O ile pierwszy album Moonstone – przyzwoity, ale jednak nieco generyczny w kurczowym przywiązaniu do stonerowo-doomowej formuły – był porządny, o tyle naprawdę fajne rzeczy przyszły z jego następcą, „Growth”. To właśnie wtedy krakowianie wpuścili znacznie więcej powietrza do swojej krypty, skupiając się nie tylko na gruzowatych riffach, ale i wygenerowaniu mrocznej wibracji. Pojawiały się w tym elementy, których nie powstydziłaby się nawet stara Katatonia, a oprócz wytrwałego mielenia gitarowych snujów do pakietu doszła niemała dawka melancholii, z którą ewidentnie im do twarzy. „Age of Mycology” zdaje się być kontynuacją tego kierunku. Czy to stoner dla ludzi niekoniecznie kochających stoner? Niekoniecznie, ale fani gatunku docenią autorskie podejście, w ramach którego kwartet stoi po same uszy w gatunkowych tradycjach, a jednocześnie jest w stanie znaleźć w tym siebie.

Już pierwszy, miniaturowy jak na ten skład „A New Dawn” mówi wiele. Mantryczny riff kruszy się na wszystkie strony, a uzupełniają go okazjonalne motywy o bluesowej proweniencji, dzięki czemu jest tu nie tylko do czego pokręcić bioderkiem, ale także co zanucić. Kolejny na liście „Crooked One” to już typowo stonerowy walec – owszem, dobry, lecz najfajniej jest, gdy krakowianie wychodzą z pudełka reguł nurtu, jednocześnie wcale z niego nie wychodząc. Świetne wrażenie robi człapiący powoli „Glorious Decay”, z którego od góry do dołu sączy się niepokojąca aura, ale mimo ciągłego wrażenia eksplozji czyhającej za karkiem, nigdy do niej dochodzi. Zespół świadomie pozostawia nas z niedosytem, snując posępną melodię i nie wychodząc z roli. Świetnie sprawdza się też taneczne „Disco Inferno”, czyli – zgodnie z tytułem – coś na kształt tanecznego, acz surowego numeru z klimatem godnym Twin Peaks. Godnie wieńczący całość utwór tytułowy sumuje wszystkie wątki Moonstone: doomową zadumę, stonerową swadę, pesymistyczny klimat i odrobinę psychodelicznych zawijasów.
„Age of Mycology” to bardzo przyjemna, kompetentna doomowo-stonerowa płyta, na której Moonstone nie wpada w pułapki schematów. Dostaniecie tu i sypiącę się na łeb riffy, i odrobinę nadania tej konwencji własnego posmaku. Wszystko w dobrych proporcjach.
Łukasz Brzozowski
(Interstellar Smoke Records, 2025)
zdj. materiały zespołu