Poznajmy się: System of a Down

Dodano: 09.05.2025
Gdy grali w Polsce po raz pierwszy, rzucano w nich chlebem. Gdy nagrali materiał pod następcę przełomowego klasyka, ktoś im go ukradł, więc wypuścili zbieraninę utworów, która okazała się świetna. Byli i wciąż są jedną z najważniejszych metalowych grup ostatniego ćwierćwiecza. Poznajmy się z System of a Down.

Dawno temu w jednym z polskich magazynów muzycznych styl System of a Down przyrównano do Dead Kennedys. Porównanie cokolwiek zaskakujące, ale i… trafne! Bo pomijając już pewne stylistyczne inspiracje Ormian z USA – ewidentne w najbardziej punkowych momentach ich muzyki – jest to podobny poziom brawury, wylania na konwenanse i bezkompromisowości. Jadąc na takim paliwie, skład uciągnął pięć świetnych płyt. Co warto sprawdzić w pierwszej kolejności?

NAJWAŻNIEJSZA: „Toxicity” (American Recordings)

Już debiutancki eponimiczny album System of a Down był konkretnym hitem, bo nawet mimo widocznych inspiracji Sepulturą czy Faith No More lub Mr. Bungle (zwłaszcza gdy porównamy wokale Tankiana i Pattona) niósł za sobą coś wielkiego i kompletnie własnego. Płytę przyjęto wyjątkowo ciepło, ale dobre wyniki sprzedażowe oraz podniesiony hype to jeszcze nic. Prawdziwa szóstka w totka przyszła na trzy lata młodszym „Toxicity”. System of a Down znalazł na niej najczystszy destylat swojego stylu i wycisnął z niego prawie wszystko. Od niemal thrash- czy deathmetalowych wybuchów agresji (chociażby „Bounce” czy „X”) po nieśmiertelny już „Chop Suey”, monumentalne „Aerials” tudzież po równo dziwaczne i angażujące emocjonalnie „Shimmy”. Świetnie działa także quasi-balladowe „ATWA”. Na tych blisko trzech kwadransach materiału amerykański skład w zasadzie nie pudłuje, oferując strzał za strzałem, w równych proporcjach stawiając na hity, awangardę oraz agresję. Tak to się właśnie robi, w końcu jakoś tą metalową legendą (kontrowersyjną) zostali.

NIEDOCENIONA: „Hypnotize” (American Recordings)

Z perspektywy czasu pomysł System of a Down na nagranie dwóch płyt i wydanie ich w bardzo konkretnym odstępie czasowym okazał się średnim posunięciem. Zarówno „Mezmerize”, jak i „Hypnotize” to bardzo klasowe materiały, ale chyba taka bomba muzyki podana prawie że jak jeden olbrzymi kolos jest zbyt wielka. Niemniej łatwo zauważyć, że potencjalnym fanom grupy zdecydowanie mocniej podoba się „Mezmerize”, z którego pochodzi m.in. niezapomniane „B.Y.O.B”. „Hypnotize” jest raczej tą pozycją stojącą w cieniu – rozumiem to. Płyty System of a Down zawsze odznaczały się pewną artystyczną nadekspresją i mniejszym lub większym poziomem szału, tymczasem drugi krążek z 2005 roku to, jak na nich, zwyczajne piosenki. No, ale właśnie to cudowne piosenki. „Holy Mountains” łamie serce emocjonalnym ładunkiem wybuchającym w refrenie, podobnie zresztą znane każdemu „Lonely Day”. „Attack” zapędza się w niemal blackmetalowy, nomen omen, atak, a „Kill Rock’N’Roll” mimo wątpliwego tekstu jest prawie że hardrockowym bangerem. Wielka rzecz.

TA PIERWSZA: „System of a Down” (American Recordings)

Jezu, ależ wielkim zaskokiem musiał być ten album w 1998 roku! I jasne, nie jest tak, że wszystkie patenty rozprowadzone przez System of a Down na debiucie były czymś absolutnie nowym. Jak zostało to nadmienione parę akapitów wyżej, formacja z Hollywood inspirowała się chociażby Sepulturą czy zespołami Mike’a Pattona, ale poza tym wnosili do metalu inną jakość. W nu-metalu dziwactwo zawsze było w cenie, ale oni byli jeszcze dziwniejsi. Ciężar był z kolei opcjonalny, a oni potrafili przyłożyć niemal deathmetalowym breakdownem w „Suite-Pee”. Wszystko – czyli miks bliskowschodnich melodii, przebojowości, żaru, brudu i frustracji – potrafili zmieścić w jednym numerze bez poczucia muzycznego bałaganu, o czym świadczy np. „Sugar”. Jednocześnie wspomniany brud – w połączeniu z odrobiną debiutanckiej naiwności – świadczy o klasie „System of a Down”. Ta płyta rzuca się na słuchacza bez litości, szarżując wszystkim od głupoty („DDevil”) po gniew albo smutek, jak w przejmującym „Spiders”. Wiadomo było, że jak startujesz z takiej pozycji, to musisz zostać gwiazdą. No i zostali. Świetna kariera.

Jak wiemy, System of a Down już od dwudziestu (!) lat nie nagrali nowej płyty. Raz na jakiś czas Daron Malakian lub Serj Tankian wspomną, że może chcą to zrobić, a może nie chcą i nic się nie zmienia. Ale szczerze – niech się to nie zmienia. Te płyty, które mamy, wystarczą. Świetne to jest. 

Łukasz Brzozowski

Płyty System of a Down kupicie TUTAJ

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas