TOP 5: Anthrax – covery

Dodano: 12.11.2024
Mimo znaczących sukcesów i widocznego wpływu na scenę z przecięcia metalu oraz hardcore’a Anthrax wydaje się być niedocenianym zespołem. To oni wprowadzili do thrashu luz bez jednoczesnej rezygnacji z emocji. To oni jako jedni z pierwszych połączyli rap z metalem. No i wreszcie to oni mają jedną z najlepszych w gatunku smykałek do coverów. W związku z tym skupimy się na chwilach, gdy Anthrax wzorowo przerabiał cudze numery.

„Dethroned Emperor” (z repertuaru Celtic Frost)

Ze wszystkich – często przeróżnych gatunkowo – kawałków, które Anthrax przerabiał, ten mógł nie wyjść najbardziej. Nowojorczycy z reguły przez większość kariery podchodzili do metalu z przymrużeniem oka. Stojące na drugiej flance Celtic Frost to kompletnie inna para butów – gniew, diabeł, egzystencjalny ból i powaga na 110%. Takie połączenie sugerowałoby, że Anthrax mogą po prostu zrobić sobie jaja, co okazałoby się raczej nieśmieszne i przaśne, ale rzecz w tym, że nie zrobili. To intrygujące połączenie dwóch odmiennych światów. Anthrax (w erze z Johnem Bushem, czyli raczej na poważnie) zabrali się do tego klasyka po swojemu. Zalatująca crustem wibracja proto-blackmetalowego oryginału uleciała na rzecz mocno grooviącego thrashu, który grupa wówczas uprawiała i o dziwo ten przepis się sprawdził. Kawałek brzmi selektywnie i ciężko, ale w inny sposób – nie w taki, że otwierają się przed wami bramy piekła, lecz w taki, że tylko czekacie, by ruszyć w mosh, kiedy słyszycie ten otwierający riff. Świetna sprawa.

„Antisocial” (z repertuaru Trust)

To bardzo oczywisty wybór, ale nic nie poradzę – jeden z najsłynniejszych cudzesów w repertuarze Anthrax jest złotym numerem. Zaryzykowałbym nawet tezę, że Amerykanie przedstawili go w jeszcze lepszej formie od oryginału stworzonego przez francuski Trust. O ile pierwowzór to bardzo dobrze skrojony pod swoje czasy banger w konwencji hard’n’heavy, o tyle piątka z Nowego Jorku dała mu zupełnie nowe życie. Nie zmieniając specjalnie melodii, riffów czy ogólnego wydźwięku piosenki, grupa dała jej nową dynamikę, powodując, że strzela ona w twarz thrashową motoryką i odpowiednio usytuowaną energią punk rocka. Tutaj należy się oczywiście pełen pakiet oklasków w kierunku niezmordowanego Scotta Iana, który odgrywając riff szybciej, ale w zasadzie 1:1 w zgodzie z oryginałem, zrobił to tak, że słuchacz od razu myśli sobie, że to jego numer, a nie żaden cover. Po takiej umiejętności poznaje się ponadprzeciętnych artystów. Świetnie to wszystko ogarnęli panowie Wąglikowie – od wspomnianych gitar aż po fachowe wokale Joeya Belladonny. 

„Next to You” (z repertuaru The Police)

Pewnie mało kto pamięta, ale The Police początkowo mieli w sobie wręcz punkowy żar. Debiutanckie „Outlandos d’Amour” oprócz legendarnego już „Roxanne” obfituje także w kawałki, które filtrują i power pop, i nową falę przez energię, której nie powstydziłoby się na przykład The Stooges. Panowie z Anthrax, doskonale to wiedzieli, wybierając „Next to You” jako piosenkę do scoverowania. Szczerze? Świetny wybór – mowa o numerze wręcz stworzonym dla Iana i spółki. Krzyczano-śpiewane chórki? Odhaczone. Żwawe tempo i surowość w połączeniu z czutką na wielkie melodie? Zrobione. Agresywna, a przy tym wpadająca w ucho linia wokalu? Wszystko tu mamy. Skład z miasta Wielkiego Jabłka niespecjalnie zmienił ten numer, odpowiednio dociążając jego charakter w konwencji bliskiej hardcore’owi, ale zrobił coś jeszcze – zmodyfikował refren w taki sposób, by oprócz oryginalnej melodyjności dodać mu wręcz odrobiny altrockowego powabu. To niesamowite, z jaką gracją ta ekipa przerabiała numery z odmiennej orbity. 

„I’m Eighteen” (z repertuaru Alice’a Coopera)

Ciekawostka na początek: jest to jedyna piosenka Anthrax, na której nie słyszymy Scotta Iana. Gdy zespół stwierdził, że chce scoverować numer Alice’a Coopera, Ian uznał, że to zły pomysł i na znak protestu nie wziął udziału w jego zarejestrowaniu. Wszystkie partie gitar nagrał Dan Spitz. Po części rozumiem decyzję Scotta – miał wtedy 21 lat, z pewnością był bardziej radykalny i uparty… ale to po prostu świetny utwór. Anthrax odegrali go wiernie i bez większej potrzeby nanoszenia zmian. Oryginał to glamrockowy hicior, więc Wąglik nadał mu wibracji bliższej metalowi, lecz nie tylko. W odróżnieniu od Coopera autorzy „Fistful of Metal” nie byli jeszcze wielkimi gwiazdami, tylko dzieciakami kochającymi heavy metal i punk rocka. Słychać to w tym numerze, który mimo że zbliżony do oryginalnej wersji, to jednak kąsa tą wściekle garażową energią. Dobrą robotę wykonuje tu także pierwszy wokalista grupy, Neil Turbin. Co prawda nie jest w żaden sposób lepszy od Belladonny czy Busha, lecz w tych rejestrach i tej estetyce czuje się jak ryba w wodzie.

„New Noise” (z repertuaru Refused)

Jeden z tych przykładów, gdzie Anthrax kłania się przed nieco młodszymi od siebie załogantami. Nie jest to niczym dziwnym, ponieważ nawet w najświeższych czasach Scott Ian ohoczo wrzuca na Instagrama covery Turnstile czy Mastodon wykonywane wspólnie z synem na perkusji. Chłop jest po prostu wielkim miłośnikiem muzy, więc jeśli coś mu się podoba, nie zamierza się z tym kryć. Jego fascynacja Refused również nie powinna zaskakiwać. W złotych latach skandynawscy chuligani wytworzyli własną niszę w hardcorze oraz post-hardcorze i nie dość, że przestrzegali wyłącznie własnych zasad, to jeszcze zostali dzięki temu gwiazdami. W wersji Anthrax największy hit autorów „The Shape of Punk to Come” zyskuje nieco więcej groove’u i heavymetalowego majestatu, ale zachowuje punkowy gniew, za który kochamy pierwowzór. Świetnie radzi sobie tu zwłaszcza Joey Belladonna, którego zupełnie inny, wzniosły i w pełni śpiewany wokal w ogólnie nie gryzie się z resztą numeru – a przecież wiemy, że u Refused zostało to wykrzyczane, a nie wyśpiewane. Zero minusów.

Łukasz Brzozowski

zdj. Ignacio Galvez

Bilety na koncert Anthrax, Kreator oraz Testament kupicie TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas