“Nie jestem w stanie odseparować emocji od muzyki” – wywiad z Big Brave

Dodano: 22.04.2024
Najnowsza płyta Big Brave to amalgamat elementów, za które kochamy ich najbardziej – od rytualnego transu aż po ciężar dronująco-doomowych riffów oraz otwartość post-rocka. Do tego dochodzi oczywiście przygniatający ładunek emocjonalny i to głównie o nim rozmawiamy ze śpiewającą gitarzystką grupy, Robin Wattie.

Granie w Big Brave potrafi przytłoczyć?

Ojej, a w jakim sensie? (śmiech)

Emocjonalnym.

Hm… Chyba nie. Oczywiście granie w Big Brave wywołuje we mnie wiele stanów emocjonalnych – często różnych, żebyśmy mieli jasność – ale nie jestem tym przytłoczona. Nigdy nie byłam. Po prostu odczuwam wdzięczność, bo wiem, że jestem ogromną szczęściarą, posiadając tak dobrą platformę do wyrażania siebie. 

Pytam o to, ponieważ zawsze kojarzyliście mi się z wielkim ciężarem – muzycznym i uczuciowym. Jego transmitowanie na pewno nie zawsze jest bułką z masłem.

Zgadzam się, to nie zawsze bułka z masłem, ale czuję oczyszczenie zamiast zmęczenia. Big Brave pozwala mi osiągnąć katharsis. Kiedy już wyrzucę wszystko, co mam w ramach procesu twórczego, naturalnym jest, że czuję się lepiej. Nie magazynuję w sobie złych emocji, tylko przekuwam nawiedzające mnie stany ducha w dobrą muzykę. Szczerą i robioną z potrzeby serca. 

Chciałbym zahaczyć właśnie o proces twórczy – co siedzi ci i w głowie, gdy jesteś w trakcie duchowego oczyszczenia, a nie po nim?

To dobre pytanie. Oczywiście poruszamy trudne tematy i raczej nie opowiadamy o nich z uśmiechem na ustach. Chociaż… właściwie to w ogóle o nich nie opowiadamy. Wszystko dzieje się za pośrednictwem muzyki. Wkładam w nią wszystkie najbardziej osobiste przemyślenia czy uczucia chyba właśnie po to, by później nie musieć mierzyć się z nimi w ramach niezręcznej pogadanki. Przecież nikt inny nie siedzi w mojej głowie, więc tylko ja potrafię ubrać te wszystkie zagadnienia w najbardziej adekwatną – przynajmniej według mnie – formę. 

Przypuszczam, że z takim podejściem nie napisałabyś trzyminutowej piosenki z ładną zwrotką i refrenem.

Najpewniej nie, ale chyba za bardzo tego nie potrzebuję. Czuję się bardzo dobrze i swobodnie w obecnym położeniu. (śmiech) 

Potrafisz tworzyć tylko w taki sposób?

Nie jestem w stanie odseparować emocji od muzyki. Zwyczajnie nie wyobrażam sobie, jakbym miała to zrobić. Proces twórczy zawsze wiązał się u mnie z przepracowywaniem osobistych kwestii, więc pisanie czegoś, wchodząc w cudze buty albo udając kogoś, kim się nie jest, raczej by nie przeszło. Nie czułabym się w tym pewnie, a co najistotniejsze – nie czułabym się sobą. 

Ciężar Big Brave pewnie pomaga w swobodnym poruszaniu ważkich kwestii.

Dokładnie tak jest. Big Brave to bardzo ciężki zespół, dlatego ciężar rozumiany jest u nas na wszystkie sposoby. Nie będziemy pisać beztroskich albo żartobliwych tekstów pod intensywne aranżacje, bo jedno nie łączyłoby się z drugim. 

W waszym przypadku teksty napędzają muzykę? Albo na odwrót?

Ta konfiguracja działa na różne sposoby, ale tak – im cięższa jest muzyka, tym cięższe są tematy poruszane w tekstach. Albo na odwrót. Jedno siłą rzeczy wpływa na drugie i bardzo fajnie, ponieważ w ten sposób słuchacz oraz my oczywiście mamy poczucie spójności. Zespół działa jako sprawny organizm, a nie coś w stylu losowo porozrzucanych pomysłów. Wracając do tego, o czym rozmawialiśmy wcześniej: uzyskanie tego ciężaru nie jest najłatwiejsze na świecie, ale nie nazwałabym go też trudnym. Wiemy, co mamy robić, gdy piszemy utwory, lecz nie wpadamy w schematy, zawsze próbujemy dołożyć coś świeżego. 

No właśnie – nie gracie od wczoraj, a wasze podejście od strony atmosfery jest dość jasno opracowane. Przy tworzeniu kolejnych materiałów potrafisz znaleźć w sobie nowe rzeczy, które mogą wpłynąć na twórczość Big Brave w inny sposób niż w przeszłości?

Nie mam bladego pojęcia…

To może inaczej – jak unikasz monotonii?

To akurat dość proste. Po prostu staram się nie pisać o tym samym, bo wtedy muzyka nie działałaby tak dobrze, a do tego sama czułabym, że się powtarzam, przez co mogłabym mieć problemy z inspirowaniem siebie. Uwielbiam bawić się słowami i mieć świadomość pełnej wolności kombinowania. 

Jak to się u ciebie objawia?

Na przykład tak, że mogę wziąć cząstkę danego tematu i poruszyć go w którymś utworze, a później ugryźć podobną kwestię od zupełnie innej strony już przy kolejnym krążku. W ten sposób zachowuję świeżość. Na pewno się nie powtarzam.

Miewasz momenty, gdy przeczuwasz, że poruszyłaś jakiś wątek już przed laty, więc teraz musisz go odrzucić?

Chodzi o to, że – jak zdążyłam powiedzieć – muzyka łączy się u mnie nierozerwalnie z emocjami. Jeśli przeanalizowałam już jakiś temat wzdłuż i wszerz, nie widzę potrzeby, rozbierania go na śrubki kolejny raz, bo nie mam do niego tak intensywnego stosunku, podchodzę do tego luźniej, więc czas na coś innego. Oczywiście bardzo często zahaczam o różne sytuacje z przeszłości, lecz biorę na tapet tylko to, co akurat siedzi mi w głowie i z czym próbuję zawalczyć. Odświeżanie wyjaśnionych rzeczy nie miałoby sensu. 

Skoro inspiracja biegnie głównie z wewnątrz, pojawiają się czasem problemy, by ją w sobie obudzić?

W żadnym wypadku. Zawsze mam o czym pisać i jeszcze nie zdarzyło mi się zostać opuszczoną przez wenę. Oczywiście bardzo często działam zadaniowo, a nie czekam na magiczny napływ mobilizacji do tworzenia, ale gdy już coś robię, dobrze wiem, w jakim kierunku to popchnąć. Rozwijam się jako człowiek, po prostu.

Zgaduje, że im bardziej rozwijasz się jako człowiek, tym mocniej uwypuklasz artystyczne atuty.

Pewnie, że tak. Chodzę na terapię, dojrzewam, nieustannie nad sobą pracuję, więc w tym przypadku progres na każdej płaszczyźnie jest w zasadzie nieunikniony. Nigdy nie przestajesz się uczyć. Czasami niektórym się wydaje, że gdy już osiągniesz pełen pułap wiekowy, to wszystko nagle staje w miejscu, ale mam odmienne zdanie na ten temat. Powiedziałabym nawet, że jest to konieczne.

Dlaczego konieczne?

Chociażby po to, by móc połączyć się z innymi osobami, rozumieć je i pielęgnować istotne relacje. Im więcej się o sobie uczysz, tym mocniej odczuwasz, że nie marnujesz życia, tylko wyciskasz z niego wszystko, co możesz.

Czego nauczyło cię Big Brave przy tworzeniu „A Chaos of Flowers”?

Znowu nie wiem, jak ci odpowiedzieć, a szkoda, bo to ciekawa kwestia… Szczerze mówiąc, nie miałam jeszcze okazji, by dokładnie przekminić ten album – mimo że nie powstał wczoraj – bo cały czas coś robimy. Zakończyliśmy “A Chaos of Flowers”, będąc w połowie trasy, więc co chwilę mamy jakieś rzeczy, które akurat zaprzątają nam głowy. 

Może pojawiło się jakieś olśnienie od strony technicznej?

To na pewno. Udało mi się na tej płycie zrobić dużo nowych rzeczy z głosem, które tak naprawdę chciałam zrobić od dawna. Chyba skłoniłabym się ku tego typu odpowiedzi: nowa płyta to sporo eksperymentów w kwestii rzemiosła, którym się posługuję. Gdybym jednak miała ze szczegółami opowiedzieć, co w moim życiu zmieniło “A Chaos of Flowers”, musielibyśmy odbyć tę rozmowę ponownie za jakiś czas, wybacz. (śmiech)

Wasz poprzedni album, „nature morte”, został nagrany w tydzień na setkę. „A Chaos of Flowers” również powstawało tak bezpośrednio?

“nature morte” nie zostało nagrane na setkę. Na pewno płyta powstawała dość bezpośrednio – w którymś momencie mieliśmy całą masę wzmacniaczy ustawionych koło siebie w jednym pomieszczeniu, ale to chyba jednak trochę inna rzecz. “A Chaos of Flowers” również zrealizowaliśmy dość szybko, ponieważ mieliśmy dość określony plan na brzmienie i kształt materiału, a do tego odpowiednie środki, by zrealizować tę wizję. 

Czyli wszystko mieliście dopięte na ostatni guzik?

Właśnie nie do końca. Mam wrażenie, że przy “A Chaos of Flowers” wszystko przebiegało bardziej swobodnie, zdecydowanie mocniej zaufaliśmy instynktom. Przy “nature morte” było zresztą podobnie, choć inaczej, ze znacznie silniej zarysowanymi sylwetkami utworów. Nie mieliśmy presji, by napisać cały materiał przed wejściem do studia – niektóre rzeczy powstały nagle, na bazie impulsów i pomysłów realizowanych od ręki. Nasz producent, Seth Manchester, również jest muzykiem i nadaje na falach podobnych do nas, więc odpowiednio wyczuł atmosferę, mocno pomagając z różnymi rzeczami. 

Określiłabyś to jako wyzwanie?

Może w jakimś stopniu tak było, bo miewałam momenty, gdy jeszcze parę minut przed nagraniem wokali, nie wiedziałam w sumie, co dokładnie zaśpiewam. Potrafiłam zaskakiwać siebie. 

Improwizowałaś na sto procent?

Aż tak to nie. Miałam z tyłu głowy zarys pomysłu, a później szłam już na żywioł. Podsumowując: “A Chaos of Flowers” było efektem konkretnych planów, lecz ostatecznie wybrzmiało inaczej, niż zakładaliśmy. To najistotniejsza różnica przy porównywaniu tego albumu z poprzednikami.

Katharsis, o którym zdążyłaś już wspomnieć, jest jednym z głównych haseł używanych do opisywania twórczości Big Brave. Ale czy z każdym kolejnym materiałem osiągacie coraz intensywniejsze stany katartyczne?

Nie wiem, czy jest to jakkolwiek mierzalne. Mamy różne piosenki, które traktują o różnych rzeczach, więc nie zawsze działa to na takich samych częstotliwościach. Wszystko zależy od kontekstu i chwili. Na przykład “Vital” to maksymalnie gniewna i wnerwiona płyta. Byłam wówczas niesamowicie wściekłą osobą. Z kolei przy “nature morte” oprócz gniewu pojawia się także sporo żalu, więc jak widzisz, stany emocjonalne ulegają zmianom. Przy czym każda płyta Big Brave ma w sobie wyraźny element katharsis.

Może to niegrzeczne pytanie, ale która z waszych płyt ma najmniejszy ładunek katharsis?

Chyba “Ardor” – w kwestii emocjonalnej jest to chyba nasza najlżejsza płyta, tak mi się wydaje. Jest subtelna, ponieważ skupia się głównie na żalu.

W takim razie jakie uczucia dominują na “A Chaos of Flowers”?

Tu również wskażę żal. Do tego dochodzi też poczucie straty oraz braku kontroli nad życiem.

Tworzenie tego materiału dało jakiś pomysł na odzyskanie tej kontroli?

Wydaje mi się, że nie ma pomysłów na zaleczenie albo pozbycie się jakiejś emocji. Po prostu musisz dać sobie przestrzeń na przeżywanie różnych stanów i nie udawać, że ich nie ma. Jednocześnie nie wolno przesadzić. Jeśli cały czas będziesz się gniewać, nic dobrego z tego nie wyjdzie – ani dla ciebie, ani dla osób, z którymi utrzymujesz bliskie relacje. Podobnie z ciągłym smutkiem… Nie można utknąć w jednym czy dwóch stanach emocjonalnych na zbyt długi okres. Ludzie to zbyt wielowymiarowe istoty, by tak było. W skrócie: wpuść uczucia do siebie, ale w pewnym momencie daj im też odejść.

We wrześniu wybije dziesiąta rocznica premiery waszego debiutu, „Feral Verdure”. Jakie wspomnienia wzbudza w tobie ten album?

To nie zabrzmi najlepiej, ale zupełnie nie pamiętam, jak brzmi ten album. (śmiech) Pamiętam za to, co czułam, gdy go tworzyłam. Na pewno myślę dość ciepło o “Feral Verdure”. Przed Big Brave nigdy nie grałam muzyki, więc wspomniany materiał był dla mnie wejściem w ten świat i proszę – mija 10 lat, a ja wciąż to robię i wciąż to kocham. Bardzo fajna sprawa.

Łukasz Brzozowski

zdj. materiały Big Brave

Bilety na polskie koncerty Big Brave możecie kupić TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas