Bywasz przekorny?
Chyba nie. Jestem asertywny, ale do przekory mi daleko.
Asertywny życiowo czy artystycznie?
Artystycznie jestem na pewno dużo bardziej asertywny. Życiowo czasami mi tego brakuje – głównie w relacjach międzyludzkich. W kwestiach zespołowych z roku na rok staję się coraz bardziej konsekwentny.
Co powoduje, że w relacjach międzyludzkich masz problemy z odmową?
Powiem tak: jeśli chodzi o sprawy biznesowo-muzyczne, bardzo trudno mnie przekonać do czegoś, do czego nie jestem przekonany, co wydaje mi się takie sobie. Nauczyłem się, że przy robieniu czegoś we własnym mniemaniu dobrego i angażującego warto jest być świadomym tego i walczyć o swoje. Natomiast w sytuacjach osobistych wygląda to inaczej. Nie lubię sprawiać komuś przykrości i gdy wtedy komuś czegoś odmawiam, mam z reguły wyrzuty sumienia. (śmiech)
To dobry temat – jaka była najbardziej osobliwa propozycja biznesowa, z jaką się spotkaliście w Tides from Nebula?
Nie dostawaliśmy zbyt wielu wariackich ofert. Nie graliśmy i nie gramy też żadnych prywatnych koncertów czy czegoś takiego. W początkowej fazie istnienia zespołu zaliczyliśmy dużo nietypowych gigów – któregoś razu wystąpiliśmy nawet w wagonie kolejowym. Z ekstremalnych rzeczy przypominam sobie także podróż do Indii, która była pełna wyzwań, ale oczywiście w pozytywnym sensie. Odkleiliśmy się trochę od Europy i zrozumieliśmy, że organizacja takich wydarzeń wygląda nieco inaczej w innych częściach świata. Poza tym rzadko kiedy otrzymujemy jakieś naprawdę dziwne propozycje.
Czyli nie usłyszymy was na żadnym weselu?
No, jestem pewien, że do tego nie dojdzie.
Jakie są kluczowe różnice między państwami europejskimi a innymi kontynentami w kwestii organizacji koncertów, skoro już o tym wspomniałeś?
Nawet w Europie widać te różnice, bo każdy kraj jest inny, ale jeśli chodzi o Indie, objawia się to przede wszystkim za sprawą dostępu do technologii. Graliśmy tam koncert, a na zewnątrz było jakieś 45 stopni, ogromna wilgoć, a prąd był spinany na krótko. Takie coś raczej by u nas nie przeszło, ale po przylocie tam ustawiliśmy sobie odpowiedni styl myślenia, więc godziliśmy się na różne rzeczy.
Na przykład jakie?
Na przykład symbolicznie traktowanie naszych riderów i tego typu sytuacje. Podchodziliśmy do tego na zasadzie „ahoj, przygodo!” i raczej na nic nie narzekaliśmy.
Wciąż macie w sobie cząstkę podejścia w stylu „ahoj, przygodo!”?
Nie. Trochę się pod tym względem zmieniliśmy. Zaczęliśmy bardziej szanować swoje zdrowie psychiczne i fizyczne. Czasami jesteśmy w stanie pójść na pewne kompromisy, ale organizujemy trasy tak, aby stanowiły one normalną część życia, a nie zajmowały długie miesiące i wycieńczały nas do granic. Pragniemy zachować odpowiedni rytm dnia, nie chcemy użerać się z nikim ani z niczym i wszystko starannie planujemy. Nasz poziom organizacyjny rośnie i mogę powiedzieć, że w kwestii poziomu koncertów zawsze dowozimy wszystko, jak należy – technicznie i wykonawczo. W związku z tym oczekujemy podobnego poziomu zaangażowania od drugiej strony.
Może wziąłem cię pod włos, pytając na wejściu o przekorę, ale uważam, że zatytułowanie płyty z tak nastrojową i wymagającą skupienia muzyką „Szybkie nagrody” jest dosyć niecodzienne.
Wiem, że nasza muzyka niekoniecznie kojarzy się z bieżącymi tematami. Gdy słuchacz się z nią styka, stereotypowo myśli o kosmosie, lasach i innych krajobrazach, natomiast jesteśmy ludźmi, których dotykają codzienne problemy. Staramy się zauważać pewne procesy, które zachodzą dookoła i wewnątrz nas. Dlatego w tytułach utworów chcemy zawierać interesujące nas wątki. Oczywiście rozumiem twój dysonans, ale to nie jest pierwsza płyta, gdzie skupiamy się na przyziemnych rzeczach.
Zgadzam się z tobą, widać to też po waszych nowych klipach, ale jak w dość eskapistycznej formie muzyki instrumentalnej skupić się na tym, co tu i teraz, zamiast odpływać w nieznane?
Wydaje mi się, że to kwestia tego, co odczuwa słuchacz, będąc wyeksponowanym na naszą muzykę, gdy jej słucha. Jak sam powiedziałeś, nie jest to lekkostrawna rzecz, więc trzeba jej poświęcić trochę czasu i uwagi. Raczej nie wpadamy jednym uchem i nie wypadamy drugim. Im intensywniej się nas słucha, tym więcej można z tych utworów wyciągnąć. Ale – jak mówię – osobiście nie widzę w tym dysonansu. Jeśli tytuł pcha narrację w konkretną stronę, to faktycznie w tej muzyce można odnaleźć pierwiastek czegoś bardziej przyziemnego.
Myślisz, że z biegiem czasu w waszej muzyce będzie jeszcze więcej przyziemności?
Trudno mi to powiedzieć. Na pewno nie jesteśmy jacyś płytcy w rzeczach, które robimy, wręcz na odwrót. Po prostu z wiekiem człowiek nabiera dystansu do pewnych rzeczy i patrzy na nie z innej perspektywy. Nie oznacza to jednak, że zaczyna się te rzeczy ignorować lub dyskredytować. Uważamy się raczej za ludzi uduchowionych, natomiast bywają takie momenty, gdy ma się mało przestrzeni i czasu na te rozważania – co dotyka nas w ostatnich latach – lecz pewnie jeszcze wrócimy do pielęgnowania tego.
Przy poprzedniej płycie odhaczyliście sporo nowych checkpointów, chociażby w kwestii rosnącej popularności, ale czy przy „Instant Rewards” również widzicie szanse na bicie nowych rekordów?
O rekordach raczej nie będzie mowy podczas tej trasy, mówiąc realistycznie. Przez pandemię ludzie dostali po głowie w różnych aspektach – od kwestii finansowych aż po organizację swojego życia. To normalna sprawa. Obecnie cała scena muzyczna podnosi się z tych popiołów. Oczywiście nie zrozum mnie źle, mamy bardzo fajne frekwencje na tych koncertach, ale wypatrujemy na nich znacznie więcej naszych szalikowców niż kompletnie nowych osób, przy czym nowe twarze również się od czasu do czasu pojawiają. Są to ludzie bardzo młodzi, lecz i starsi, co daje ciekawe doświadczenie, ponieważ rzadko kiedy podczas tego samego występu możesz spotkać dwudziesto- i sześćdziesięciolatka.
Czyli pod tym kątem „Instant Rewards” będzie dla was przejściową płytą?
O tym będziemy mogli pogadać za kilka lat. Póki co minęło jeszcze za mało czasu, by to należycie ocenić. Musimy zaakceptować fakt, że poza naszą kontrolą zostaliśmy zepchnięci dwa kroki do tyłu, więc musimy odbudować tę pozycję – na szczęście nie od zera. Na pewno jednak nie jesteśmy w tym samym punkcie co, powiedzmy, pięć lat temu. Trzeba jeszcze trochę powalczyć, lecz nie załamujemy rąk.
Trudno przyjąć coś takiego do wiadomości?
Robimy swoje, po prostu. Wydaje mi się, że jesteśmy sprytni, ponieważ rozłożyliśmy swoje jajka do różnych gniazd. Nie mamy ogromnego ciśnienia finansowego na zespół. Jeśli trasa by nam się nie do końca spięła finansowo, nie byłby to powód do smutku czy gniewu. Nie zaprzątamy sobie tym głowy. „Instant Rewards” została świetnie przyjęta, bardzo cieszymy się, że ją nagraliśmy, więc wszystko gra. Bawimy się tym i czujemy luz. Jeśli już występuje w nas jakieś ciśnienie, to przede wszystkim artystyczne.
Odnoszę wrażenie, że na nowej płycie brzmicie najbardziej intensywnie od czasów debiutu, gdzieniegdzie pobrzmiewają tu nawet elementy postmetalowe, ale jednak nie wchodzicie w te same buty. Trudno było uniknąć powielania siebie sprzed lat?
To ciekawa sprawa, bo ta płyta w jakiś sposób mnie zaskoczyła. Tam w tle poukrywane jest sporo elektroniki, ale ogólne proporcje uległy lekkiej zmianie. Gdy już zrobiliśmy cały album i go z uwagą wysłuchałem, doszło do mnie, że brzmi bardzo gitarowo. Tworząc te numery, miałem zgoła odmienne wrażenie, więc czasami do pewnych wniosków dochodzi się po czasie. Podsumowując: staramy się za bardzo nie kalkulować i po prostu robimy swoje. Używamy takich narzędzi i brzmień, które na dany moment najbardziej nam pasują, a cały rezultat jest wyrzygiem podświadomości, że tak to nazwę.
Mówicie, że „Instant Rewards” to płyta kontrastów – mrok i światło. Do której ze stron macie teraz bliżej jako ludzie?
Zależy, kogo i kiedy o to zapytasz. Moment tworzenia tego albumu zdecydowanie stał po tej ciemnej stronie. Na przykład Przemek (Węgłowski, basista – red.) jest ojcem i wspomina ten okres bardzo miło, bo zawsze chciał spędzić więcej czasu z rodziną. Niestety życie zespołowe było wtedy dosyć przeorane. Musieliśmy wykazać się odpowiednim zacięciem. Jego brak wykończył wiele różnych zespołów.
Od paru lat jesteś kojarzony także z działalnością youtube’ową – który jej aspekt zaskoczył cię najbardziej na plus?
Zaskoczyło mnie to, że wszystko poszło tak fajnie i że ludziom to się podoba. Do tego bardzo się w to wkręciłem. Z reguły cechuje mnie słomiany zapał, ale tutaj trafiłem w sedno, jeśli chodzi o moje zainteresowania. Cieszę się, że mogę robić wszystko po swojemu, bez konsultacji z nikim.
Łukasz Brzozowski
zdj. materiały zespołu