Midnight – “Hellish Expectations”: Rock’n’roll z piekielnych głębin

Dodano: 11.03.2024
Za co najbardziej kochacie Midnight? Pewnie za pierwszofalowy black metal natchniony najbardziej jadowitymi dokonanami Motörhead? I za speedmetalową dynamikę? I pewnie za rock’n’rollowe odpryski luzu również? Jeśli tak, “Hellish Expectations” przypadnie wam do gustu. Zupełnie jak jego poprzednicy.

Ustalmy to sobie: Midnight nieustannie podąża jedną ścieżką, a końca wędrówki na szlaku nie widać. Od czasów debiutanckiego “Satanic Royalty” proponuje zbliżoną ofertę stylistyczną, zbliżone patenty… Jakby się dobrze nad tym zastanowić, nawet sposób produkcji poszczególnych krążków ma znacznie więcej cech wspólnych niż różnic. Prowadzi to do wniosku, że Athenar – bohater tego jednoosobowego przedsięwzięcia – czerpie nie tylko z klasyków, ale przede wszystkim z siebie. Nie przesadzam, spora część “Slave of the Blade” z nowej płyty to cytaty z “Goat Trap”, a więc numeru, który przed paroma laty rzeczony Athenar stworzył w ramach wyzwania polegającego na napisaniu i nagraniu piosenki w dwie godziny. Brzmi jak lenistwo? Pewnie, że tak, ale jednak nim nie jest. “Hellish Expectations” to zbitek wszystkiego, co słyszeliśmy w kontekście tego projektu od dawna, ale… wciąż działa! Z jakiegoś powodu wierzę Athenarowi, że każde rock’n’rollowe solo, każdy riff nawiązujący do początków Venom i każda heavymetalowa melodia wciąż sprawiają mu identyczną frajdę. Owszem, zmian (nawet tych kosmetycznych) raczej nie oczekujcie, ale pasji wynikającej z pielęgnowania rzemiosła już jak najbardziej. To wręcz urocze, jak efektywnie Midnight podaje słuchaczowi to samo, co zawsze, lecz satysfakcja przy obcowaniu z hitami nie maleje.

Wspomniałem, że nie znajdziecie tu wielkich zmian i to prawda, ale nie jest tak, że “Hellish Expectations” równa się wyłącznie kopiuj-wklejce tego, co wcześniej. Najistotniejsza modyfikacja (zdecydowanie na plus) to większe skupienie uwagi na treści i okrojenie jakichkolwiek resztek formy do absolutnego minimum. Tegoroczny krążek Midnight trwa ledwie 25 minut, co czyni go najkrótszym w dyskografii projektu i bardzo słusznie. To atut nie tylko ze względu na zerowe ryzyko ewentualnego zmęczenia materiału, ale także w kontekście jego ogólnego charakteru. W przypadku nowego krążka Athenar jeszcze bardziej niż kiedykolwiek stawia na ekspozycję w miarę możliwości najszybszych fragmentów. Właściwie 90% albumu to nieustanny sprint w którym black/speed/thrashowy amalgamat napędza wyłącznie d-beat i okazjonalnei, choć oczywiście proste, przejścia. Przyznam, że satysfakcjonuje mnie ten kierunek, ponieważ uwypukla wszystkie atuty Midnight, a więc dzicz i niezawodność w ciągłym wskrzeszaniu ducha klasycznego metalu z przełomu lat 70. i 80. Na przykład “Doom Death Desire” idealnie spełnia wspomniane wyżej założenia, a gdy w pewnym momencie metalową do szpiku kości gonitwę przecina hardrockowe solo, układanka jest kompletna. Równie dobrze swoją rolę spełnia chyba najbardziej jadowity na krążku “Gash Scrape”, a więc podręcznikowy przykład możliwości Midnight: znowu d-beat, znowu riffy na styku Van Halen zarażonego Venom i oczywiście treściwe leady przywołujące złote lata hard’n’heavy. Ale gdybym musiał wybierać osobistego faworyta, postawiłbym na “Mercyless Slaughtor” – ten kroczący riff, podparty odpowiednią melodyką i robotą sekcji rytmicznej, brzmi mniej więcej jak nieślubne dziecko Celtic Frost z “To Mega Therion” i Motörhead. Czyż nie pięknie?

“Hellish Expectations” to więcej tego samego i ciągła prezentacja wszystkich cech, za które cenimy Midnight. Już było? Jasne, ale egzekucja znanych dobrze idei wciąż przynosi satysfakcję. Fani metalu na 110% będą zadowoleni.

Łukasz Brzozowski

(Metal Blade Records)

zdj. materiały Midnight

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas