Najważniejsze płyty, na których grałem: Frontside

Dodano: 19.12.2025
Rozpoczynamy nowy cykl tematyczny, w którym artyści opowiadają nam – zgodnie z nagłówkiem – o najważniejszych płytach, na jakich grali. Startujemy z Mariuszem „Demonem” Dzwonkiem z Frontside.

„I odpuść nam nasze winy” (Mystic Production)

SZUM DOOKOŁA ZESPOŁU: Bardzo dużo się wtedy u nas działo. Trafiliśmy pod strzechy Mystic Production – po latach funkcjonowania jako zespół wyjątkowo podziemny. Wcześniej wydawaliśmy się w wytwórniach hc/punkowych i zamknęliśmy ten etap w roku dwutysięcznym za sprawą splitu z 1125. Po drodze mieliśmy jeszcze krótki przelot z Metal Mind Productions, ale współpraca nie była zbyt owocna. Dzięki Mystikowi dostaliśmy wiatr w żagle. „I odpuść nam nasze winy” było promowane i dystrybuowane na szeroką skalę. Zagraliśmy też trasy z Vader – a od zawsze ich uwielbialiśmy – Behemoth… Nakręciliśmy także DIY klip do „Bóg Stworzył Szatana”, a że wyglądał nie najgorzej, to emitowano go na antenie Vivy oraz MTV. 

MUZYKA: Już przy okazji wspomnianego splitu z 1125 poszliśmy w mocno metalową stronę, a na „I odpuść…” tylko wzmocniliśmy ten kierunek. Słychać było u nas sporo amerykańskiego metalcore’a, ale widoczne były też inspiracje sceną francuską czy belgijską i poza tym czuliśmy się dużo bardziej profesjonalni jako zespół. Ogromne znaczenie miało tutaj dojście Destroya (Pawła Śmieciucha – red.) na perkusję. Chłop miał wielki talent, dlatego wiedzieliśmy, że musimy się nieźle spiąć, by dobić do niego w kwestii umiejętności. Określiłbym ten materiał jako wybuch młodzieńczej pasji, który poskutkował fajnymi rzeczami. Właściwie jako pierwsi na taką skalę przeszczepiliśmy na polski rynek metalcore, który u nas wywodził się z tradycji crossoverowych. Na scenie działały też chociażby Sunrise czy Counterweight i o ile korzenie mieli core’owe, o tyle muzykę w owym czasie grali wyłącznie metalową – mówię to subiektywnie, rzecz jasna. Podsumowując: ten materiał stanowił dla Frontside zupełnie nowy początek.

„Początek ery nienawiści” (Pasażer Records)

COŚ NOWEGO: Jak mówiłem, byliśmy wtedy bardzo zafascynowani sceną belgijską, francuską oraz amerykańską – zwłaszcza rzeczami z Victory, Goodlife, Lifeforce czy Revelation Records. Chodzi tu przede wszystkim o metalcore, ponieważ wówczas termin deathcore nie był aż tak powszechny, a jeśli już się pojawiał, to w innym postrzeganiu niż dzisiaj. Oprócz tego zawsze wysoko ceniliśmy death metal w wydaniu florydzkim czy szwedzkim. Dodajemy do tego gatunkowe krzyżówki, czyli właśnie crossover, wszechobecne w zespołach ze sceny hc, którymi się jaraliśmy, a więc Leeway, Suicidal Tendencies, M.O.D., S.O.D. i paroma innymi. Stawialiśmy jednak na metal i, że tak to ujmę, pierdolnięcie. 

ODBIÓR: Już nawet w latach 90. zdążyliśmy przetrzeć szlaki i dzielić scenę z tytanami hardcore’a. W połowie tej dekady wystąpiliśmy m.in. u boku All Out War, Earth Crisis… Zdarzyło się też zagrać z Cro-Mags czy Madball. W okolicach premiery „Początku ery nienawiści” metalowa prasa w naszym kraju miała się naprawdę dobrze i mocno w niej zaistnieliśmy, recenzje były z reguły bardzo nam przychylne. Nikt przed nami w Polsce raczej tak nie grał plus sami funkcjonowaliśmy jako samotna wyspa. Jeśli wziąć pod uwagę ówczesną dominację składów black- czy deathmetalowych, prezentowaliśmy się kompletnie inaczej. Scena hardcore punk to jednak zupełnie inna historia.

„Sprawa jest osobista” (Mystic Productions)

WSPOMNIENIE PO LATACH: Uważam, że musieliśmy wtedy nagrać taką płytę. Zaliczyliśmy wiele perturbacji, a jednak zawsze pragnęliśmy przede wszystkim sprawiać sobie radochę. Nikt nie powie o nas, że od początku do końca dyskografii jesteśmy przewidywalni czy jednowymiarowi. Chciałbym, by tak było zawsze. Na „Sprawa jest osobista” oraz „Prawie martwy” planowaliśmy podsumować dwudziestolecie działalności i wyszliśmy z założenia, że zmiana stylu to coś dużo bardziej kreatywnego niż np. wspominkowa trasa czy kompilacja z kategorii „best of”. 

OCENA MATERIAŁU: Pragnęliśmy tą płytą złożyć hołd glamowym i hardrockowym tuzom, na których się wychowywaliśmy. To normalne, że gdy przechodzisz fazę buntu oraz dążenia do ekstremy jako małolat, nie przyznajesz się do słuchania czegoś takiego. Też to przerabialiśmy, ale z czasem poczucie lekkiego wstydu na tym punkcie minęło. Stąd taki materiał. Poza tym zawsze słuchaliśmy (i wciąż słuchamy) Deep Purple, Guns N’ Roses, Warrant, Skid Row, Def Leppard czy Alice Coopera… Zmierzyliśmy się z tym, bo oznaczało to bardzo fajne wyzwanie. Podeszliśmy do tego na luzie, a przecież nigdy się nie ograniczaliśmy – nawet na demówkach pojawiały się u nas chociażby rapowane wstawki. Wciąż lubię tę płytę. To dobre numery, bardzo porządnie wyprodukowane.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas