Nie chodzi o to, że niemiecka grupa to prymitywni kopiści – choć gdyby ktoś uznał singlowy “Prince of Darkness” za odrzut z ostatniej płyty Unto Others, nie zdziwiłbym się – ale o samo jej podejście. Sam pomysł na tchnięcie powietrza z paru innych miejsc w próchniejącą heavymetalową jaskinię jest jak najbardziej pożądany, lecz w jego realizacji The Night Eternal nie pozwalają sobie na zbyt wiele innowacji. Trudno nie odnieść wrażenia, że skład z Essen najpierw sugeruje się działaniami bardziej otrzaskanych kolegów po fachu, by dopiero potem pisać numery, będące interpretacją ich pomysłów. Nie dodałem, że z własną, ponieważ to byłaby już przesada. Mimo tego, “Fatale” jest naprawdę przyjemną płytą. Więcej ducha i okultyzmu zamiast fruwających smoków w zestawie z patosem zredukowanym do minimum to z reguły udana recepta na heavy metal. Doceniam fakt, że grupa strzela riffami jak z rękawa, a przede wszystkim, że nie brakuje jej melodii, by podeprzeć każdą zmianę tematu w dowolnym kawałku. Może być to quasi-solówkowy wystrzał, który ustawia dynamikę utworu albo dominująca na pierwszym planie partia prowadząca zbudowana na kilku tak prostych dźwiękach, że jej przebojowy potencjał nie ulega wątpliwości. Niestety, nawet zalety nie są w stanie odpędzić mniej od jednej myśli: wszystko fajnie, aczkolwiek w niedalekiej przeszłości przytoczeni we wstępie wykonawcy robili to jakby… lepiej? Zasada leaders not followers, jak widać, zawsze aktualna.
Póki co, mało prawdopodobnym jest, aby The Night Eternal zostali rzeczonymi liderami. Są raczej wiernymi uczniami – takimi, którzy studiowaliby do trzydziestki tylko po to, by nawet mimo dużej wiedzy nie brać na siebie odpowiedzialności dorosłego życia i jak najdłużej mieszkać w akademiku. Słychać to w manierze wokalnej, która momentami aż za bardzo przypomina Glenna Danziga, słychać to w brzmieniu gitar (tutaj ktoś ewidentnie zbyt ciepło myślał o Unto Others) i przede wszystkim w szkielecie kompozycji, co przytoczyłem już wcześniej. Na szczęście momentami songwriting jest na tyle trafiony, że powracające skojarzenia nie uwierają zbyt mocno. “We Praise Death” ma spore szanse na wywalczenie tytułu metalowego hitu roku z tym wykrzyczanym – acz z obligatoryjną nutką teatralizmu – refrenem i solówką niczym u W.A.S.P. za czasów “The Crimson Idol”. Na niemal identycznym poziomie błyszczy także “Prometheus Unbound”, czyli urzeczywistnienie fantazji o tym, jak brzmiałoby Tribulation, uprawiając niczym nieskażony heavy metal. Jasne, brak poszukiwań potrafi być irytujący, lecz gdy The Night Eternal skupiają się na eksplorowaniu melodii, wychodzi z tego wciąż odgrzany kotlet, choć przyrządzony przez kucharza z najlepszej restauracji w okolicy. Ot, zamykający “Between the Worlds” – cała siła tej piosenki i narastające napięcie wynikają właśnie z pociągniętej w tle rozmytej partii gitary. Jak chcą, to potrafią.
Druga płyta The Night Eternal – mimo oczywistego minusa w postaci przesadnego pożyczania patentów kompozytorskich od innych twórców – to przyjemna sprawa. Jeśli lubicie heavy metal obdarty z koturnowego patosu i rycerskiego tokowania wokalisty, poszukujący szczęścia głównie w mroku, “Fatale” najpewniej przypadnie wam do gustu.
Łukasz Brzozowski
(Ván Records, 2023)
zdj. Void Revelations