Wspomniany zakręt jest wypadkową kilku niefortunnych wyborów i okoliczności. Teoria o „zbyt dobrym początku” i niemożności późniejszego nawiązania do klasy debiutu została w ostatnich latach obalona przez szereg zespołów, które start z wysokiego „c” potraktowały jako trampolinę do dalszego rozwoju, a nie źródło przytłaczającego bagażu oczekiwań. Unto Others akurat bliżej do grona zdołowanych własnym sukcesem, co w sumie nie może dziwić, skoro balonik z oczekiwaniami rozrósł się do niespotykanych rozmiarów jeszcze zanim grupa zdążyła wydać swój pełnoprawny debiut. „Mana” sprawdziła się świetnie jako przedłużenie pomysłów z ep-ki, chociaż znam kilku malkontentów, dla których już wtedy – bo prezentowana na dłuższym wycinku czasowym – propozycja kapeli zaczęła ocierać się o monotonię. Jakby w odpowiedzi na te głosy „Strength” pożeniła gotycką estetykę z bardziej metalowymi, ocierającymi się o thrash motywami, przy czym, niestety, mowa tu raczej o thrashu z generatora. Jak wspomniałem we wstępie, żadna to wpadka, prędzej efekt nie do końca przemyślanej potrzeby wymyślania siebie na nowo. Tyle, że gdzieś po drodze doszły jeszcze wymuszona zmiana nazwy i skok na zbyt głęboką wodę w postaci zmiany wytwórni, wreszcie niezbyt przekonujące występy na żywo, bo nie oszukujmy się, Franco do miana bestii scenicznej dość daleko. Niby nic, a jednak zakręt.
Kiedy w listopadzie miałem okazję porozmawiać z Nico Meyerem, szefem Eisenwald, zapytałem, czy spodziewał się, że twórcy „Many” tak szybko wyfruną do większej wytwórni. Usłyszałem, że oczywiście nie, ale oferta Roadrunner w oczach zespołu wyglądała na taką, jaka zdarza się tylko raz w życiu, więc nie zastanawiali się nad nią nawet przez chwilę. Teoretycznie ten ruch miał sens dla obu stron – w katalogu Roadrunner obok takich Code Orange pojawiali się pupilkowie bardziej tradycyjnie nastawionej publiki, a zespół wykonywał kolejny logiczny krok do przodu. W praktyce „Strength” nie spotkała się ze spodziewanym odzewem, a Unto Others dość szybko odstawiono na boczny tor – chyba nie mogłoby być bardziej dobitnego na to dowodu niż lakoniczne oświadczenie Franco , w którym zwierza się, że „Strength” w założeniu miało być dwupłytowym wydawnictwem, ale wytwórnia kazała mu je przyciąć do standardowych rozmiarów, i stąd te oto odrzuty. Dodaje, że w sumie dobrze, że ukazują się dopiero teraz, w takiej formie. Może to śmiech przez łzy, ale paradoksalnie przyznałbym mu rację – te kilka numerów, którym bliżej do pierwocin (jeszcze) Idle Hands niż do zmetalizowanego brzmienia ostatniej płyty nie byłyby w stanie uratować „Strength”, sprawiłyby co najwyżej, że byłaby jeszcze bardziej nierówna, no i mocno przydługa. Ja traktuję tę EP w kategoriach przypomnienia, jak świetny jest to zespół, kiedy nie rozgląda się za bardzo na boki i nie próbuje na siłę podbijać nowych terytoriów. Już „Sailing in the Darkness” sugeruje, że natrafiliśmy na kopalnię hitów, które spokojnie odnalazłyby się na „Don’t Waste Your Time”. O ile otwieracz może jeszcze irytować quasi-teatralnym charakterem i melorecytacją Franco, cała reszta tego materiału uosabia wszystko, co w Unto Others i ich mariażu metalu z gotykiem najlepsze – przede wszystkim końskie dawki melancholii i melodie, które grają w głowie tygodniami. Cover Scorpionsów jest z rodzaju tych nieoczywistych, ale w otoczeniu autorskiego materiału brzmi jakby był u siebie. Natomiast fakt, że duet „Change Of Heart”/ „When The Hammer Strikes” nie doczekał się nawet porządnego nagrania i występuje tu wyłącznie w formie demówek jest najlepszym dowodem na to, że w trakcie sesji do „Strength” coś poszło nie tak. I wcale nie chodzi o brak kompozytorskiej formy, bo oba numery należą do najlepszych, jakie kiedykolwiek ukazały się pod tym szyldem. Raczej o decyzyjność, a konkretnie skrzywione priorytety, które kazały kapeli przedkładać różnorodność nad klasę samych piosenek.
Co dalej? Tego nie wie chyba nikt, ale w klimacie narzucanym przez imperatyw ciągłej zmiany, wymyślania siebie na nowo i wychodzenia z osławionej strefy komfortu czasem ciężko przyznać, że niektórzy lepiej wyszliby na staniu w miejscu. Do tego grona należą Unto Others, którzy bardzo szybko doszli do sedna estetyki, w której operują. Nie widzę w tym problemu, nie obraziłbym się też, gdyby kolejnej płycie bliżej było do tej ep-ki niż do „Strength”. „Deep Cuts” udowadnia bowiem, że kiedy Franco i ekipa mają dobry dzień, naprawdę mało kto gra to lepiej niż oni.
Adam Gościniak
(Roadrunner/ Eisenwald, 2023)
zdj. materiały zespołu