„Zawsze uciekam od podsumowań” – wywiad z Anią Grąbczewską (Szklane Oczy, ania grr, Odra)

Dodano: 09.12.2024
Gdy wydaje coś nowego, zmienia się o 180 stopni, a stylistyczna wyliczanka jej odmiennych od siebie projektów mogłaby trwać w nieskończoność. Ania Grąbczewska to jedna z najbardziej ambitnych i zapracowanych postaci z okolic polskiego niezalu, a że dużo się u niej dzieje, rozmawiamy o podsumowywaniu siebie, o mówieniu tego, co chce się mówić, a nawet o Robercie Plancie.

W sierpniu obchodziłaś dwudzieste piąte urodziny. Wejście w ćwierćwiecze było bardziej ekscytujące czy niepokojące?

To bardzo trudne pytanie, na które chyba nie znam odpowiedzi. Generalnie 15 sierpnia zawsze był dla mnie ekscytującym dniem, w tym roku także – prócz urodzin obchodzę rocznicę rozpoczęcia istotnego dla mnie projektu artystycznego pt. „apel jasnogórski”. Bardzo lubię podsumowywać ten projekt, bo spotkały mnie przy pracy nad nim jedne z piękniejszych przygód, jakie przeżyłam. Poza tym nie jestem gotowa na podsumowania, zawsze od nich uciekałam. To dla mnie trochę przerażające. A co do ekscytacji bądź niepokoju – mam w sobie trochę tego i tego.

Twoja pracowitość i tworzenie coraz to nowych rzeczy jest jednym z powodów, dla których uciekasz od podsumowań?

Miło mi, że tak to postrzegasz, ale powody mogą być trochę inne i mi samej trudno je zidentyfikować. Z pewnością jest to trochę irracjonalne, podsumowania są potrzebne. Z drugiej strony czasem ze zbyt intensywnego zastanawiania się nad swoim życiem i z próby sumowania siebie nie wychodzi nic dobrego. Może mam tendencję do zakopywania się w głowie i samoreplikujących się myślach, dlatego staram się jednak bardziej zwracać do świata zewnętrznego, by nie zginąć na amen w autorefleksji. 

Wyszedłem od wątku urodzinowego, ponieważ w wieku 25 lat masz na koncie tyle przedsięwzięć, że łatwo się w tym pogubić. Szklane Oczy, ania grrr, Odra, współpraca z Marcinem Świetlickim czy PiTiEsDi – wszędzie cię dużo, a w każdym z projektów pokazujesz inną stronę siebie. Łatwo zachować rozpoznawalność, unikając przy tym monotematyczności?

Chyba każdemu chodzą bardzo różne myśli po głowie. Świat wydaje mi się na tyle zadziwiającym miejscem, że trudno dłużej skupić się na jednym temacie. O niektórych rzeczach łatwiej mówi się w delikatnej wokalizie, o innych krzycząc, o jeszcze innych rapując. Najważniejsze dla mnie jest, by tworzyć piosenki o czymś, co czuję, że muszę i chcę powiedzieć. By dopasować stylistykę do przekazu, a nie przekaz do stylistyki. Myślę, że nie da się stać monotematycznym, współpracując z innymi ludźmi. Rozmowa z drugim człowiekiem sprawia, że sama się zmieniam, także muzycznie. W Szklanych Oczach mój dialog z Agnieszką Nogą trwa od początku liceum. W naszej muzyce słychać, jak wiele razem przeżyłyśmy, więc zwierzanie się jest czymś naturalnym. Ostatnio do naszego zespołu dołączył Krzysiu Czarnowus, wprowadzając zupełnie inne spojrzenie od poprzednich perkusistek – Oli i Justyny.  

Jako ania grr współpracuję z paszką, który tworzy często dziwne niezwykłe zglitchowane brzmienia. Z naszej rozmowy wyniknął esperymentalno-dreampopowy projekt, gdzie w trochę dziecięcej estetyce opowiadamy o ważnych rzeczach, o których nie potrafiłabym opowiedzieć w inny sposób. 

W ramach projektu Odra można usłyszeć dialog nie tylko między bardzo różnymi ludźmi, ale także pomiędzy mimo wszystko bardzo odmiennymi kulturami. Współpracuję w jego ramach z czeskim muzykiem Jakubem Novákiem ze świetnego zespołu Šamanovo Zboží. 

PiTiEsDi zawiesiło działalność, ale to doświadczenie nieprzejmowania się i grania coverów legendarnego zespołu Parchy pozostanie ze mną na zawsze. 

Do tego dochodzą jednopiosenkowe współprace, gdzie mam możliwość szybkiego zostania wrzuconą w kompletnie inny świat – „Ciuciubabkę” zespołu Licho, „Rewolucję” Morświna, czy „Bezdenną otchłań” Ulesa. A co do rozpoznawalności – wydaje mi się, że dosyć łatwo jednak rozpoznać mój wkład. Choć może chciałabym zrobić coś takiego, że nikt by nie poznał, że maczałam w tym palce. 

Czy pracując z tyloma różnymi osobami próbujesz się wtopić w ich świat, czy dochodzi raczej do przeciągania liny w swoje strony?

To również zależy od osoby, z którą pracuję. Co prawda nie staram się w kogokolwiek wtopić – powiedziałabym, że chodzi o rodzaj dyskusji, a nawet rodzaj kłótni. Dialog może przebiegać na wiele sposobów, ale zawsze wynika z tego coś dobrego.

Byłabyś w stanie wskazać najlepszą rzecz, którą ci to daje?

Chyba nie, mam zbyt wiele rzeczy do wyboru. Każda z tych rzeczy jest inna, towarzyszące przy ich tworzeniu przeżycia również, więc nie widzę nawet sensu, by je do siebie porównywać. To bardzo niezwykłe doświadczenia.

Jak myślisz, jakie słowo najlepiej opisuje twoją twórczość?

Hm, może ciekawska? To byłoby chyba dobre słowo.

Osobiście powiedziałbym, że to słowo to „dziwna” – przy każdym z twoich projektów muszę się odpowiednio dostroić, by w pełni zrozumieć twoją wizję. Lubisz rzucać słuchaczom wyzwania czy po prostu taka jesteś?

Chyba taka jestem. Staram się nie myśleć, jak słuchacz zareaguje na moją twórczość, bo gdy za dużo się nad tym zastanawiam, efekt robi się gorszy. Unikam tego. Nie chcę wchodzić w jakąś pozę, nie chcę niczego udziwniać. Cenię sobie prostotę w działaniu. 

To ciekawe, bo myślę, że mało komu twoja muzyka może kojarzyć się z prostotą.

Chodziło mi o to, że nie lubię udziwniania na siłę i tworzenia czegoś, czego zupełnie nikt nie zrozumie. Mówiąc o prostocie, mam na myśli przede wszystkim szczerość. Staram się mówić szczerze, nie kombinować za bardzo, ale gotowa forma może okazać się niezbyt prosta i nieprzystępna dla słuchacza.

Zdarza ci się przy działaniach twórczych robić krok w tył, bo czujesz, że przekombinowałaś?

Nie przypominam sobie takich sytuacji. Raczej nigdy się nie wycofuję. Czasami zawstydzam się tym, co robię, ale to bardziej martwiąc się konwenansami. Chęć powiedzenia tego, co mam do powiedzenia jednak zawsze zwycięża. 

Po premierze debiutu Szklanych Oczu wspominałaś, że buntujecie się przeciwko sobie, kwestionując w piosenkach swoje problemy. Po czasie uważasz, że masz na głowie tych problemów więcej czy mniej?

Myślę, że obecnie są to problemy innego rodzaju. W tym, co robimy ze Szklanymi Oczami, najbardziej uwydatnia się pamiętnikarski rys. Kiedy tworzyłyśmy pierwszy album, „Rzeczywistość”, miałyśmy po kilkanaście lat i są to piosenki będące pierwszym spojrzeniem na świat i analizą tego, co dzieje się dookoła nas – od zachwytu po przerażenie. Później nagrałyśmy EP-kę „Antyrzeczywistość”, którą postrzegam jako wielki bluzg i nasz najmroczniejszy materiał wynikający z rozczarowania wszystkim dookoła. Teraz pracujemy nad pełną płytą „Nadrzeczywistość” – album w znacznej mierze będzie opowiadał o nadziei i wyjściu do światła po długim okresie ciemności. Jest to pewnego rodzaju, choć częściowe pogodzenie się ze sobą i ze światem. To może być nasz najważniejszy materiał, lecz wiadomo, że każde wydawnictwo opowiada o innych etapach życia – każdy z nich jest kluczowy, więc wszystkie są na swój sposób najważniejsze. Bunt stanowi wspólny mianownik naszej muzyki. Jego charakter oczywiście zawsze się trochę zmienia i można go inaczej opisać, ale zawsze wypowiadamy go przeciwko złu.

Co powoduje, że przy „Nadrzeczywistości” dokonujecie takiej zmiany kierunku i wpuszczacie do siebie więcej nadziei? Chodzi o dojrzewanie?

Obawiam się, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie prozą, dlatego zawarłam wszystkie przemyślenia w tekstach piosenek. Tak jest mi dużo łatwiej i przyjemniej. W inny sposób chyba nie potrafię.

Szklane Oczy trudno zaszufladkować, a że w tym roku wydaliście dopiero jednego singla, to czy już można stwierdzić, że muzycznie również dokonacie sporej wolty?

Nasz najnowszy singiel z nadchodzącej powoli płyty ukaże się jeszcze w grudniu, za lekko ponad tydzień – razem z nim ukaże się także teledysk. Cała premiera będzie nieco większa. Czy to zabrzmi inaczej? Pewnie tak – jestem ciekawa, jak zostanie to odebrane. Co prawda ten utwór może niekoniecznie będzie odpowiadał muzycznemu charakterowi reszty płyty, bo będzie zdecydowanie najweselszy z całości, lecz tekstowo ukazuje, w którym kierunku obecnie podążamy.

Skoro się ze sobą godzicie, to można nazwać was wesołymi ludźmi?

Nie wiem! Myślę, że zdecydowanie mamy dużo powodów do radości i szczęścia, ale trudno powiedzieć, czy można nazwać nas wesołymi osobami. Jesteśmy jak wszyscy inni – czasami ciągle uśmiechnięci, a czasami smutni. 

Przy okazji siedemnastych urodzin zespołowa koleżanka życzyła ci m.in. idealnego poczucia rytmu i spotkania z Robertem Plantem – udało ci się zrealizować te cele?

Co do poczucia rytmu – zakładam, że te życzenia składała mi Aga i o ile generalnie dobrze sobie radzę z rytmem, o tyle walki z metronomem faktycznie bywają nieubłagane. Myślę, że to był nasz inside joke związany z nagraniami i towarzyszącym im trudnościom, zwłaszcza przy bardzo szybkich partiach gitar. Metronom jest niestety nieubłagany i nie wybacza, żadnych nierówności. Byłam też na koncercie Roberta Planta, na pewno jako nastolatka, ale nie pamiętam, ile miałam wtedy lat, przy czym nie spotkaliśmy się niestety twarzą w twarz. Led Zeppelin – choć dziś nie słucham ich tak wiele – na pewno mnie w dużym stopniu muzycznie ukształtowali. Sporo się przez ten czas zmieniło. To jedyne podsumowanie, na jakie mnie stać. 

Łukasz Brzozowski

zdj. Marcin Pawłowski

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas