Coffin Storm – “Arcana Rising”: Czy doom metal i wieloletnia przyjaźń idą w parze?

Dodano: 08.04.2024
Na papierze Coffin Storm wygląda wręcz rozczulająco dobrze. Ot, spotykają się ze sobą trzej długoletni przyjaciele – przy czym dwóch z nich to niekłamane legendy norweskiej sceny blackmetalowej – i grają doom metal. Ale czy zawartość “Arcana Rising” faktycznie spełnia oczekiwania?

Debiutancka płyta projektu z Kolbotn ukazała się przed paroma tygodniami, ale powstawała już w okolicach pandemii. Docelowo norweskie trio chciało obrać ścieżkę do bólu klasycznego doom metalu, najlepiej wzorowanego na Candlemass, ale utrzymywane od lat nawyki i muzyczna przeszłość wymusiły nieintencjonalną zmianę kierunku. “Arcana Rising” nie jest w żadnym wypadku czystym jak łza doom metalem – owszem, głównie tym nurtem stoi większa część krążka, ale nie tylko. Znacznie lepiej byłoby powiedzieć, że budulcem Coffin Storm są znacznie szybsze formy klasycznego metalu, ale z racji na potrzeby projektu spowolnione i doprowadzone do doomowego kształtu. Słychać to od samego początku materiału. Dosłownie – rzucone na pierwszy ogień “Over Frozen Moors” startuje do tego stopnia kwadratowym i surowym thrashowym riffem, że reprezentanci nurtu z RFN i NRD w latach 80. wydłubaliby sobie oczy, by taki napisać. Następujący zaraz po nim numer tytułowy – zwłaszcza na poziomie melodyki – czerpie z heavy metalu, ale gdy większość składów wykorzystałaby te skoczne leady, by ruszyć w galopadę, Fenriz i koledzy nie wychodzą ze ślamazarnego tempa. W gruncie rzeczy to właśnie największy atut płyty.

Starcia członków Coffin Storm z klasycznym doom metalem w przeszłości nie kończyły się najlepiej. Lamented Souls (w którym terminowali Apollyon i Bestial Tormentor) udowadniało, że twórcy mieli chęci, ale przyzwyczajenie do odrzutowych temp skutkowało brakiem swobody w wolniejszych sekcjach. Podobnie wyglądało to z Fenrizem w Fenriz’ Red Planet, gdzie typowo doomowe zagrywki i okołostonerowe riffy brzmiały na nieco losowe, jakby ktoś się w którejś chwili pogubił. “Arcana Rising” przeważa nad każdym z przytoczonych bytów. Żaden z trzech muzyków nie opuszcza swojej strefy komfortu, dopuszczając do głosu najbardziej oldschoolowe metalowe wpływy z adnotacją, by wszystko potem zwolnić. Chciałem dopisać jeszcze coś o ewentualnym stonowaniu heavy/thrashowych fascynacji i nadaniu im wzniosłego wydźwięku – ale nie, tu już bym przegiął. Coffin Storm to przaśność do kwadratu. Oczywiście nie próbuję sugerować, że egzekucja techniczna tych nagrań stoi tylko schodek wyżej od zmagań losowego zespołu z miejskiego domu kultury, ale ewidentnie perfekcjonizm nie był głównym celem przy tworzeniu tego krążka. Wspomniane kanciaste riffy, wywiedzione głównie z thrashu, skutecznie tworzą kręgosłup piosenek. Każdy wynika naturalnie jeden z drugiego, nie znajdziecie tu typowego dla gatunku sypania setkami akordów na oślep. Średnie tempa, kąśliwa rytmika i wpadające w ucho partie gitar? Dobry doom, jak się patrzy. Jedyną wątpliwą kwestią są tu wokale Fenriza, które zmieniły się od czasów choćby “Høstmørke” Isengard o tyle, że niestety pozwala on sobie na więcej. Przy jego milusińskiej barwie te wszystkie modulacje głosu, podbijanie wysokich rejestrów i vibratto brzmią jak postać z kreskówki parodiująca metal… Ale to jedyny znaczący mankament albumu. 

Poza tym “Arcana Rising” to jak najbardziej przyjemne doświadczenie, które pogodzi fanów doom metalu, klasycznego heavy oraz thrashu oczywiście. Lubicie oldschool i sto procent riffu zamiast tajemnicy, misterium i dronów? Z pewnością polubicie tę płytę.

Łukasz Brzozowski

(Peaceville Records, 2024)

zdj. materiały zespołu

Debiutancki album Coffin Storm możecie kupić TUTAJ.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas