Dark Angel – „Extinction Level Event”: Przyzwoity powrót po latach

Dodano: 09.09.2025
W dużej liczbie przypadków powroty thrashmetalowych zespołów po latach nie kończą się niczym specjalnie ekscytującym. Czy pierwszy od 34 lat album Dark Angel to potwierdza?

Powrót Dark Angel był anonsowany od dobrych kilkunastu lat. Jeśli chodzi o kwestie obsuwy czasowej i ociągania się z zapowiadanymi przez siebie planami, ktoś tu ewidentnie brał lekcje od Toola. Gene Hoglan zapewniał, że są już coraz bliżej, że to tylko kwestia chwili, ale nic się nie działo. Dopiero w tym roku wreszcie usłyszeliśmy dwa single promujące album i – co zupełnie normalne – od razu łatwo łatwo było wychwycić, że obecnie Dark Angel jest nieco innym zespołem niż lata temu. Gdybym już miał porównać „Extinction Level Event” do któregokolwiek z poprzednich albumów Amerykanów, najpewniej wskazałbym „Time Does Not Heal”. To podobne podejście do thrashu zakładające, że bezlitośnie szybkie i tnące riffy mogą spokojnie egzystować z bardziej rozbudowanymi, progresywnymi formami – oczywiście bez nadmiernej popisówy, ciągłego festiwalu solówek i innych takich.

Mimo tego piąty album Dark Angel… nie brzmi aż tak bardzo jak Dark Angel. Swoje robi typowa dla thrashu w XXI wieku produkcja. Brzmienie jest klinicznie czyste, raczej ściśnięte i pozbawione niższych tonów. Sprawdza się to w kontekście piosenek idealnie wpadających w gatunkowe widełki, chociaż przyznam, że wolałem takie „Darkness Descends” czy właśnie „Time Does Not Heal” za to, że w kwestiach produkcyjnych (i pozostałych również) były niepowtarzalne. Tu raczej tego nie ma. Ale na szczęście „Extinction Level Event” jest zupełnie dobrą płytą. Momentami zajeżdża teutońskim thrashem z drugiej połowy lat 80. W bardziej technicznych i zawiłych sekcjach pojawiają się też skojarzenia ze wczesnym Annihilator – to podobny poziom łączenia finezji z jatką. Bardzo podoba mi się rozpędzony do oporu „Atavistic”, który brzmi jak numery z niedocenianego „Leave Scars” w nieco uszczuplonej, bardziej kompaktowej wersji. Pojawiający się w połowie płyty „Sea of Heads” groovi w tradycji lat 90. bez cienia nudy, a „Extraction Tactics” zamyka materiał na pełnym sprincie.

Jak pokazuje Dark Angel, da się zanotować dobry wydawniczy powrót po ponad trzech dekadach. „Extinction Level Event” nie podjeżdża nawet do najwybitniejszych płyt zespołu, lecz pokazuje, że Gene Hoglan i spółka nie tracą werwy, wciąż pisząc jakościowe numery. 

Łukasz Brzozowski

(Reversed Records, 2025)

zdj. materiały zespołu

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas