„Wbrew pozorom Ellende bywa bardzo pozytywne” – wywiad z Ellende

Dodano: 20.09.2024
Z L.G., czyli ojcem-założycielem austriackiego Ellende rozmawiamy o niezręcznościach, nagrywaniu muzyki na nowo i różnych emocjach dopasowanych do różnych utworów.

Nie czujesz się niezręcznie, udzielając wywiadów?

Z reguły udzielam wywiadów pisanych, więc taka rozmowa na Zoomie jest dla mnie wyjściem poza strefę komfortu, ale to dobrze. W końcu trzeba próbować nowych rzeczy, więc jestem jak najbardziej za. Myślę, że fajnie nam pójdzie.

Pytam, bo wiem, że jesteś samotnikiem i introwertykiem, więc czy taki mówiony wywiad nie jest dla ciebie nawet większym wyjściem ze strefy komfortu od opowiadania o najróżniejszych emocjach w muzyce?

Hm, to dwie zupełnie różne strefy życia. Fakt, z reguły jestem samotnikiem i najchętniej spędzam czas przede wszystkim ze sobą, ale rozmowa z kimś zainteresowanym moją twórczością jak najbardziej potrafi sprawić przyjemność.

A jak to u ciebie było z przelewaniem, bądź co bądź, pokaźnych ilości smutku i goryczy do muzyki Ellende? Od początku przychodziło ci to naturalnie?

Jak najbardziej – nie widziałem w tym nic dziwnego ani drażniącego. Po prostu czułem, co czułem, a że moje emocje i wizje pasowały do rzeczy, które robiłem muzycznie, to po prostu łączyłem jedno z drugim. Zawsze uważałem, że warstwa personalna stanowi jeden z absolutnie kluczowych elementów twórczości Ellende. Podobnie wygląda to z prezentacją tego wszystkiego na scenie.

To ciekawe – wolisz samotność, ale na scenie czujesz się rozluźniony?

Może nie rozluźniony, bo jestem bardzo skupiony, ale na pewno czuję się komfortowo na scenie. Nie przeżywam jakiejś wielkiej tremy ani niczego w tym rodzaju. Gdy gramy koncerty, wszystko dzieje się w zgodzie ze z góry ustalonym scenariuszem. Robimy swoje, dajemy z siebie wszystko, a następnie schodzimy. Unikamy improwizacji – przygotowujemy się na 110%, więc unikamy jakichś zbędnych planów na ostatnią minutę.

O jakim scenariuszu mówisz?

O takim, że wchodzimy na scenę i gramy piosenki jak najdokładniej i z jak największym oddaniem tych emocji, jak tylko potrafimy. Wrócę do tego, co mówiłem wcześniej: my nie improwizujemy, nie próbujemy wymyślić niczego na siłę. Zupełnie nie taka jest funkcjonalność Ellende. Wolę doskonale wiedzieć, co mam robić niż niepotrzebnie wymyślać rozwiązania, które mogłyby nie wypalić.

Brzmi dobrze, ale obaj wiemy, że na koncertach wiele rzeczy nie idzie po myśli artystów. Co wtedy?

Nie mamy żadnego planu B, po prostu próbujemy dostosować się do sytuacji i poradzić sobie z nią jak najlepiej. Szczerze mówiąc, nie da się opracować żadnego planu B, ponieważ dosłownie wszystko może pójść nie tak. Mimo tego, zawsze dajemy sobie radę. To jedno z zadań zespołu – kiedy coś idzie niezgodnie z twoją myślą, musisz szybko opanować problem i go wyeliminować.

Wracając do wcześniejszego wątku: tworząc album, również ustalasz sobie plan działania czy po prostu podążasz za emocjami?

To bardzo trudne pytanie, ponieważ nie ma jednego wzoru działania, z którego korzystałbym cały czas. Okoliczności powstawania płyt Ellende bywają bardzo zmienne, należy o tym pamiętać. Czasami, wbrew pozorom, to bardzo pozytywny i pełen nadziei projekt, czym pewnie mogę niektórych zaskoczyć. W związku z tym nie potrafię do końca odpowiedzieć na twoje pytanie. Bywają sytuację, że coś robię i nawet nie umiem określić, dlaczego poszedłem w tym, a nie innym kierunku. Po prostu czuję w sobie potrzebę, aby za pomocą muzyki odpowiadać na myśli o istotnych życiowych zagadnieniach, które cały czas pojawiają się w mojej głowie. Co prawda nie śpiewam o miłości, ponieważ to często dość płytkie zagadnienie, ale o masie innych rzeczy – już jak najbardziej. 

Ten pozytywny element również wpływa na kształt Ellende – uważasz, że tego typu przekaz może dać nadzieję słuchaczom czy raczej nie zajmuje cię to zbytnio?

Jasne barwy są naturalnym elementem Ellende i umieszczam je w muzyce, ponieważ wydaje mi się to autentyczne. Życie to nie tylko mrok czy rozgoryczenie – obok nich bardzo często pojawia się także radość. Gdy połączymy je ze sobą, wychodzi nam z tego szarość, czyli w zasadzie norma u każdego z nas. Nic nie jest wyłącznie czarne lub białe.

Czyli jesteś optymistą?

Myślę, że jak najbardziej nim jestem! Lubię życie, nie czuję się przygnieciony depresją ani mrokiem. Życie potrafi dać w kość, ale staram się być dobrej myśli nawet w tych nieprzyjemnych sytuacjach.

Niespełna miesiąc temu wydałeś „Todbringerin”, czyli nagrane na nowo numery z przełomowego dla ciebie „Todbringer” sprzed ośmiu lat. Co chciałeś osiągnąć, nadając tym utworom drugie życie?

Chciałem zaprezentować te piosenki w zgodzie z ich oryginalnymi wersjami. Nie dokonywałem zmian aranżacyjnych, tylko zachowywałem ducha pierwowzorów. Dlaczego więc zdecydowałem się na nagranie ich od nowa? Obecnie Ellende wydaje się w innej wytwórni niż wtedy, w związku z czym mam pewne problemy związane z licencjami i prawami do „Todbringer”. Stwierdziłem, że wydam to na nowo. Był to dobry pomysł. Timing również okazał się trafiony, ponieważ w przyszłym roku planujemy wypuścić nowy album.

Zapytany w wywiadzie sprzed paru lat, jak oceniasz swoją muzyczną drogę, odpowiedziałeś, że było bardzo ciężko. Teraz nie jest?

Oczywiście, bywa ciężko, ale obecnie jest naprawdę dużo lepiej. Mamy podpisany kontrakt z dobrą wytwórnią, promocyjnie wszystko idzie tak, jak zaplanowaliśmy i generalnie radzimy sobie ze wszystkim bez większych kryzysów. W przeszłości, gdy dźwigałem dosłownie wszystko na własnych barkach, bywało niewesoło.

Łukasz Brzozowski

zdj. materiały zespołu

Bilety na oba polskie koncerty Ellende dostaniecie TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas