Czy „Ugly” to godny następca debiutu Life of Agony?

Dodano: 28.10.2025
Kiedy po przełomowym dla sceny hardcore’owej i metalowej „River Runs Red” nowojorczycy wydali drugą płytę, nie wszyscy fani piali nad nią z zachwytu. Jak „Ugly” broni się po latach?

Zmiana – bez niej wiele metalowych karier w latach 90. nie ujechałoby zbyt daleko. To właśnie brawura, chęć poszukiwania nowości i odcinanie się od korzeni dały nam wiele klasyków z tej dekady. Czasami były to albumy, które musiały odleżeć swoje, by słuchacze wreszcie je zrozumieli. W innych przypadkach aprobata przychodziła od razu. Drugi krążek Life of Agony należy do pierwszej z grup. Może nie był zasypywany recenzenckimi gromami po premierze, lecz musiało minąć sporo czasu, by niemała grupa fanów uznała go za klasyka na poziomie poprzednika.

GRAJĄ LŻEJ – ALE CZY NA PEWNO?

Pierwsze zmiany w porównaniu do „River Runs Red” słyszymy na „Ugly” właściwie od wejścia. „Seasons” nie jest piosenką kontynuującą wcześniejsze tradycje Life of Agony, uderza innym rodzajem energii. Hardcore’owy groove połączony z niemal sludge’owymi riffami? To już było i prędko nie wróci. Ekipa z Brooklynu zaproponowała nowy sposób na karcenie słuchacza ciężarem. Całość również odznacza się groove’iącą rytmiką, lecz jakby bliższą rockowi. Wspomniany element hardcore’a i w ogóle łomotu rozumianego jako metal w różnych odcieniach walący się na głowę również wyleciały z obrazka. Zamiast tego grupa zaproponowała jeszcze bardziej niż przedtem melancholijny sznyt, a nawet snujące partie mające swoje zastosowanie chociażby w grunge’u. Jednocześnie nikt tutaj nie ganiał za modami. Life of Agony wciąż brzmią po swojemu, wciąż powalają emocjami bez żadnego filtra. Zespół – a zwłaszcza Keith Caputo – podaje serce na tacy, nie kryjąc przed słuchaczem niczego. Jeśli chodzi o wewnętrzną walkę z samym sobą, „Ugly” w niczym nie ustępuje „River Runs Red”.

KEITH CAPUTO

Zajmowaliśmy się bardzo osobistymi kwestiami zdrowia psychicznego na długo przed tym, zanim stały się one tak powszechnym i obszernie omawiamym tematem – tłumaczy Alan Robert, basista zespołu, we wspominkowym wywiadzie dla Revolver. – Nie jestem w stanie powiedzieć, ile osób przychodziło do nas ze łzami w oczach, mówiąc, że „Ugly” uratował im życie, ponieważ odnalazły w tych piosenkach cząstkę siebie. Z reguły takie deklaracje są PR-owym bełkotem, ale w przypadku „Ugly” i Life of Agony w ogóle mają 100% sensu. Keith Caputo, czyli udręczony wokalista grupy, jak zawsze wylał z siebie wszystkie emocje. Chodzi więc nie tylko o wokale, które rozwinęły się od czasów debiutu – muzyk czuł się pewniej ze swoim głosem, mniej krzyczał, więcej śpiewał i przerabiał w ten sposób szersze spektrum emocji. Do tego dochodzą oczywiście wspomniane teksty. Szczerość piosenkarza, a jednocześnie trafność jego refleksji budzą podziw po dziś dzień. Rzućmy okiem na przykład w postaci „I Regret”: Uznali, że jeśli po prostu powiedzą mi prawdę / Załamię się i rozpłaczę / Czuję się zdradzony i zraniony / Głęboko niepewny. Prawda, że strzela w samo serce?

DALSZE LOSY ZESPOŁU

Przed premierą drugiej płyty Life of Agony nie znajdowali się w najlepszym położeniu. Pierwszy album okazał się sporym sukcesem, ale razem z popularnością i uznaniem przyszedł kryzys. „River Runs Red” wyciskano do oporu, a zespół ogrywał album w ramach trwającej blisko dwa lata trasy. Słowem – to przestała być zabawa, tylko pełnoetatowa robota zmieniająca życie o 180 stopni. Nagrywając „Ugly” Amerykanie zwracali uwagę na to, by przeskoczyć wcześniejszy krążek, a jednocześnie grali w zgodzie w własnymi preferencjami, nie pozwalali na ingerencje wytwórni. Byli sobą tak bardzo, że nawet nie nakręcili żadnego klipu na potrzeby promocji płyty. – To chyba był spory błąd – uśmiecha się po latach Robert. Mimo takich zabiegów i nie zawsze entuzjastycznych głosów z zewnątrz materiał z 1995 roku nie był porażką. Krążek pojawił się na 153. lokacie listy Billboard 200 (pierwszy raz w historii kapeli!), a do tego bardzo dobrze poradził sobie w Europie. Ponadto Life of Agony objeżdżali areny z Korn i Ozzym Osbournem – nie najgorzej, prawda?

Kolejne wydawnictwo formacji, czyli „Soul Searching Sun”, było jeszcze bardziej rockowe, a jednak nieco mniej przybijające. Niedługo po nim zawinęli żagle, ale w 2002 roku wrócili do żywych i (pomijając drobną przerwę między 2012 a 2014) wciąż są z nami. Pamiętajcie o tym i korzystajcie z tego, wybierając się na ich katowicki koncert.

Łukasz Brzozowski

Bilety na koncert Life of Agony kupicie TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas