tuzów jak choćby Trap Them czy nawet Fuming Mouth, jednocześnie uzupełniając te elementy o grindcore’owy szał spod znaku Terrorizera czy nawet Repulsion. Na “Condemnation” dostajemy to samo, a nawet jeszcze więcej, bo do kompozycyjnych składowych zespołu dobijają także wątki thrashowe, a nawet doomowe (choćby człapiący riff w drugiej połowie “Day by Day” lub “Unbroken”) czy blackmetalowe. 

W tym gatunkowym miszmaszu panowie nie tracą rezonu, a deathmetalowy trzon krążka nie zostaje przykryty nadmiernym eklektyzmem. Powyższe porównania stylu Misguided do innych, bardziej utytułowanych składów w żadnym wypadku nie mają na celu usadzić ich w gronie wyrastających na pęczki copycatów. Po prostu jeśli chcesz być najlepszy, musisz czerpać od najlepszych, a autorzy “Condemnation” doskonale to rozumieją. W dodatku dzięki szerokiemu spektrum wpływów spokojnie można uznać, że kapela stopniowo buduje własne brzmienie, które w perspektywie najbliższych lat może okazać się wzorcem w krajowym metalu śmierci. Nie tylko ze względu na odmienną konwencję niż u innych rodaków parających się tym gatunkiem, ale choćby dzięki specyfice riffów. Główny temat gitarowy w singlowym “The Cave” – stanowiącym dobrą hybrydę między gęstwiną death metalu a surową agresją hardcore punku – to dobry przykład, ale na nim panowie nie kończą. Poparcie tego stwierdzenia znajduję m.in. w najbardziej zaskakującym na płycie “Nothing Changes”, którego nie powstydziłby się nawet PainKiller, za sprawą złotego środka na linii chaosu rodem z grindcore’u i rozwrzeszczano-jazzowej partii trąbki autorstwa Marka Przybyszewskiego z Doli. A im dalej, tym lepiej. Bo na przykład w takim “Sanity” death metal objawia się głównie za sprawą brzmienia, ponieważ warstwa riffowo-rytmiczna kawałka to przede wszystkim splot książkowo norweskiego riffu z podręcznika black metalu i d-beatowej kontry. Misguided nie boją się mieszać szyków, a barwność ich death metalu w pakiecie z intensywnością tylko zyskuje dzięki wąskim międzygatunkowym przesmykom.

“Condemnation” to death metal, który w kwestii podejścia przybija piątkę wszystkim gatunkowym klasykom z głębokich lat 90. Bo nie chodzi tu o przestrzeganie kodeksu zasad, a o ułożenie śmiercionośnych hitów bez analizowania, co wypada robić, a co nie. Misguided nie oglądają się za siebie i coś mi podpowiada, że o tej płycie będzie się dużo mówiło.

Łukasz Brzozowski

(Arcadian Industry, 2023)

zdj. Natalia Ławska

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas