Jesteś spokojniejszą jednostką niż 17 lat temu?
Oczywiście, że jestem, jak najbardziej.
Jak to wpływa na ciebie jako twórcę?
Tego nie jestem w stanie określić. Wiadomo, że im człowiek starszy, tym bardziej wyluzowany i pogodzony z różnymi aspektami życia, ale nie stałem się leniem czy kimś takim. Wciąż mam w sobie bardzo dużo pasji. Health niezmiennie bazuje na naszej miłości do tego, co robimy, choć na pewno brzmimy inaczej. We wczesnych latach byliśmy głośnym zespołem, osiągaliśmy jakieś nieludzkie poziomy energii. Teraz poszukujemy w nieco innych rejonach.
Sam chciałem poruszyć ten temat – obecnie jesteście z Health nie tyle spokojniejsi, co łatwiejsi do przyswojenia.
Zgadzam się i dodam, że proces docierania tam, gdzie jesteśmy teraz, był stopniowy. Nic nie wydarzyło się z dnia na dzień – zmiany następowały powoli i szły w zupełnie spójnym kierunku. Poza tym jesteśmy ze sobą maksymalnie szczerzy. Jeśli nie chcemy czegoś robić, to tego nie robimy.
Ale jednak robicie dużo rzeczy.
Zgadzam się, ponieważ lubimy przekraczać własne granice. Nawet jeśli wpadniemy na coś, w czym nie czujemy się najbardziej komfortowo na świecie, pchamy pomysł do przodu, o ile czujemy w nim potencjał. Nie chcemy kopiować siebie – musimy czuć, że robimy coś odmiennego od wcześniejszych nagrań.
Można powiedzieć, że odnajdujecie komfort w dyskomforcie.
To chyba odpowiednie stwierdzenie. Generalnie wygląda to tak, że teraz czujemy dużo większy komfort, bo jesteśmy znacznie bardziej doświadczonymi twórcami, ale kiedyś musieliśmy pokonać wiele przeszkód na polu technicznym. No i jesteśmy dość wybredni, to na pewno. Czasami potrafimy narzekać, że coś brzmi zbyt naiwnie, ckliwie czy nieco głupkowato, więc modyfikujemy daną rzecz tak długo, aż będziemy zadowoleni z uzyskanych efektów. W końcu naszym celem jest pisanie jak najlepszych piosenek, dlatego staramy się najmocniej, jak potrafimy.
Myślisz, że to podejście jest efektem ubocznym wielu kooperacji, w których uczestniczyliście – od Nine Inch Nails aż po Full of Hell?
W pewnym stopniu może tak być, przesiąknęliśmy różnymi wpływami zupełnie podświadomie, pracując z wieloma różnorodnymi artystami. Dzięki kooperacjom staliśmy się dużo bardziej kompetentni i zdecydowani w tym, jak działamy i co powinniśmy robić, aby być zadowolonymi.
Czyli współpraca z innymi artystami zmieniła wasze spojrzenie na muzykę.
Oczywiście. Dało nam to bardzo wiele dobrego, ponieważ nauczyliśmy się tracić kontrolę, a to dosyć istotne.
W jaki sposób tracić kontrolę?
Kiedy artysta, z którym współpracujesz, robi coś po swojemu, nie możesz się do niego dostrajać wiekami, nie możesz mu kazać zrobić czegoś jeszcze raz – czas nie jest z gumy, trzeba się spieszyć. Dlatego musisz się dostosować i poniekąd spróbować działać według stylu tej drugiej strony, zamiast ciągnąć coś we własnym kierunku. Kiedy już to pojęliśmy, staliśmy się dużo lepsi i zupełnie inni niż przedtem. Cieszy mnie ten fakt.
Obecnie utrata kontroli nie robi na was wrażenia?
Obecnie nie tracimy jej zbyt często, zwłaszcza gdy działamy sami. Mamy do siebie znacznie więcej zaufania i wiemy, czego chcemy od Health. Nie zatrzymujemy się i nie poddajemy, tylko robimy coś do momentu, gdy uznamy, że jest skończone. Jednocześnie mniej się przy tym martwimy. Wynika to oczywiście z pewności siebie – skoro znamy swoje możliwości, nie musimy obgryzać paznokci w obawie, że ktoś czegoś nie dowiezie. Otwartość przede wszystkim.
Skoro już wspominasz o otwartości, to jakie kryteria musi spełniać artysta X, aby doczekać się szansy na kooperację z Health?
Przede wszystkim musimy lubić muzykę tego kogoś. Jak mówiłem, nie robimy niczego wbrew swojej woli, dlatego nie dobralibyśmy artysty, który zupełnie do nas nie pasuje. Taka współpraca musi mieć sens, wzięcie kogoś z łapanki byłoby bezcelowe. Czasami fani podsuwają nam różne propozycje muzyków, z którymi moglibyśmy coś wspólnie podziałać, ale analizuję to i zastanawiam się, czy w niektórych przypadkach w ogóle dałbym radę doprowadzić do jakichś wspólnych kreatywnych ruchów.
To ciekawe – mówisz, że wbrew pozorom Health ma jednak ograniczenia estetyczne?
Pewnie, że tak! Z każdym albumem rozwijamy się i dokładamy kolejne cegiełki do tego, czym jest Health, ale mimo wszystko nie chcemy z niczym przesadzać. Musimy poznawać nowe sztuczki.
Powiedziałbyś, że macie jakąkolwiek sztuczkę – takiego asa w rękawie – który jest z wami od początku?
Mamy – jest nim zmienność. Na każdej płycie operujemy czymś skrajnie innym od poprzednich. Na przykład na „Vol. 4 :: Slaves of Fear” dodaliśmy elementy heavymetalowe, których wcześniej u nas nie było, a na „Rat Wars” mocno bawiliśmy się z arpeggiatorami, czego też nie robiliśmy zbyt mocno w przeszłości. Na tym samym „Rat Wars” zresztą pojawiają się nawet wpływy funkowe, więc definitywnie nie stoimy w miejscu. Lubimy referować do fajnej muzyki, niezależnie od gatunku i ery.
Powiedziałbyś, że Health jest na swój sposób romantyczne?
Tak! Jak już wspominałem, jesteśmy otwarci, ale też dziwacznie konserwatywni, jeśli chodzi o rzeczy, których nie chcielibyśmy uwzględniać w naszej muzyce. Można więc nazwać nas romantykami i konserwami jednocześnie. Zasady ustalone przez artystów często nie mają najmniejszego sensu, ale póki oni to czują i póki wychodzą z tego dobre rzeczy, wszystko jest na miejscu. Z Health działamy właśnie w oparciu o ten sposób myślenia.
Ten romantyzm wskoczył mi do głowy, gdy pierwszy raz słuchałem „Rat Wars”. Nie jest to gotycka płyta, ale czerpie z post-punku i darkwave’u, przez co te piosenki mają w sobie coś seksownego.
Zgadzam się z tym. Od zawsze jarała nas taka muzyka, a jednymi z największych inspiracji Health są właśnie zespoły z okolic post-punku i gotyku, kochamy je bardzo mocno. Mimo tego, musiało minąć sporo czasu, byśmy sobie to uzmysłowili.
Co masz na myśli?
Przede wszystkim to, że goci zaczęli się nami interesować dopiero na wysokości „Death Magic”. Zresztą, niedawno temu byliśmy headlinerami gotyckiego festiwalu w New Jersey, więc to zainteresowanie nadal trwa. Na szczęście. (śmiech)
Powiedziałbyś, że w Health istnieje przestrzeń na humor?
To nie taka prosta kwestia. Jeśli o muzykę chodzi – jesteśmy śmiertelnie poważni i nie kręcimy z niczego beki, wkładamy w to maksimum duszy i emocji, nawet gdy pojawiają się wątki mniej lub bardziej kojarzone z czarnym humorem. Ale jak rzucisz okiem na nasze media społecznościowe, sytuacja zmienia się o 180 stopni. Tam króluje śmieszkowanie na każdym kroku. Postujemy memy, jakieś głupawe fotki i generalnie niespecjalnie się z czymkolwiek w tym wypadku hamujemy. Pewnie z teoretycznego punktu widzenia zupełnie nie ma to sensu, ale każdy ma dziś telefon i każdy ogląda na nim głupoty, dlatego chcieliśmy dołożyć coś od siebie w dziedzinie głupot. Tym bardziej, że sami oczywiście za nimi przepadamy. No i jeszcze jedna rzecz – dzięki tym żarcikom jeszcze lepiej identyfikujemy się z fanami i nawiązujemy silniejszą więź. Dużą część memów dostajemy właśnie od nich, co oczywiście jest bardzo fajne.
Nie baliście się, że wasz styl prowadzenia mediów społecznościowych może odepchnąć fanów? Losowe głupoty to jeszcze nic, ale zamiłowanie do furasów to już znacznie mocniej polaryzująca sprawa…
Oj tak, wiem, o czym mówisz. I owszem, początkowo byliśmy nieco sceptyczni, bo przecież nie chcieliśmy robić czegoś, co miałoby wkurzać fanów, a na odwrót. Okazało się jednak, że pomysł był jak najbardziej trafiony. Jak mówiłem, to pomaga nam budować więzi z odbiorcami. Cieszę się też, że ludzie zaprojektowali furasa dla każdego członka zespołu.
W takim sensie, że humor łączy?
Dokładnie tak, ponieważ nasi fani wywodzą się z przeróżnych subkultur i lubią różne rzeczy, ale głupotki w internecie to spoiwo, które powodują, że wszyscy są jednością. Powiedziałbym wręcz, że fanbaza Health to coś na wzór dobrze opracowanej koalicji. Mimo całego tego mroku należy pamiętać o jednym: śmiech to zdrowie.
Im dłużej rozmawiamy, tym większy problem mam z wyobrażeniem sobie ciebie jako kogoś nieprzyjemnego. Powiedziałbyś, że jesteś tak wściekły i rozczarowany otoczeniem jak na początku istnienia Health?
Hm, w gruncie rzeczy chyba nigdy nie byłem przesadnie wściekły. Powiedziałbym raczej, że zamiast gniewu dominuje u nas smutek.
Za rok minie 20 lat od powstania Health – jak się z tym czujesz?
Jezu, kurwa, Chryste, to już naprawdę tyle czasu? Popieprzona sprawa. Jestem oczywiście bardzo zadowolony, a przy tym zdziwiony, że wytrzymaliśmy tak długo. 20 lat to cała wieczność w świecie muzyki, więc dobrze wciąż być w tym świecie.
Łukasz Brzozowski
zdj. materiały zespołu