Poznajmy się: Chase Mason

Dodano: 18.07.2023
Wydostał się ze szponów heroinowego nałogu, od najmłodszych lat oprócz muzyki kocha choćby deskorolkę, jest utalentowanym grafikiem, a przede wszystkim najbardziej wyrazistym deathmetalowym frontmanem ostatnich lat. Chase Mason to ze wszech miar inspirująca postać. Poznajmy się, bo warto.

Na początek must-have: Gatecreeper “An Unexpected Reality” (Closed Casket Activities)

Z pewnością wielu fanów zacznie pukać się w głowę, sugerując, że w tym miejscu powinno pojawić się “Deserted” lub ewentualnie “Sonoran Depravation”. Wychodzę jednak z założenia, że to właśnie ostatnia EP-ka Gatecreepera jest tym kluczowym, a przez to i najlepszym materiałem w ich dyskografii. Bo wspomniane wyżej tytuły są bardziej złożone i być może cięższe, ale momentami cierpią na nieznośne grzechy wielu metalowych produkcji: bywają przegadane, chciałoby się je skrócić… Sam Chase (autor każdego numeru na “An Unexpected Reality”) zrozumiał to w każdym calu, bo najświeższe – póki co – wydawnictwo Arizończyków równa się przede wszystkim maksymalizacji atutów i redakcji wszystkich zbędnych elementów. To maksymalnie sciśnieniowany, oparty na konkrecie death metal z charakterystycznym brzmieniem gitar, mocno hołdującym latom świetności Sunlight Studios, i pierwiastkiem hardcore-punkowym wyróżnionym jeszcze mocniej, niż w przeszłości. Lwia część tych kawałków to treściwe petardy trwające gdzieś w okolicach minuty, w których riffy ze schematu Dismember po amerykańsku stale ścierają się z d-beatem czy blastami. Zwolnień czy ugrzeczniania formuły nie odnotowano. Wyjątek stanowi wieńczący “Emptiness”, a więc death-doomowy kolos rozciągnięty do jedenastu minut, utwór zupełnie niestandardowy jak na Gatecreeper. Potężny, z naciskiem położonym na maksymalną dramaturgię, z niemal filmowym finałem, w którym udręczony ryk Masona do kompletu z łkającą melodią gitary idealnie sumują ten mini-album. Pozostaje tylko pogratulować.

Już się znamy – czas na coś nieoczywistego: Slut Sister “Raw Meat” (wyd. niezależne)

Na początek szybki rys historyczny: jedyna EP-ka Slut Sister nie jest materiałem nagranym przez Chase’a Masona, jakiego kojarzymy teraz. To nie był wyluzowany ziomek z okolicy, który chętnie poopowiada ci o ulubionych płytach z death metalem, by potem pojeździć z tobą na desce. Wówczas frontman z Arizony pełnoetatowo zajmował się przyswajaniem możliwie jak najcięższych narkotyków i zdecydowanym krokiem zmierzał na życiowe dno. W pewnym momencie wyprzedał nawet swoją pokaźną kolekcję płyt, by mieć za co kupować kolejne działki. “Raw Meat” to więc niezbyt przyjemny, ale jednak trafny obraz tego, gdzie muzyk znajdował się w tamtym czasie. Surowość materiału jest wręcz urocza, mimo że jednocześnie trudno uznać go za coś maksymalnie standardowego czy amatorskiego. Bo tutaj Slut Sister z powodzeniem krzyżują rozbujany stoner ze znacznie bardziej przygniatającymi partiami sludge’owymi, a na czubek tej góry lodowej wrzucają przebijającą się często motorykę hardcore’u. Mason, wtedy jeszcze nie do końca wyrobiony jako wokalista, radzi sobie w tej konwencji bez większych problemów, wyjąc do księżyca i nie zamartwiając się o technikę czy profesjonalizm. To po prostu piosenki z głębi najciemniejszych zakamarków serca, dlatego wszelkie modulacje we wrzasku Chase’a to nie żaden kompozytorski pragmatyzm, tylko zobrazowanie kolejnego wywrotu flaków, następnego narkotycznego widu. I jasne, “Raw Meat” nie przebija pod kątem poziomu jakiegokolwiek materiału Gatecreeper, ale jako ciekawostka wywiera wyjątkowo pozytywne wrażenie.

Kochasz metal? Udowodnij: Spirit Adrift “Curse of Conception” (20 Buck Spin)

Zaraz, zaraz – koleś powiązany głównie ze sceną deathmetalową (i w nieco mniejszym stopniu z hardcore’ową) nagle obsługuje bas w klasycznie heavymetalowym składzie? Coś tu nie gra… Tak naprawdę, to gra. Spirit Adrift jest zespołem wieloletniego gitarzysty Gatecreepera, Nathana Garetta, więc nic dziwnego, że chłop dokooptował sobie do składu Chase’a, a więc znajomego, którego już dobrze zna. Sam Mason powinien być zadowolony z takiego obrotu spraw, ponieważ “Curse of Conception” to chyba najlepszy materiał Spirit Adrift i jedna z kluczowych pozycji w kwestii renesansu oldschoolowego heavy metalu we współczesnych czasach. Druga płyta projektu z Austin to bowiem wciąż heavy metal, ale jednak popchnięty w kilku kierunkach. Oczywiście jest w tym mnóstwo przestrzeni na zamaszystą melodykę, wielkie refreny i triumfalne leady czy solówki, ale na tym arsenał grupy się nie kończy. W wielu miejscach sympatyczne gatunkowe klisze przełamuje wrzucony znienacka riff o doommetalowej wymowie, a jeśli tego wam mało, najcięższe momenty brzmią tu niemal deathmetalowo. Na koniec do stylistycznego tygla dorzucamy wielokrotne zjazdy w terytorium hardrockowe, które czyni piosenki jeszcze bardziej dynamicznymi oraz przebojowymi, i właściwie mucha nie siada. Następne albumy Garetta i spółki były nawet jeszcze doskonalsze aranżacyjnie, ale właśnie na “Curse of Conception” idealnie wyłapano równowagę między wszelkimi dobrodziejstwami klasycznego heavy a zapędzaniem się w inne rejony.

Natomiast jeśli chodzi o samego Chase’a, to na pewno wiadomo, że w ostatnim czasie ma ręce pełne roboty. Już w sierpniu wraz z Gatecreeperem obskoczy kilkanaście europejskich festiwali. Do tego dochodzą postępujące prace nad trzecią dużą płytą zespołu. I to nie w byle jakim towarzystwie – za produkcję odpowiada Kurt Ballou, a swoje trzy grosze dorzuca także Fred Estby, perkusista Dismember. Czy da się lepiej świętować nadchodzącą wielkimi krokami (już 11 sierpnia) jedenastą rocznicę trzeźwości? Chyba nie. 

Łukasz Brzozowski

zdj. Jimmy Hubbard

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas