Lordi – “Screem Writers Guild”: Swoista uniwersalność

Dodano: 24.04.2023
Kolektywnie w naszej redakcji zgłaszamy się z prośbą o wyjaśnienie fenomenu Lordi. Jak to jest, że fani raptem dwa lata temu przyjęli siedmiopłytowy boks z premierowymi utworami, co powinno wyczerpać kreatywną studnię i oczekiwania nawet najbardziej zagorzałych słuchaczy, a już śpieszymy donieść, że grupa wybiera się w dużą trasę z polskim przystankiem u boku Sabaton i to z kolejnym, osiemnastym w dorobku, albumem?!

Łódzki koncert będzie okazją, aby sprawdzić, czy trzydzieści lat na scenie i kurczowe ukrywanie tożsamości pod ciężarem kostiumów wyjętych z filmów grozy klasy B procentuje z produkcją w dużej hali. Skład w kolejnej już inkarnacji zaprezentuje część z czternastu piosenek tworzących “Screem Writers Guild”. Tytuł najnowszego longplaya Finów nie ma większego znaczenia, nie po raz pierwszy, nie ostatni bawią się w neologizmy, za to wszystko to, co kryje się za nim w warstwie muzycznej – owszem. Kwintet pojął umiejętność bardzo sprawnego żonglowania muzycznymi kliszami z pogranicza gier komputerowych, tanich horrorów, szeroko pojętych hołdów składanych Alice’owi Cooperowi, czy wreszcie niemal stadionowych hitów. 

Ten ostatni element przewija się przez niemal całą karierę Lordi i gdyby przyszło do wskazania rdzenia brzmienia fińskiej grupy, byłyby to wielkie refreny (“Dead Again Jayne”) idące w parze z niemal minimalistycznym wykorzystaniem motywów tożsamych dla hard’n’heavy (“Vampyro Fang Club”). Nie chcę odmawiać zespołowi talentu do pisania łatwo wpadających w ucho utworów (pamiętacie, że od “Blood Red Sandman” minęło już 20 lat?!), ale jak na zespół, który okrzepł na tak wielu frontach i jednej batalii porównawczej z amerykańskim Gwar, tak śmiałe puszczanie oczka do lat 80., powinno nieść za sobą coś więcej niż klasyczne 4/4 okraszone prostym gitarowym solo (power ballada “Scarecrow”). 

Wierzę jednak, że to, co dla zwolenników heavy i power metalu uchodzi za oczywistość, zwłaszcza pod względem popisów technicznych, w przypadku Lordi jest nie tyle niekoniecznie, co wręcz zbędne. Przeciętny fan kapeli doceni ten album takim, jakim jest – czyli jako niezobowiązującą odskocznię, w której liczy się dość specyficzny humor, zabawa znanymi, żeby nie powiedzieć oklepanymi tematami (syntezator w “Heavengeance”) i swoista uniwersalność, bowiem bohaterowie tego tekstu równie dobrze nadają się do wyjścia na clubbing ze znajomymi rockmanami, co na międzypokoleniowe dysputy z rodzicami odnośnie wielkości Iron Maiden nad resztą metalu. W obu przypadkach “Screem Writers Guild”, sprawdzi się znakomicie. Nie oczekujcie jednak, że będzie to materiał, o którym będzie się mówić dłużej niż przez czeski okamžik

Wieńczące poprzedni akapit chwile ulotne najlepiej przeżywać w gronie dobrych znajomych i jeśli mam być zupełnie szczery, o płycie z pewnością zapomnimy, bowiem nawet na tle ostatnich siedmiu (!!!) płyt wydanych w okresie pandemii materiał wypada raczej przeciętnie, nie wnosząc niczego nowego do mocno wyeksploatowanego stylu grupy. Wrażenie to jednak najpewniej odczaruje występ w Atlas Arenie; Sabaton całkiem mądrze dobiera supporty, więc kilkanaście tysięcy osób głodnych wrażeń nie powinno mieć problemu z szybkim przyswojeniem refrenów, a „Thing in The Cage” to murowany szlagier. Do zobaczenia 9 maja!

Grzegorz Pindor

(Atomic Fire, 2023)

zdj. materiały promocyjne Lordi

Najnowszy album Lordi, a do tego bilety na ich koncert wraz z Sabaton i Babymetal zdobędziecie TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas