Scorpion Milk –„Slime Of The Times”: Zimna wojna z rzeczywistością

Dodano: 23.09.2025
Wydawałoby się, że nagrywając płyty z taką częstotliwością, a do tego z tak różnymi zespołami, Mat McNerney zaliczy w końcu większą lub mniejszą wpadkę. Debiutanckiego albumu Scorpion Milk, choć nie jest najwybitniejszym dziełem w dorobku Brytyjczyka, wpadką jednak nazwać nie można. Czy nowy projekt McNerney’a spełnił pokładane w nim nadzieje?

W Scorpion Milk do Kvohsta dołączyli Tor Sjödén z Viagra Boys oraz Nate Newton z Converge i Cave In. Dodatkowo gościnnie na płycie pojawili się Paul Ferguson z Killing Joke oraz Will Gould z Creeper. Od początku było wiadomo, że będzie to rzecz w pewnym stopniu pokrewna do tego, co Kvohst robi z Grave Pleasures. „Slime Of The Times” jak najbardziej pasuje do szufladki „apokaliptycznego post-punka”, chociaż pewne różnice w stosunku do macierzystej formacji Brytyjczyka da się zauważyć. Przede wszystkim Grave Pleasures gra muzykę znacznie bardziej wpadającą w ucho. Weźmy choćby ostatni album grupy – „Plagueboys”. Każdy z numerów na płycie ma jakąś przyjemną melodię, choćby jedną – tak, by można było zawiesić ucho i zapamiętać coś już po pierwszym odsłuchu. Debiut Scorpion Milk jest tej właściwości pozbawiony. Singlowy „Another Day Another Abyss” jest tutaj wyjątkiem, z tym charakterystycznym, brzmiącym jak Gang of Four skrzyżowane z Republiką refrenem. A jednak słuchając tego numeru na tle reszty płyty nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to odrzut z „Plagueboys” właśnie. To najłagodniejszy i „najładniejszy” numer – ja wolę mroczne oblicze tej płyty.

Zaproszenie perkusisty Killing Joke nie jest przypadkiem. Ten krążek jest jednym wielkim hołdem złożonym grupie z londyńskiego Nothing Hill. Pod tym względem bliżej „Slime Of The Times” do Beastmilk, które również brzmiało bardzo apokaliptycznie, miało w sobie dużo niepokoju i pewnego takiego neurotycznego nerwa. Kvohst śpiewa tutaj inaczej niż zwykle, bardziej w stylu Jaza Colemana, jakby wykrzykiwał gdzieś z oddali pełen złości i agresji manifest. Słychać to już w zwrotce „All The Fear”, pierwszego numeru na płycie, a jeszcze bardziej w „Silver Pigs”. Nawiasem mówiąc, jest to numer, który na pewno zwróci uwagę wszystkich polskich słuchaczy – nieczęsto słyszy się deklamacje w naszym języku w intrze kawałka zagranicznego artysty. Wracając do inspiracji, oprócz Killing Joke, słychać tu też Godflesh – najbardziej w utworze tytułowym brzmiącym jak połączenie Killing Joke i zespołu Broadricka – ale też innych tuzów industrialnego rocka, jak choćby Nine Inch Nails („Children Are Dust” nasuwa takie skojarzenia).

Pierwszy album Scorpion Milk to zatem Beastmilk vol. 2 (czy to przypadek, że oba mają milk w nazwie?). Brakuje na tej płycie hitów, to fakt, ale „Slime Of The Times” nadrabia innymi atutami. McNerney wieści apokalipsę od ponad dekady, jednak jeszcze nigdy nie był tak przekonujący. Silne industrialne wpływy, na krążkach Beastmilk i Grave Pleasures nieobecne, sprawiają że ta muzyka nie brzmi jak zapowiedź końca świata, a raczej ścieżka dźwiękowa do apokalipsy, która się właśnie dokonuje. Ta płyta to klasyczny grower – być może nie zaskoczy za pierwszym razem, ale za piątym już na pewno. Zanim apokalipsa się dopełni, warto dać jej szansę.

Paweł Drabarek

(Peaceville, 2025)

zdj. Andy Ford

Debiutancki album Scorpion Milk kupicie TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas