Chodzi oczywiście o box “Deicide: The Roadrunner Years 1990-2001”, który wjeżdża do naszego sklepu już 12 maja i – co istotne – jeśli nie uda wam się go złapać teraz, to potem już tym bardziej. Ta bestia składająca się z dziewięciu winyli zostanie wytłoczona tylko raz. Następnego już nie będzie. W związku z tym polecamy zachować czujność, bo koło nosa może wam przemknąć lwia część historii metalu śmierci z czasów, gdy faktycznie przerażał, straszył, a wszyscy rodzice świata widzieli w Glenie Bentonie personifikację diabła.
Nie chodzi jednak tylko o wizerunek i o ten do bólu sugestywny satanistyczny gimmick. Bo najważniejsza pozostaje muzyka, która właściwie wytyczała drogę death metalu na długie lata. Czas mija, od paru lat gatunek przeżywa stopniowo rosnący renesans, ale nikt w tej lidze nie wybrzmiał równie przekonująco i szalenie. Na etapie od “Deicide” aż po “Serpents of the Light” Deicide faktycznie chcieli zdeptać cały świat, zgnieść każdy krzyż i wypowiedzieć wojnę bogu. Zresztą, jeśli zaczynasz utwór (w tym przypadku “When Satan Rules His World” z “Once upon the Cross”) hasłem: Open the door Jehovah you whore!, to żartów nie ma. Gra konwencją? Puszczanie oka? Absolutnie nie. Benton i spółka na tamtym etapie byli gotowi szturmować bramy niebios i wymordować wszystkich rezydentów tego kompleksu w trymiga. Tak właśnie buduje się historię gatunku.
BOXSET “DEICIDE: THE ROADRUNNER YEARS 1990-2001” KUPICIE TUTAJ
Właśnie dlatego “Deicide: The Roadrunner Years 1990-2001” to idealna opcja dla was, jeśli z rozrzewnieniem wspominacie tamte czasy i chcecie przywołać ducha wspomnień, gdy śmierć metal był w pełni niebezpieczny. Wśród wspomnianych dziewięciu winyli znajdziecie same smakołyki. Mamy więc sześć studyjniaków wydanych w okresie zaznaczonym w tytule wydawnictwa. Wszystkie albumy od legendarnego, eponimicznego debiutu aż po budzące kontrowersje do dnia dzisiejszego “In Torment in Hell”? Zero pytań. Nawet nie potrzeba tu żadnej argumentacji. Jeśli chcecie połączyć komfort słuchania i w pełni wycyzelowaną jakość z obłąkaństwem najlepszych lat zespołu, tu dostajecie te doznania w pakiecie.
A przecież na tym nie kończymy. W pakiecie znajduje się także podwójny winyl z koncertówką “When Satan Lives” z 1998 roku, która całkiem słusznie uchodzi za idealne uwiecznienie tego, jak rozwścieczoną bestią było Deicide w swoim szczytowym momencie. Nie ma co, kiedy w ramach zakończenia niemal godzinnego setu wrzucasz “Dead by Dawn” i jako dobitkę proponujesz “Sacrificial Suicide”, to pozostają tylko zgliszcza. Jeszcze wam mało? Trochę na to liczyliśmy, bo dziewiątym winylem w tej gęstwinie pozostaje składak “Amon: Feasting the Beast”. Dostajecie więc bezbożne klasyki kapeli nagrane jeszcze pod szyldem Amon – wtedy część kapeli nie miała ukończonych nawet dwudziestu lat. Przekłada się to oczywiście na żar, gniew i podpalanie planety bez zastanowienia.
Warto też zwrócić uwagę, z jaką pieczołowitością przygotowany jest ten monstrualny materiał. Dołączone do niego są oczywiście wkładki z informacjami odnośnie każdej płyty, naklejki zapakowane w schludnej kopercie, a do tego plakat kapeli, który aż się prosi o obramowanie i honorowe miejsce na ścianie. Żeby dodatkowo podkreślić wyjątkowość tego wydawnictwa: to pierwszy raz, gdy “Insineratehymn” i “In Torment in Hell” ujrzą światło dzienne w wersjach winylowych. Owszem, opinie nt. tych krążków są mocno wymieszane, ale aspekt kolekcjonerski to jedno, a garść przyzwoitych hitów pokroju “Imminent Doom” to drugie, więc sami rozumiecie… Pamiętajcie, hymnów przeciwko Chrystusowi nigdy za wiele. W końcu to ze wspomnianego “Insineratehymn” pochodzi świetny otwieracz “Bible Basher”.
Jak widzicie, taka okazja to jak los na deathmetalowej loterii. Kupcie boksa, pochwalcie się nim, gdzie można (bo jednak mowa o mocnym rarytasie) i delektujcie się satanistycznym death metalem w najlepszym wydaniu.
Łukasz Brzozowski
zdj. materiały zespołu