Astriferous – „Pulsations from the Black Orb”: Metal śmierci poza naszym światem

Dodano: 06.07.2023
Już w notce promocyjnej Astriferous ostrzegają, że “Pulsations from the Black Orb” to nie zabawa dla każdego. Słowem: nie jesteś szalikowcem death metalu w surowej i chaotycznej formie? Odpadniesz. Ale jeśli jesteś, tegoroczny materiał Kostarykańczyków z pewnością cię urzeknie.

Ameryka Środkowa raczej mało komu kojarzy się z jakościowym death metalem, ale jeśli Astriferous mają być głównymi reprezentantami nurtu w tym rejonie, nie będzie na co narzekać. Ekipa z San José nie podchodzi do gatunkowej materii w najbardziej oryginalny sposób na świecie, aczkolwiek odpowiednie ułożenie klocków z różnych zestawów zadziałało na “Pulsations from the Black Orb” jak najbardziej pozytywnie. Kwartet eksploruje więc metal śmierci w wydaniu dla najbardziej zagorzałych fanów nurtu. Suchotniczy wydźwięk produkcji przywołuje skojarzenia ze złotymi chwilami w dyskografii Incantation, lecz na samym podbijaniu Golgoty muzycy bynajmniej nie kończą. Jednym z głównych budulców krążka pozostają także niekontrolowane wysypy riffów i kontrastujące z nimi zwolnienia, jak w najwcześniejszych etapach działalności Immolation, co już samo w sobie nadaje wydawnictwu status łakomego kąska dla deathmetalowych wyjadaczy. Grupa nie poszukuje szczęścia w nośnym groovie, nie próbuje przełamać kompozycyjnego chaosu zamaszystymi melodiami, tylko wrzuca słuchacza w przerażający świat widoczny na okładce. Czasami łatwo się w tej magmie ciągle zmienianych tematów pogubić, bo poziom intensywności utworów nie spada, a jeśli już coś go przełamuje, to tylko okazjonalne doomowe wstawki. Na szczęście Astriferous doskonale wiedzą, co robić, by nie zanudzić słuchacza.

Załoga z Kostaryki bowiem ma doskonale odrobione lekcje z tych mniej oczywistych zakamarków oldschoolowego death metalu. Jestem skłonny uwierzyć, że od lat nie słuchają niczego prócz pereł od wzmiankowanego już Immolation aż po Demilich, dlatego zdają sobie sprawę, czego unikać i jak budować dramaturgię utworów. O Demilich wspominam nie bez przyczyny, bo łatwo znaleźć pewien rodzaj wspólnego języka między nimi a Astriferous. Bohaterowie tekstu nie wspinają się może aż tak dobitnie na wyżyny techniki, jak Finowie, aczkolwiek w podobny sposób korzystają z zawiłych form i odrzucają przebojowość, jednocześnie nie popadając w samouwielbienie. Na “Pulsations from the Black Orb” liczne zagmatwane i trudne do rozgryzienia struktury funkcjonują wyłącznie w celu pogłębienia złowrogiej atmosfery muzyki i dodania jej tajemniczości – tutaj nie znajdziecie żadnych tanich popisówek. Jest to imponujące, ponieważ zespół nie gubi się i nie plącze w gąszczu wątków (wielokrotnie rzucanych nawet na przestrzeni wyłącznie jednego numeru). Często, gdy słuchacz może przypuszczać, że to o jeden zakręt za daleko, że zaraz ta machina wyleci z torów, Astriferous przygniatają zwolnieniem w guście Winter i kończą temat. Oni w ogóle nie tracą kontroli. Dużo w temacie mówi choćby monumentalny “Blinding the Seven Eyes of God”. Pojawiają się w tym odpryski d-beatu, gitarowa ekwilibrystyka wściekle kostkowanych riffów, podwójne partie prowadzące i nawałnica blastów – wszystko w pięć minut! Podziw budzi także zamykający “Symmetries that Should Not Be”, a więc kroczący walec z licznymi zmianami melodycznymi i riffami kruszącymi czaszki.

Astriferous z całą pewnością nie podbiją metalowego świata, ale “Pulsations from the Black Orb” to świetny dowód na witalność i kreatywność współczesnej sceny deathmetalowej. Zespół zabiera słuchacza do własnego przerażającego świata – bez wprowadzenia, bez prób przebojowości. Tu występuje wyłącznie sama esencja i natłok wszystkiego.

Łukasz Brzozowski

(Pulverised Records, 2023)

zdj. materiały zespołu

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas