Hexvessel – “Polar Veil”: Kolejne wejście w las

Dodano: 26.10.2023
W końcu stało się to, co wisiało w powietrzu od momentu założenia Hexvessel – blackmetalowe korzenie wzięły górę. “Polar Veil” to album, który stylistycznie raczej nie nawiązuje do folkowo-psychodelicznych poprzedników, ale w kwestii atmosfery niewiele się od nich różni. Jak to możliwe?

Muzyka Finów zawsze miała w sobie ekstremalny pierwiastek, choć niekoniecznie wysunięty na pierwszy plan. Nie tylko ze względu na przeszłość Kvohsta, który zbierał szlify w Code czy DHG, ale głównie z racji na spektrum tematyczne i atmosferę. Jak wiadomo, black metal to coś więcej niż wyłącznie zbiór riffów czy melodii brzmiących w konkretny sposób, bo najistotniejsza jest w nim metafizyczna, a jednocześnie skierowana ku naturze aura. W Hexvessel wyzierała ona z każdego kąta. Począwszy od poziomu deklaratywnego (zespół opisuje swój styl jako “okultystyczne brzmienie fińskiego lasu”), a skończywszy na warstwie tekstowej. Wystarczy spędzić choćby minutę z “Dawnbearer” czy, na nieco innej flance, “When We Are Death”, by to spostrzec. Bo projekt z Helsinek może i rozbijał się gdzieś między wzniosłym folkiem a kwaskowatym rockiem psychodelicznym, ale ich poszukiwanie własnej tożsamości między drzewami i krzewami to już black metal pełną gębą – poziom uduchowienia i introspektywności całościowo spełnia gatunkowe kryteria. W związku z tym pierwsze wrażenie może być mylące, ponieważ teoretycznie za sprawą “Polar Veil” Hexvessel otworzyli sobie nową furtkę, ale to nieprawda. Furtka wciąż jest identyczna, tylko że przyozdobiona w nieco inny sposób. 

Na tegorocznym krążku Hexvessel substancja nie ulega rażącym zmianom w porównaniu do wcześniejszych. Owszem, mroźne riffy nawiązujące do tytanów drugiej fali black metalu robią swoje, ale gdyby rozebrać tę machinę na części, różnic jest mniej niż więcej. Wystarczy szybka analiza samych melodii. Jasne, są przykryte falą przesterów, czasami wpakowane w mordercze tempa (vide: “Eternal Meadow”) i okazjonalnie dudniące blasty, ale ich specyfika wciąż przywołuje na myśl wzmiankowane już “Dawnbearer” lub “No Holier Temple”. Pozostaje więc pytanie, czy Hexvessel zawsze był zespołem blackmetalowym, który przez całą dotychczasową karierę przebierał się w folkowe szaty, czy może na odwrót? Wszystkie znaki na niebie i na ziemi (czyli w lesie) wskazują na pierwszą z opcji. Już otwierający płytę “The Tundra Is Awake” zapala w głowie wiele znajomych lampek. Z jednej strony oczywiście czają się w tym zniekształcone melodie godne “Written in Waters” Ved Buens Ende, a z drugiej – warstwa wokalna oraz stoicka rytmika przywołują skojarzenia z “All Tree” z 2019 roku. Hexvessel wciąż pozostają sobą, mimo pewnego liftingu kultywowanej formuły. Właśnie z tego powodu “Polar Veil” jest tak urzekającym materiałem – grupa z dużym wdziękiem łączy typowe dla siebie uniesienia emocjonalne z jednoczesnym hołdem składanym idolom. Ot, kolejny przykład: “A Cabin in Montana” – gdyby nie lekko koturnowe zacięcie wokalne i dostosowana do obecnych czasów produkcja, można byłoby uznać ten utwór za zaginioną perłę Burzum z etapu “Filosofem”. Chyba trudno o lepszy wzorzec w takim kontekście gatunkowym.

Na “Polar Veil” Kvohst i reszta jego okultystycznej załogi wchodzą nie tylko w głąb lasu (jak zawsze), ale przede wszystkim w głąb siebie. Połączenie wypracowanej na przestrzeni lat konwencji z przepracowaniem fascynacji, które drzemały w nich od zawsze, przyjęło się jak należy. Jeden z lepszych blackmetalowych tytułów tego roku? Jeszcze jak!

Łukasz Brzozowski

(Svart Records, 2023)

zdj. A.H.

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas