Sepultura po „Roots”? W to mi graj!

Dodano: 14.08.2023
Wielu fanów kwartetu z Belo Horizonte odwróciło się od nich, gdy w atmosferze skandalu Maxa Cavalerę zastąpił Derrick Green – niesłusznie. Brazylijczycy wydali tonę świetnego materiału po „Roots”, a Sepulturze po dziś dzień nie brakuje ani pomysłów, ani umiejętności. Dowody znajdziecie poniżej, sprawdzając listę najlepszych numerów kapeli od 1998 r. wzwyż.

„Mask” („Kairos”)

„Mask” to chyba moja ulubiona piosenka współczesnej Sepultury, na co wpływ ma również kontekst historyczny. Po odejściu Maxa Cavalery zespół przez kilka płyt poruszał się po rejonach silnie zrytmizowanego groove metalu, okazjonalnie sięgając po wpływy innych nurtów. Kisser i reszta załogi skupili się więc na bujaniu, na riffach w średnim tempie i feelingu kosztem prostolinijnej agresji. Fani „Roots” czy „Chaos A.D.” pewnie czuli się z tą konfiguracją jak w domu, ale miłośnicy wściekłego death/thrashu z chociażby „Beneath the Remains” pozostawali nienasyceni. Pierwsze wyraźne próbki powrotu do dawnej wściekłości pojawiały się już na „Dante XXI” czy „A-Lex”, lecz to „Kairos” należy uznać za przypieczętowanie powrotu do korzeni z przełomu lat 80. i 90. Nie jest tak, że Sepultura ucieka od groove’u, bo wciąż dostarcza go po sam sufit, aczkolwiek w końcu nie zapomina o bezlitosnym mordobiciu. We wspomnianym „Mask” słychać to najlepiej i aż trudno nie uśmiechnąć się z sympatią, obserwując serwowane raz po raz thrashowe patenty na pełnym oldschoolu. Jest prowadzący riff godny „Arise”, jest intensywne przyspieszenie w refrenie, a do tego nawet mrugnięcia w stronę death metalu w postaci kilkusekundowych blastów i kostkowanego tremolo. Jeśli ktoś wówczas wątpił, czy panowie wciąż potrafią przyłożyć, pewnie po tym numerze prędko zmienił zdanie.

„False” („Dante XXI”)

Powstały w oparciu o „Boską komedię” autorstwa Dantego Alighieriego album z 2006 roku to jedna z najbardziej ambitnych odsłon Sepultury. Nie tylko na poziomie konceptualnym, ale także muzycznym. Przesadą byłoby powiedzieć, że to stricte eksperymentalny album, ponieważ groovemetalowy trzon wciąż pozostaje jego osią, aczkolwiek doszło do pewnych zmian, które z pewnością odświeżyły styl grupy po tylko poprawnym „Roorback”. Do głosu doprowadzono tu sekcję dętą, wiolonczelę a do tego słychać, że odgrywają one większą rolę, niż wyłącznie okazjonalne wypełnianie muzycznego tła. „Dante XXI” to Sepultura epicka, wielowarstwowa i zaskakująca. Jednocześnie najbardziej furiacka od lat. Bo na siedemnastoletnim już krążku Kisser i Igor Cavalera doszli do wniosku, że do zabawy muzyczną materią warto dodać coś oldschoolowego, żarliwego – tak, by nowe poszukiwania nie brzmiały blado. No i proszę, już w otwierającym (zaraz po intro) „Dark Wood of Error” death/thrashowa jazda po bandzie rozwija się w najlepsze, a im dalej, tym lepiej. Przy czym najlepiej brzmi właśnie „False”. To utwór idealnie ukazujący aranżacyjną brawurę „Dante XXI” przy jednoczesnym dbaniu o wysoki poziom gniewu. D-beat? Niemal crossoverowy temat gitarowy? A do tego neurotyczne zwolnienie potęgowane niepokojącą pulsacją smyczków w drugiej połowie kawałka? Wszystko to tutaj dostaniecie. W dodatku Sepultura doskonale wie, jak tonować napięcie i przechodzić z jednego punktu do następnego, więc bez obaw, to wszystko ma ręce i nogi. Chaosu nie odnotowano.

„Choke” („Against”)

„Against” to płyta na swój sposób tranzycyjna, ale nie muzycznie, ale – z braku lepszego określenia – personalnie. Mowa w końcu o pierwszym albumie Sepultury bez Maxa Cavalery, na którym pierwsze skrzypce już w pełni (do spóły z Igorem Cavalerą) obsadził Andreas Kisser. Czas pokazał, że „nowa” inkarnacja brazylijskiego składu nie miało łatwo. Sprzedażowo materiał zaprezentował się wyjątkowo marnie przy milionowych nakładach „Roots”, a do tego słuchacze narzekali, że to nie to samo, że z innym frontmanem nie wolno… Panowie potrzebowali paru ładnych lat, by pokazać fanom swoją wciąż wysoką wartość, dlatego też „Against” bardzo szybko zepchnięto w cień, a szkoda. Wydawnictwo sprzed ćwierć wieku to oczywiście kontynuacja wątków zapoczątkowanych na „Roots”, ale jakby chłodniejsza, bardziej szorstka, mniej przyswajalna. Są w tym wszystkim oczywiście przeboje, aczkolwiek nie stanowią punktu wyjścia. „Choke” jest wręcz sztandarowym przykładem tej zasady. Kawałek niesie szarpany riffy przypominający złote czasy „Chaos A.D.”, aczkolwiek na tym zabawa się nie kończy. Mniej więcej w połowie numeru do głosu dochodzi mantryczna sekwencja perkusjonaliów podbijanych akustycznymi gitarami i gdy już nadchodzi moment szczytowy, zespół wraca do wspomnianego wiodącego riffu kruszącego czaszki. Jak widać, talent w żaden sposób ich nie opuścił.

„Manipulation of Tragedy” („The Mediator Between Head and Hands Must Be the Heart”)

Tytuł i tematyka wyciągnięte z kultowego filmu „Metropolis” Fritza Langa każą sugerować, że Sepultura na „The Mediator…” eksploruje wątki futurystyczne i science-fiction, ale… to nie do końca prawda. Natomiast trzeba przyznać jedno: krążek z 2013 r. jest być może najbardziej mrocznym i niepokojącym materiałem Sepultury. Brazylijczycy z powodzeniem wrzucili w ramy firmowego death/thrashowego groove metalu kinowe napięcie, dzięki czemu na poziomie samej atmosfery wynaleźli coś zupełnie nowego w swoim gniazdku. Czysto muzycznie z kolei słychać tu przede wszystkim konsekwentne prowadzenie wątków znanych z „A-Lex” czy „Kairos”. Grupa bez problemu miksuje transowe przeplatańce odnoszące się do brazylijskiego folku, jak i gitarowe cięcia w najlepszej tradycji zajadłego thrashu. Do tej układanki dochodzi coś jeszcze, a mianowicie Eloy Casagrande, który debiutuje tutaj za zestawem perkusyjnym. Już na tym albumie było czuć, że Kisser wraz z kolegami dobrali najlepszego człowieka do tej roboty, ponieważ chłop umie dosłownie wszystko. Wie, jak wkomponować blasty pod agresywną riffowaninę, doskonale wpasowuje się z agresywnymi przejściami, a do tego za każdym razem uderza tak, że aż człowiek się dziwi, jakim cudem jego bębny jeszcze nie zostały zniszczone. Najlepiej słychać to w „Manipulation of Tragedy”, gdzie zaskakująco neurotyczny główny riff zostaje przełamany eksplozją death metalu w końcówce. Jest to fragment krótki, ale jednocześnie maksymalnie żywiołowy, zupełnie jakby Kisserowi zatęskniło się do „Schizophrenii”…

„Last Time” („Quadra”)

Znacie zespoły metalowe, które na piętnastym albumie potrafią odnaleźć w sobie coś nowego? Ja też niespecjalnie, a jednak na „Quadra” słychać największą w historii Sepultury radość wynikającą z grania i klecenia ze sobą pomysłów. Duet Casagrande-Kisser odpowiada za całość materiału, dlatego nic dziwnego, że tych dwóch słychać tu najintensywniej. I bardzo dobrze, bo oprócz żelaznej precyzji Eloya największym atutem krążka są pomysły gitarowe Andresa, który musiał się chyba świetnie bawić przy dobudowywaniu kolejnych wątków do poszczególnych piosenek. Na wydawnictwie sprzed trzech lat dostajemy istny festiwal riffów. Tutaj thrashowo-deathowy atak frontalny, gdzieś indziej trochę groove’u, okazjonalne zagrywki hardcore’owe, a nawet… prog metal. Spokojnie, obyło się bez nadmiernego łamania rytmu czy przesadnej ekwilibrystyki instrumentalnej – po prostu te utwory są wyjątkowo złożone i pełne zmian wątków. Chyba najlepszy na płycie „Last Time” świetnie to obrazuje, będąc idealnym wyznacznikiem tego, co znajdziemy na reszcie materiału. Zaczyna się od bezlitosnego, niemal śmierćmetalowego pędu bez hamulców, by z czasem przejść prezentację rozbudowanych melodii i spinające całość w klamrę solo. Ręce same składają się do braw.

KONCERT W KRAKOWIE 

Pamiętajcie, że już 26 sierpnia złapiecie Sepulturę w Krakowie i jeśli kochacie metal, to polecam nie ominąć tego wydarzenia. Dla zachęty dodam, że dosłownie przed paroma dniami Brazylijczycy skopali tyłki kilkunastotysięcznej widowni Brutal Assault i wiecie co? Kisser z kolegami wciąż to mają. Precyzja, cios za ciosem i zero pierwiastku dinozaurów rocka niezdarnie odgrywających flagowe przeboje. Samo gęste, brak litości – słowo daję. 

BILETY NA KONCERT ZNAJDZIECIE TUTAJ.

Łukasz Brzozowski

zdj. Marcos Hermes

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas