Styl, którym operuje Omnium Gatherum, jest jasny w zasadzie od samego początku. Formacja z Kotka uwiła sobie bezpieczne gniazdko w okolicach melodyjnego death metalu z wyraźnie zaznaczonym progresywnym elementem. W gruncie rzeczy chodzi więc o to, że ma być epicko i zamaszyście, a do tego ambitnie w kwestiach aranżacyjnych. Na „May the Bridges We Burn Light the Way” ambicji i pompy również nie brakuje, lecz zespół sprzedaje je w inny sposób. Dziesiąty album tej załogi brzmi jak wycięcie z muzyki wszelkich ornamentów i postawienie na esencję. Wszystko jest przebojowe, klarowne i zamyka się w 40 minutach. Jasne, mówimy o muzykach, którzy z natury tworzą rzeczy dopięte na ostatni guzik, lecz tym razem – jak na nich – zrobiło się wręcz popowo.

Zespoły, które mniej lub bardziej zmiękczają swoje brzmienie traktuję z reguły w kategoriach hit or miss. Czasami dodanie do przepisu większych niż zazwyczaj ilości cukru kończy się pozytywnym odświeżeniem stylu. W innych wypadkach dostajemy artystów pogubionych i niepewnych tego, co chcą uzyskać. Jeśli o Omnium Gatherum chodzi, zwycięża pierwsza opcja. „May the Bridges…” wydaje się zupełnie naturalną ewolucją grupy, nawet jeśli tylko jednorazową. Słuchacie takiego „My Pain” i wiecie już wszystko – w zwrotce mamy growling, pająkowate, złożone riffy, ale jednocześnie zwartą rytmikę, a co dalej? Oczywiście galopujący refren ze słodkimi melodiami i brzmieniami klawisze, których raczej trudno nie nucić. Tak właśnie brzmi ta załoga w 2025 roku – nie rezygnują z podstawowych elementów, które wypracowali, ale redukują wszelkie niepotrzebne wątki. Podobnie prezentuje się niemal thrashowy w wymowie „Walking Ghost Phase”, gdzie w odpowiednich momentach na pierwszy plan wskakuje łkająca partia gitary – znany trik i zawsze pożądany, jeśli wykonuje się go z głową. Takie podejście jest świetne.
Najnowsza płyta Omnium Gatherum udowadnia, że warto zrobić sobie drobny lifting estetyki na stare lata. „May the Bridges We Burn Light the Way” to przebojowa porcja melodyjnego death metalu, która z pewnością rozgrzeje wasze serca w te chłodne dni.
Łukasz Brzozowski
(Century Media, 2025)
zdj. Jari Heino