Poznajmy się: Phil Campbell

Dodano: 27.09.2023
Gdy przed siedmioma laty Phil Campbell otrzymał statuetkę Boga Riffów za całokształt twórczości podczas Metal Hammer Awards, chyba nikt nie miał wątpliwości, że to najlepszy z wyborów. Walijski gitarzysta ma bowiem zmysł do tworzenia ikonicznych partii gitarowych plasujący go w absolutnym panteonie heavymetalowych sław. Ale co jeszcze o nim wiemy? Poznajmy się!

Na początek must-have: Motörhead “Orgasmatron” (GWR)

W trakcie trzyletniej wyrwy między “Another Perfect Day” a “Orgasmatron” w szeregach Motörhead nie działo się najlepiej. Zespół opuścili legendarny perkusista, Phil Taylor, oraz zakontraktowany na pierwszą z wymienionych płyt Brian Robertson (i nie były to miłe pożegnania), więc Lemmy znalazł się w potrzasku. Na szczęście z pomocą ruszyli Pete Gill, Michael Burston i właśnie bohater tego tekstu – i tylko ten ostatni został z Kilmisterem aż do samego końca. Co wyszło z tej spontanicznie skleconej mieszaniny osobowości? Jedna z tych mocno niedocenianych pozycji w katalogu Motörhead. Gotowe hity na miarę “Ace of Spades”? Niekoniecznie, ponieważ cały album to klasyczny przykład growera – zyskuje z czasem, a zadanie i tak jest utrudnione, skoro na twórcach ciąży piętno klasyków rzędu “Overkill”, “Bomber” czy wspomnianego “Ace of Spades”. Niemniej, trudno tu o słabe punkty, a gitarowy duet Campbell-Burston wywiązuje się ze swoich zadań wyśmienicie. Bo na “Orgasmatron” atakują nas choćby prowadzony maksymalnie żwawą i luzacką riffowaniną “Built for Speed” albo pompowany d-beatem oraz rock’n’rollem “Ridin’ with the Driver” (ten przeszywający ryk Lemmiego na finał będzie wracał do was w koszmarach). Phil mógł być z siebie zadowolony, świetnie przedstawił się elektoratowi brytyjskiej grupy.

Już się znamy – wpadnij w gości!

Bo gościnnych nagrywek Phil Campbell ma pod dostatkiem – co jedna, to lepsza. No, ale nic dziwnego, przecież każdy chciałby mieć możliwość ugoszczenia w swoim numerze legendarnego członka Motörhead, który doskonale wie, jak pisać świetne solówki i riffy. Na pierwszy strzał polecamy choćby kawałek “From the Grave” z repertuaru absolutnej legendy amerykańskiego hardcore’u, a więc Cro-Mags. Campbell dograł w nim solówkę i musżę przyznać, że jeśli wracać z grobu, to tylko w towarzystwie takiego druha. Jak Phil odpala rock’n’rollową salwę pod koniec utworu, naprawdę nie ma co zbierać. Do tego dochodzą także zmyślne melodyjne partie w numerach “The Wolf Bites Back” czy “Zeitgeist” autorstwa Orange Goblin, których zobaczycie na przyszłorocznej odsłonie Mystic Festival. Mało wam? Bez obaw, w zestawie czai się także Kraków, czyli zespół pochodzący – jak sama nazwa wskazuje – z norweskiego Bergen. Campbell strzelił skandynawskiej ekipie naprawdę świetny pakiet swoich firmowych zagrywek w kawałku “Black Wandering Sun”. Do tego dochodzą także kooperacje z Anthrax, Sepulturą, Doro… Można by wymieniać i wymieniać, a za ogromną liczbą stoi nie tylko czołobitny status, lecz przede wszystkim wyśmienity pakiet umiejętności. Chyba przyznacie, że wielu gitarzystów życzyłoby sobie podobnych przymiotów, czyż nie?!

Kochasz metal? Udowodnij: Phil Campbell and the Bastard Sons “Kings of the Asylum” (Nuclear Blast)

Kto jak kto, ale akurat Phil Campbell nie musi nikomu udowadniać, że kocha metal. Chłop napisał szereg ikonicznych riffów i tak naprawdę, gdyby chciał, mógłby dać sobie z tym wszystkim spokój. Jest ustawiony na całe życie, opinię ma właściwie nieposzlakowaną, ale wiecie co? On zbyt bardzo kocha muzykę, by tak po prostu przystopować. Dlatego też już od otwierającego płytę “Walking in Circles” Phil i jego synowie zaczynają z impetem, bez zbędnego zmiękczania. Od hardrockowego riffu i stale podkręcanej temperatury – to nie mogło się nie udać. Do tego w tej plątaninie pojawia się nawet jeszcze bardziej jadowity “Too Much Is Never Enough” – znamienny tytuł – oraz “Strike the Match”, a więc gotowy hymn. W sam raz pod koncerty. Jak widać, Campbell wraz ze swoimi pociechami doskonale czują, o co w tym rock’n’rollu chodzi i w żaden sposób nie słabują. Imponujące, bo jednak nie wszystkie rodzinne projekty muzyczne to najbardziej zajmujące rzeczy, a tymczasem proszę… Pozostaje wyłącznie pogratulować nienaruszalnej formy.

Zobaczcie Phila Campbella na żywo!

Chcielibyście złapać Phila w wydaniu z synami na żywo i poszaleć trochę przy premierowych numerach? Żaden problem, bo załoga – w towarzystwie Fury – zamelduje się już 3 października w Lublinie. To będzie wieczór pełen pełnokrwistego rock’n’rolla. Bilety zakupicie TUTAJ.

Łukasz Brzozowski

zdj. materiały artysty

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas