„Tylko odbudowanie więzi międzyludzkich może pomóc” – wywiad z Bad Breeding

Dodano: 08.11.2024
Bad Breeding to zespół ważny. Inspirowany przeszłością, walczący o przyszłość, stąpający twardo po ziemi. Wydali w tym roku piątą płytę, która jeszcze mocniej niż wcześniej, ugruntowała ich pozycję jako jednego z najważniejszych współczesnych zespołów anarchopunkowych. Wokalista grupy, Chris Dodd, okazał się człowiekiem bardzo zaangażowanym politycznie i społecznie.

Na waszej stronie można znaleźć eseje waszego przyjaciela, Jake’a Farrella. Dwa lata temu napisał, że jesteśmy obsesyjnie zapatrzeni w nas samych z winy sił kulturowych, które za wszelką cenę podkreślają naszą odmienność, oddzielają nas od siebie i budują wzajemną podejrzliwość. W tym samym eseju pada również zdanie o tym, że idea wspólnoty sama w sobie jest celem ataku. Przepraszam, że rozpoczynamy wywiad tak ciężkim pytaniem, ale powiedz mi – czy teraz nie jest jeszcze gorzej niż wtedy?

Tak by się zdawało, nie? Ale mam też wrażenie, że gdy Jake pisał o celach klasy rządzącej, to miał też na myśli poprzednie dekady. Ta groza, z którą się mierzymy codziennie, przybiera coraz bardziej groteskową formę, a w sercu tej zarazy ciągle bije ciężki rytm kapitału, zostawiając za sobą zgniłą auto-obsesję. Nie tylko pozbawia nas ona czasu i sensu, ale zatruwa naszą zdolność do wzajemnej miłości i zrozumienia. Sprawia, że ciężko budowana solidarność społeczna ugina się pod mocą atrofii. Jedynie odbudowanie tych międzyludzkich więzi może nam pomóc przez to przejść.

Pochodzisz ze Stevenage, stosunkowo małego miasteczka w Anglii. Czy polityczny niepokój wyczuwalny jest bardziej w małomiasteczkowych wspólnotach? 

Na pewno jest on lepiej dostrzegalny. W mniejszych społecznościach nie masz się aż tak za czym skryć, więc więcej zjawisk widzisz jak na dłoni. To zawsze klasa robotnicza jako pierwsza traktowana jest madejowym łożem na życzenie elit, toteż tam największe żniwo zbierają podziały i polaryzacja, podsycana przez manipulacyjne media i wichrzycielskich polityków. To przecież właśnie w małych miejscowościach ludzie najbardziej boją się o swoje majątki i dobytek. Właśnie ten strach wykorzystywany jest i pogłębiany w imię kapitału. Ale pomimo tego wszystkiego, to właśnie w takich społecznościach można znaleźć odpowiedź na naszą niepewność dnia jutrzejszego, to właśnie tutaj ukryta jest moc, która tylko czeka na wyeksponowanie i rozwój. Stevenage to ciężkie miejsce do życia, ale jest miasteczkiem olśniewającym przekorną dumą wobec neoliberalnego zniszczenia i ideologicznego zamętu sianego przeciwko najbardziej podatnym na manipulację sekcjom naszego społeczeństwa. I to właśnie ta wytrwałość jest czymś co chcieliśmy oddać w Bad Breeding – zarówno na płycie, jak i na koncertach.

Czy współczesna, polityczna scena punkowa w Wielkiej Brytanii dalej prezentuje coś aktualnego w przekazie?

Zależy, gdzie spojrzeć. Mnóstwo gitarowej muzyki jest obecnie tylko kupionym i odsprzedanym ludziom produktem, częścią konsumpcyjnej kultury masowej i punk nie jest tu wyjątkiem. Ale jeśli jesteś w stanie spojrzeć szerzej niż tylko na powierzchowną estetykę czy performatywną naturę występów, to dostrzeżesz, że cały czas istnieje na scenie mnóstwo małych społeczności, które oferują nie tylko eskapizm, ale również jakieś rozwiązania. Można znaleźć dużo wsparcia, które pomaga brytyjskim kapelom nagrywać i wydawać płyty. Wspomaga to też całą siatkę kontaktów, która z kolei pozwala na znalezienie osób do wspólnych inicjatyw politycznych, skupionych wokół tej sztuki. Bardzo ważną postacią ostatnich lat w tym kontekście jest Paco z niezależnej wytwórni La Vida Es Un Mus. Do teraz zresztą wydaje fantastyczne płyty. Warto też wspomnieć o Static Shock Records czy Quality Control.

A jakie jest twoje zdanie na temat innych współczesnych, brytyjskich, politycznych punkowych zespołów pokroju Sleaford Mods czy Bob Vylan? Masz wrażenie, że jesteście częścią jednej, narodowej sceny czy za mało was łączy, by móc się tak nazwać?

Jeśli mam być szczery, raczej nie odczuwam tego w ten sposób. Czasem mam wrażenie, że jeśli naprawdę nie pogrzebiesz w temacie, to najczęściej zdaje się, że masa osób ze sceny żyje sobie swoim życiem, zwłaszcza koncertowym. Ale w sumie tak jest z każdą subkulturą – te naprawdę ważne powiązania między ludźmi, ta międzyludzka tkanka, często ukryta jest dość głęboko, bo to właśnie tam zbierają się osoby, których nie interesuje rozgłos. To właśnie tam może też rodzić się sztuka, bez presji sukcesu czy motywu finansowego.

Parę miesięcy temu wydaliście swoją najnowszą płytę, „Contempt”. Jest przepełniona ogromną ilością gniewu. Czy wykrzyczenie swojej złości może pomóc na którykolwiek ze społecznych problemów, o których piszecie?

Dobrze się nad tym pochylić. Tak realistycznie rzecz ujmując, jedyne, co mogłoby zadziałać w walce o polepszenie stanu materialnego naszej klasy, to zajęcie się ogółem naszych problemów w szerokiej skali. Sam gniew może być ważnym motywatorem, popychającym do zorganizowania i zdyscyplinowania aktywności politycznej, ale nie możemy polegać tylko na nim – potrzebujemy miłości, solidarności, jedności oraz, co najważniejsze, musimy zjednoczyć nasze doświadczenia pod batutą kapitalizmu. Nie możemy odwracać się od siebie w egoistycznej chęci zajęcia się wyłącznie swoimi sprawami. Potrzebujemy również inteligencji emocjonalnej, która pozwala nam pojąć, że nasz stres i ograniczenie wynikają z tych samych przyczyn. Kiedy pisałem materiał na płytę, jedną z ważniejszych koncepcji było właśnie odnalezienie tej mocy pozwalającej na zjednoczenie. Dlatego zresztą nadałem taki tytuł i płycie i jednej z piosenek. Wydało mi się to dość jednoczącym słowem. Obojętnie, jak byś tego nie przedstawił ludziom pracy, to klasami rządzącymi zawsze kieruje pogarda. Widzimy to każdego dnia, po tym, jak jesteśmy wykorzystywani w miejscach pracy, jak bezceremonialnie pozbawiają nas kolejnych praw i bezpieczeństwa ludzie, dla których ważny jest tylko wyzysk i wybebeszanie planety, na której żyjemy. Wydaje mi się, że rozpoznanie tej pogardy jest najefektywniejszym sposobem na dotarciem do naszej klasowej świadomości, podkreśleniem tego jak ważne jest zjednoczenie poprzez wspólne doświadczenie. To lepsze rozwiązanie niż angażowanie się w kulturowe wojenki, których celem jest przekonać nas, że nie możemy nigdy dojść do porozumienia.

Pytałem też dlatego, że przeczytałem w jednym z wywiadów o tym, że waszym celem jest nie tylko udostępnienie klasie pracującej przestrzeni na wyrażenie własnych emocji – chcecie wspomóc ich sytuację materialną. Czy to w ogóle możliwe w przypadku zespołu muzycznego?

Rozumiem ograniczenie, o którym wspominasz. Rozumiem też jak ważne jest obserwować takie deklaracje z dużą dawką cynizmu.  Wierzę jednak, że przekaz i teksty wyrażone na płytach muzycznych mogą zmotywować ludzi do zastanowienia się nad rzeczami, o których by być może nie pomyśleli. Myślę, że muzyka wpływa na kulturę i nawet jeśli na tym nie zarabiasz, to dalej wpływasz na to, czego twój odbiorca będzie chciał dalej szukać. Z tego punktu widzenia, możesz podsuwać ludziom totalnie nowe perspektywy i myślę, że to naprawdę długotrwale może wpłynąć na postępowanie takiego człowieka wobec świata. Może i nie mówimy o natychmiastowym efekcie politycznym, ale myślę że nie należy tak na to patrzeć. Należy wierzyć w to, że świat ulega ciągłej przemianie, a doświadczenia transformatywne mogą wykiełkować w każdej chwili.  W kwestii politycznej zespołu muzycznego, ważny staje się nie tylko przekaz, ale również miejsce w którym występujesz. Koncerty potrafią być demokratycznymi przestrzeniami, w których możesz wymieniać się pomysłami lub na przykład spotkać kogoś, z kim później możesz współpracować przy jakiejś idei.

Możemy spodziewać się nowego eseju od Jake’a Farrella z okazji nowego albumu?

Jasne, fizyczne wydanie „Contempt” zawiera oprawę graficzną Petera Kennarda oraz trzy nowe eseje autorstwa różnych osób. Jeden jest o wpływie kapitalizmu na zniszczenie naszego naturalnego środowiska, jest też tekst o kryzysie bezdomności. Ostatni tekst traktuje o wysiłku sabotażysty sprzeciwiającego się nikczemnemu rozporządzeniu pozwalającemu na odstrzał borsuków w Wielkiej Brytanii. W chwili, gdy ukaże się ten wywiad, będziecie mogli je przeczytać za darmo na naszej stronie razem z poprzednimi esejami.

Na najnowszej płycie śpiewasz Czekanie na cud / To ma być przetrwanie?. Potężne słowa, ale czy istnieje autentycznie jakaś metoda by ludzie, często skąpani w apatii przez codzienność, zechcieli walczyć o swoje prawa na poziomie społecznym? Na pewno nie zmotywują ich do tego rządy i TikTokerzy. 

Interesujące pytanie, które trafia w samo sedno całego zła i wyzysku, rozgrywającego się wokół nas każdego dnia. Myślę wręcz, że całe to odarcie jednostek z poczucia wspólnoty i wspólnej walki to jedno z głównych założeń neoliberalizmu. Zostało to wprowadzone byśmy jak najbardziej skupili się na nas samych, byśmy z założenia odrzucali każdy przejaw solidarności. To zresztą była polityczna ambicja klas rządzących od zawsze. By dzielić i rządzić. By pielęgnować podziały i podejrzliwość. W tym ujęciu, myślę że pierwszym krokiem w odbudowaniu naszego poczucia wartości jako ludzi pracujących jest zaangażowanie w nasze lokalne wspólnoty. Już za długo kapitaliści i pomniejsze polityczne pionki próbowali zdusić naszą współpracę. Trzeba oddolnie wspierać ruchy pracownicze czy związki najemców. To właśnie w takich lokalnych środowiskach najłatwiej walczyć o należne nam rzeczy materialne i pieniądze. Możesz tam znaleźć pewność siebie i poczucie sensu, to tutaj też najefektywniej możemy rozbudzić potencjał klasy pracującej. Małe inicjatywy są kluczowe w rozszerzaniu świadomości klasowej, a co za tym idzie, w walce z podziałami i nierównościami ekonomicznymi.

Wasza muzyka to mieszanka hardcore punku, post-punku i noise rocka z industrialnym sznytem. Czy widzicie po waszych trasach duże zainteresowanie taką muzyką w skali globalnej?

Wydaje mi się, że jesteśmy raczej częścią dość małej niszy, ale to właśnie takie małe sceny wewnątrz subkultur ludzie trzymają w sercach najgłębiej i wpływają najbardziej na rozwój metodyki oporu. Bad Breeding grało koncerty w Europie, w USA i w Japonii, więc zdecydowanie istnieje zainteresowanie naszą działalnością. Niektórzy pewnie przychodzą tylko się wyżyć przy muzyce lub ogólnie na koncercie, ale na pewno część angażuje się również politycznie. Dla mnie najważniejsze jest wytrwać jak najdłużej się da, dopóki jesteś płodny twórczo, to fundament tego zespołu.  Stawianie oporu poprzez wytrwałość!

Widziałem was na scenie w Poznaniu. Świetny, energiczny występ. Założyliście kapelę osiem lat temu. Na początku też tak szalałeś na żywo czy obycie przyszło z czasem?

Dzięki, bardzo to doceniam. Myślę, że mniej więcej jest tak samo przez te całe 8 lat, ale na pewno wraz z praktyką umiesz precyzyjniej i bardziej konstruktywnie wykorzystywać swoją energię w określonych momentach występu. Koniec końców, sam występ służy mi w celu spuszczenia pary, wylania całej tej mojej frustracji, czasem przy okazji możesz się też dobrze bawić. Na koncertach Bad Breeding zawsze staramy się zbalansować naszą ekspresję i zorganizowanie. Jedną rzeczą jest ta cała energia i emocjonalny performans, ale drugą – tak samo ważną – kwestią jest dać przestrzeń do wymiany pomysłów i umożliwienie dialogu. To właśnie przy tym balansie możesz wznieść ponad ograniczenia koncertu muzycznego i użyć go jako metody do wyrażenia oraz sprowokowania pomysłów artystycznych i politycznych.

Po koncercie wspominałeś wasz występ na festiwalu Soundedit’ 2022, wraz z Dezerterem. Czy polski punk był dla was inspiracją?

Moim wprowadzeniem w punk były płyty przekazywane w mojej rodzinie, te wszystkie wydawnictwa Clay Records, Crass Records czy Spiderleg Records, przez co dość późno zacząłem zapoznawać się z wydawnictwami spoza tej parafii. „Underground Out of Poland” to genialny album i był dla mnie bramą do zapoznania się z kapelami takimi jak Deuter czy TZN Xenna. Czytałem też co działo się na festiwalu w Jarocinie w 1984. Starszy polski punk to cały czas dla mnie w dużej mierze niezbadane terytorium, ale zawsze staram się w to jak najbardziej wkręcić podczas rozmów z ludźmi na koncertach w Polsce. Na pewno w tej chwili też jest dużo świetnych zespołów, jak chociażby Ohyda, Träume, Allarme czy Torpur. Tego jest mnóstwo, goście z Constant East bookujący koncerty w miejscówce ADA Puławska w Warszawie również zasługują na szczególne wyróżnienie. Organizują świetne koncerty, które zdają się wprowadzać nowe pokolenie w scenę punkową. To miejsce jest naprawdę wyjątkowe i graliśmy tam jeden z naszych ulubionych koncertów w maju 2024.

Jakie są trzy największe zespoły punkowe w historii?

Ciężko mi któryś wymienić jako „największy”, ale myślę, że na pewno Crass był kluczowy dla zdefiniowania punku, który mógł zaistnieć poza tym konsumpcjonistycznym światkiem, w którym obraca się tak wiele tego gatunku. Odegrali fundamentalną rolę w rozpropagowaniu możliwości istnienia na własnych warunkach politycznych i artystycznych. Obecność obrotu kapitałem jest obecnie tak wżarta w strukturę codzienności, że dzisiaj byłoby to jeszcze ciężej osiągnąć, ale na pewno byli bardzo wpływowi w ustanowieniu podstaw w tym zakresie. Do teraz zresztą ich wpływ jest odczuwalny. Mnóstwo z tej koncepcji zbudowane było wokół idei społeczności, w którą angażowały się też inne zespoły. Zespołem, który od razu ze mną rezonował był też Flux of Pink Indians, zwłaszcza że mieszkali niedaleko mojego domu rodzinnego, świetnie też pisali piosenki. Dla mnie osobiście, bardzo ważne jest też Rudimentary Peni.

Czy Killing Joke wpłynęli na wasze brzmienie?

Na pewno nie od razu, ale wiem o co ci chodzi. Istnieje faktycznie wspólny, metaliczny i industrialny mianownik między naszymi zespołami. To co najbardziej kocham w Killing Joke to to, że zawsze przekraczali swojego granicę ze swoim brzmieniem, mam wrażenie jakby z każdą płytą próbowali pchnąć swoje kompozycje i produkcję w zupełnie nowe rejony. Lubię myśleć, że mamy podobne aspiracje w Bad Breeding. Tak samo nie chcemy nigdy zrobić takiej samej płyty dwa razy i omijamy w naszej muzyce z daleka banalne hołdy i kopie klasyków gatunku jak w masie współczesnego punku. Warto coś zrobić tylko jeśli jest to progresywne w założeniu, jeśli ma to przynieść coś nowego. Nie chodzi mi tutaj o to, że mam jakiś problem z ludźmi, którym podobała się taka wtórna muzyka, ale w tworzeniu chodzi o kierunek i sens. Killing Joke mieli tę wyjątkową umiejętność tworzenia własnego języka w obrębie swoich płyt i zawsze sami chcieliśmy to osiągnąć. Chcieliśmy zabrzmieć jak coś całkowicie swojego. Coś od razu rozpoznawalnego, na pierwotnym poziomie, ale przy czym masz też wrażenie, że słyszysz to pierwszy raz.

Jak zapatrujesz się na przyszłość naszego świata? Niedługo być może zwycięży Trump (rozmawialiśmy przed wyborami – red.), sytuacja zaognia się na linii Izrael-Liban-Palestyna i cały czas mamy do czynienia z rosyjską inwazją na Ukrainę.

Całkowicie rozumiem poczucie przygnębienia, strachu i niepewności w obliczu całego rozpadającego się wokół nas świat, ale obojętność i bezczynność wobec rzeczywistości może nas doprowadzić do czegoś jeszcze gorszego, więc należy  się przed tym bronić, nieważne jak źle by nie było. Dla mnie źródłem wszystkiego co wymieniłeś jest klątwa pędu za pieniądzem, a jego faszystowskie macki podkręcają wszystkie złe tendencje tego świata. W szerszej perspektywie, jednymi z najbardziej otrzeźwiających zjawisk powinien być wpływ człowieka na klimat oraz prawdopodobny wpływ brutalności świata na kontynuację istnienia ludzkości na Ziemi. Przez kapitalistyczną nadprodukcję, wydobywanie większej ilości surowców niż trzeba i ciągłe gierki wojenne Ziemia jest wypalana lub topiona przez własne oceany.  Miliony ludzi zostają wysiedleni lub podróżują z uwagi na wojnę, głód, zniszczenie ekologiczne, poszukiwanie szansy na lepsze życie w bardziej gościnnych miejscach. Tych miejsc z kolei wściekle broni pieniądz i klasa rządząca. Planeta będzie stawać się coraz cieplejsza, coraz mniej miejsc będzie zdatnych do życia, a kapitalizm będzie się przed tym bronił w coraz bardziej nieludzki i przemocowy sposób. Tylko całkowity sprzeciw klasy pracującej, oparty na niezachwianym i spójnym wartościowaniu ludzkiego życia może pomóc nam rozbroić obecny system ekonomiczny i odbudować się na nowo bez antagonizmu między klasami. Najważniejszym czynnikiem w tym wszystkim jest czas, a raczej jego brak. Zbliżająca się zagłada napędza coraz bardziej ekstremalne zjawiska, ale przez to nasza potrzeba by okazać opór też staje się coraz bardziej pilna.

Śpiewasz też na nowej płycie, że Nadszedł czas zemsty / błyszczy nasz odwet / zasiejcie ziarno / z popiołów poniżenia / obserwujemy jak rośniemy. W odniesieniu do tych słów chciałem cię zapytać o odpowiedni kierunek gniewu. W całej Europie możemy zaobserwować tendencje anty-imigranckie oraz skrajnie prawicowe. Powodem tego nie jest tylko populistyczna demagogia, rasizm czy homofobia, ale również sytuacja finansowa. Nie wydaje mi się by wystarczająca ilość ludzi kierowała gniew za swoją sytuację w kierunku prawdziwych oprawców. A jak to wygląda w Wielkiej Brytanii? 

To naprawdę bardzo ważna kwestia – właśnie czynniki ekonomiczne są tu tak ważne, bo to właśnie dzięki temu tą ludzką fascynację czyjąś tożsamością łatwo wykorzystać by ograniczyć poczucie wspólnoty i zrzucić w ten sposób winę za ich złą sytuację finansową. Kulturowe wojny skrajnej prawicy i liberalnej lewicy są tak skrajnie polaryzujące, że działają jako zasłona dymna podczas gdy prawdziwy przeciwnik dalej roluje banknot, jak gdyby nigdy nic. Dla mnie rasizm i inne ideologie związane ze skrajną prawicą są nierozerwalnie powiązane z faszystowską naturą kapitalizmu, dlatego jedynym sposobem by z tym walczyć jest zorganizowanie się do walki z fundamentalnym problemem. Wszyscy odczuwamy ból i poczucie niesprawiedliwości, które wymusza na nas społeczeństwo i musimy w ramach oddolnych inicjatyw z tym walczyć. Zamiast być zatruwanym przez przekaz medialny i doprowadzanym do szału przez teorie spiskowe, lepiej zwrócić się znowu do przeżywania wspólnie doświadczeń jako grupa, co było kiedyś elementarnym aspektem ludzkości. Jeśli się do tego nie zwrócimy to będziemy jeszcze bardziej podzieleni. Bez przerwy połączeni, ale zawsze sami. Rozkojarzeni i otępieni.

A co z grime’em? To bardzo popularny gatunek w UK, pewnie jedna z najpopularniejszych metod do wyrażenia siebie przez młodzież. Czy Bad Breeding i grime mają coś wspólnego? 

Oczywiście! Często chodzi nam o dokładnie te same kwestie, jesteśmy głosem klasy robotniczej piszącej o naszym codziennym doświadczeniu. Podczas gdy w punku jest to pewne status quo i osiągasz postęp w ramach budowanej przez siebie wspólnoty, to w przypadku grime’u jego ogólnokrajowy sukces pomógł też wielu ludziom wydostać się z biedy. Nasze drogi czy estetyka mogą być różne, ale chodzi o ten sam komentarz na tematy społeczne. Kiedy spojrzysz na rozwój grime’u to dostrzeżesz też, że na samym początku ludzie korzystali z podstawowych sampli i breakbeatów, które można było stworzyć na bardzo tanim oprogramowaniu w warunkach domowych. Tak samo jak w punku, chodziło o możliwość stworzenia czegoś na własnych warunkach. Kiedy dorastałem, ta pierwsza fala grime’u, z tymi chłodnymi, industrialnymi beatami była dość dużą częścią mojego życia we wczesnych latach 2000. Na pewno da się jeszcze gdzieś znaleźć te wszystkie FL Studiowe grime’owe kawałki, Rinse FM czy pirackie stacje radiowe, które wokół tego wykiełkowały.

Minęły już ponad 4 lata od wybuchu COViD-19. Co zmieniło się w życiu twoim od tamtego czasu?

Moje życie akurat na szczęście było więcej takie samo. Tak samo jak praktycznie wszyscy i tak musiałem pracować na etacie, więc czułem tę samą presję co wszyscy inni w Europie. Na szczęście nie straciłem pracy podczas pandemii. Zazwyczaj wtedy szedłem do roboty, opłacałem czynsz i próbowałem pisać wieczorami teksty do “The Human Capital”.

Adam Lonkwic

zdj. Damian Dragański (1), Piotr Królikiewicz

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas