Uważacie, że w ciągu pięciu lat istnienia Rascal doszło do znaczących zmian na polskiej scenie heavymetalowej?
Maciej Zybura: Nie powiedziałbym. Scena wygląda bardzo podobnie jak wtedy, gdy zakładaliśmy zespół, o ile pamięć nas nie myli. Jeśli już, to powiedziałbym, że w jakiś sposób się rozwija. Powstaje więcej młodych kapel, prezentują one całkiem niezły poziom, więc idzie to w fajnym kierunku. Kiedy zaczynaliśmy było ich jakby mniej, wręcz za mało.
Krystian Grobel: Owszem, zespołów tylko i wyłącznie przybywa, scena jest silniejsza, choć gdybym miał oceniać to pod kątem metalu w ogóle, to największy przyrost kapel widać na scenie blackmetalowej.
MZ: To wiadomo, ale może nie schodźmy z tematu.
Mam wrażenie, że jeszcze parę lat temu scena ekstremalna i klasyczno metalowa były u nas bardzo odseparowane, a teraz znacznie częściej się zazębiają. Też tak to widzicie?
KG: Hm, przede wszystkim uważam, że metal, który gra Rascal, jest przede wszystkim undergroundowy. Metal grany przez bardziej ekstremalne zespoły – również. W związku z tym nie przypominam sobie jakiejś specjalnej wrogości między jedną a drugą grupą. Wszyscy wiedzą, że jeśli chce się przetrwać, to trzeba sporo robić i zapomnieć o jakichś starych konfliktach, które przecież nikomu nie są potrzebne. Świat musi działać w obie strony, dlatego lepiej współpracować, a nie unosić się dumą czy czymś tam jeszcze.
MZ: Jak najbardziej, wszystkie mniejsze kapele muszą ze sobą współpracować, by ta scena miała sens i by móc funkcjonować na przyzwoitym poziomie. Jednocześnie nie widzę, by ekstremalni oraz klasyczni metale jakoś specjalnie ze sobą walczyli. Gdybym już miał coś takiego zauważyć, to prędzej między którąś z tych dwóch grup a nu-metalowcami czy core’owcami.
Nie mielibyście problemu z występem u boku zespołu metalcore’owego albo nu-metalowego?
MZ: Nie mielibyśmy. Co więcej, do takich koncertów już w naszej historii doszło i wszystko się fajnie ze sobą zazębiało, nie mieliśmy z nikim żadnych problemów. W drugą stronę również. Kiedyś zdarzyło nam się nawet wystąpić razem z zespołami postrockowymi, więc nie boimy się różnych konfiguracji. Nie trzeba nawet daleko szukać – wystarczy przypomnieć sobie o Road to Mystic, gdzie oprócz nas występowali Sewer Dwellers, czyli drudzy zwycięzcy konkursu, a to przecież deathcore’owcy.
Takie spotkania na trasie otwierają was jako słuchaczy?
KG: Na pewno. Spotykamy ludzi, których możemy nazwać kolegami z branży, z którymi dzielimy wiele przeżytych doświadczeń czy celów, więc trudno się po czymś takim nie otworzyć.
MZ: Nie powiedziałbym, że nas otwierają, bo w ogóle nie jesteśmy zamknięci na inne odmiany metalu jako słuchacze. Gramy, co gramy i wpasowujemy się w wybraną przez siebie stylistykę, ale w zaciszu domowym każdy z nas słucha dość odmiennych rzeczy. Nie ograniczamy się wyłącznie do heavy/speed/thrashu. Wracając więc do twojego pytania: takie spotkania nie tyle poszerzają nasze horyzonty, co po prostu nie gryzą się z nimi.
Orbitujecie głównie dookoła heavy i speed metalu, ale mam wrażenie, że największą wartością waszej muzyki nie jest patos, a przebojowość.
MZ: Ilekroć zabieram się za pisanie nowych numerów, myślę o nich użytkowo – piszę taką muzykę, jakiej sam chciałbym słuchać. Przebojowość, o której mówisz, nie jest u nas celowa, to wychodzi raczej samoistnie. My po prostu robimy rzeczy tak, aby odpowiednio ze sobą współgrały, aby nie dochodziło do czegoś niepasującego. Na początku zawsze wychodzimy od riffu, a w dalszej kolejności dochodzi do tego rytm, odpowiedni wokal, odpowiedni tekst… Spójność pozostaje w tym wypadku kluczowa. Nigdy nie będziemy robić czegoś po efekciarsku dla samego efekciarstwa. Realizacja wizji jest najważniejsza.
Skoro już o tekstach mowa – piosenki Rascal są skoczne i dynamiczne, przy czym teksty emanują zaskakującym jak na heavy metal ładunkiem smutku. To zaplanowany kontrast?
MZ: I tak, i nie. Raczej nie wymyśliliśmy sobie nigdy, że będziemy robić przygnębiające teksty, ale za to od początku chcieliśmy uniknąć popadania w niektóre heavymetalowe klisze, które niespecjalnie nas interesują. Nie chciałbym pisać o smokach czy innych takich. Nie żeby było z tym coś złego, ale po prostu wolę pchać zespół w nieco innym kierunku – także w wymiarze lirycznym. Power metal w rajtuzach pozostawiamy ludziom zainteresowanym tą konwencją.
Skąd więc ten smutek?
MZ: To chyba instynktowna sprawa. Czasami nawet łapiemy się na tym, że może w końcu napisalibyśmy coś weselszego, z jakimś optymistycznym przekazem, a potem i tak wychodzą nam z tego zupełne smuty.
KG: Dokładnie. Zawsze chciałoby się napisać coś bardziej podnoszącego na duchu, ale życie kieruje nas w takie strony, że chyba nie mamy ku temu odpowiednich inspiracji. Tak to wygląda.
MZ: Należy też pamiętać, że dużo łatwiej pisać o rzeczach, które drażnią, wkurzają czy smucą, bo jest to bliższe większości ludzi. Wolimy wyrzucać z siebie jakieś mroczniejsze kwestie, niż udawać, że cały czas wszystko gra.
KG: Mówiąc górnolotnie, taka warstwa liryczna potrafi doprowadzić do katharsis, więc w ogólnym rozrachunku przynosi to dobre skutki, a nie na odwrót.
MZ: Poza tym jesteśmy Polakami, więc uwielbiamy narzekać na różne rzeczy. Najwidoczniej w temacie muzyki musi być tak samo.
KG: Korzystamy z tej przywary narodowej w najlepszy możliwy sposób.
Można nazwać ten kontrast czymś w rodzaju waszego znaku towarowego lub stempla jakości?
KG: Coś w tym jest. Na naszej EP-ce i pełnej płycie skupiamy się wyłącznie na negatywnych tematach, więc faktycznie można nas z tym kojarzyć. Osobiście w ogóle mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Na następnym materiale pewnie również się to nie zmieni, lecz byłoby nam bardzo miło, gdybyśmy kiedyś dali radę zaproponować coś nieco weselszego. W ten sposób wyrwalibyśmy się z okopów negatywności.
MZ: Tak, zrobił się z tego pewnego rodzaju znak towarowy, ale nie chcemy z tym walczyć, bo niby dlaczego byśmy mieli? Podoba nam się ten rozdźwięk między muzyką a tekstami, bo nas wyróżnia, a jednocześnie nie odbiera zespołowi spójności, więc nie musimy czuć się z tym dziwnie.
Niby gracie ten klasyczny metal, ale nie jesteście w nim uwięzieni – czasami pojawi się blast, czasami nawiązanie do black metalu, w innych sytuacjach jeszcze coś innego…
MZ: Jak mówiłem, słuchamy różnej muzyki, więc dajemy temu wyraz także w naszych utworach. Oczywiście nie przesadzamy z niczym, ale też nie boimy się kombinować, kiedy czujemy taką chęć. Właśnie dlatego można usłyszeć u nas od czasu do czasu wpływy dosyć dalekie od klasycznego heavy metalu, czasami nawet sięgamy po bardziej nowoczesne wzorce. W dalszej kolejności zbieramy to wszystko do kupy, a następnie normalizujemy, by pasowało odpowiednio do reszty piosenki i generalnie obranego przez nas stylu. Na przykład gdy sięgamy po wpływy blackmetalowe, do głowy przychodzą nam skojarzenia związane ze sceną blackened speedmetalową – również bardzo bliską każdemu w zespole. Wszystkie inne odstępstwa od normy traktujemy w kategorii ozdobników, a nie zapowiedzi wielkich zmian. Fajnie uniknąć chaosu, ale z drugiej strony grzecznego heavy metalu zagranego w zgodzie z normami jest mnóstwo. Nie ma więc problemu, by czasami od tych norm odejść.
Czyli niegrzeczne z was chłopaki?
KG: Jak najbardziej, jesteśmy bardzo niegrzeczni.
MZ: Skoro nie jesteśmy ograniczeni jako odbiorcy, nie musimy się ograniczać również jako muzycy. Nic dziwnego, że potem takie rzeczy same z siebie przebijają się, gdy tworzymy własne kompozycje.
KG: Nie musimy robić wszystkiego zgodnie z książką – po prostu ma być dobrze i ma być ładnie.
Jak bardzo waszą karierę odmieniło zwycięstwo na tegorocznym Road to Mystic?
MZ: Trudno stwierdzić, jeśli mam być szczery. Dało nam to dużo pewności siebie i zawsze pożądanej walidacji. Poczuliśmy, że możemy zostać docenieni. Sam występ na festiwalu również zalicza się do takich doświadczeń. Oczywiście nie jesteśmy żadnymi gwiazdorami, lecz możemy pochwalić się naprawdę poważnym występem w swoim portfolio. Dzięki temu podchodzimy do innych tego typu sytuacji z mniejszym stresem. Poza tym nie odnotowaliśmy większych różnic, jeśli chodzi o ruch na mediach społecznościowych czy potencjalne propozycje współpracy, ale z pewnością dzieje się u nas trochę więcej niż jeszcze do niedawna.
Już za chwilę wystąpicie w Warszawie u boku Heathen – jest to bliski wam zespół?
MZ: Zdecydowanie i to – paradoksalnie – dzięki tym nowszym albumom. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem „The Evolution of Chaos”, byłem pod wrażeniem tego, ile się dzieje w tej muzyce.
Łukasz Brzozowski
zdj. Kamil „Civril” Kucza (1 i 2), Martyna „Seth” Pawłowska (3)